do ÂściÂągnięcia ^ pdf ^ ebook ^ pobieranie ^ download
Podstrony
- Strona startowa
- Bruce Lansky [Girls to the Rescue 04] Girls to the Rescue Book 4 (pdf)
- Beverly Connor [Diane Fallon Forensic Investigation 07] Dust To Dust (pdf)
- Denise A Agnew [Daryk World 01] Daryk Hunter (pdf)
- Ian Morson [William Falconer Mystery 04] A Psalm for Falconer (pdf)
- Cara Covington [Menage Everlasting 44 Lusty Texas 03] Love Under Two Honchos (pdf)
- Charlotte Lamb Seductive Stranger [HP 1236, MBS 753, MB 3081] (pdf)
- Debbie Bailey [Men of Kinsey] Sienna's Submission [Siren Menage Amour] (pdf)
- Dana Marie Bell [Gray Court 03] Artistic Vision [Samhain] (pdf)
- Cherise DeLand [Stanhope Challenge] Miss Darling's Indecent Offer (pdf)
- Alan Burt Akers [Dray Prescot 03] Warrior of Scorpio (pdf)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- wblaskucienia.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
trafią się w życiu uporać. Nawet silne dziewczyny dochodzą do jakiejś granicy. Tu jest
moja. Moja granica. Nie dam rady szukać... po całym domu... po prostu nie mogę...
Zaczęła płakać, trząść się. Uniosła wiadro, wyszła z tego domu.
163
O 12.45 Salsbury zniósł ze swojego pokoju teczkę i skierował się z nią w stronę sa-
lonu.
Pauline Vicker siedziała w największym z trzech foteli. Była ociężałą kobietą po
sześćdziesiątce. Rozpuszczone siwe włosy. Czerstwa twarz. Podwójny podbródek.
Wesołe spojrzenie i prawie zawsze uśmiech na twarzy. Oblicze klasycznej babci, mode-
lowe rysy miłej staruszki z książeczek i filmów dla dzieci. Zajadała cukierki, oglądając
telewizyjnÄ… operÄ™ mydlanÄ….
Pani Vicker odezwał się od drzwi. Spojrzała na niego, nie przestając żuć toffi.
Z niejakim trudem przełknęła cukierek.
Dzień dobry, panie Deighton. Jeżeli ma pan jakieś zażalenie co do pokoju albo
czegoś innego, czy nie byłby pan łaskaw zaczekać z tym przez chwilę, dosłownie kilka
minutek nie więcej, łaskawy panie, nie więcej aż ten odcinek się skończy? To je-
den z moich ulubionych seriali i...
Jestem klucz powiedział zniecierpliwiony.
Och powiedziała rozczarowana, że nie obejrzy do końca programu. Jestem
zamek.
Podnieść się, pani Vicker.
Wygramoliła się z fotela. Stare, tłuste krówsko, pomyślał.
Czego panu potrzeba? zapytała uprzejmie.
Potrzebuję na jakiś czas tego pokoju powiedział. Podszedł do biurka, na któ-
rym stał jej prywatny telefon. Nie przeszkadzać!
Czy mam wyjść?
Tak. Zaraz.
Tęsknie zerknęła na okrągły stoliczek z klonowego drewna, stojący przy fotelu.
Czy mogę zabrać cukierki?
Tak. Tak. Tylko niech się pani wynosi, do diabła!
Zadowolona capnęła pudełko.
Już mnie nie ma. Już mnie nie ma, panie Deighton. Proszę, niech się pan tu rozgo-
ści. Nie pozwolę, żeby ktokolwiek panu przeszkadzał.
Pani Vicker.
Tak?
Niech pani idzie do kuchni.
W porzÄ…deczku.
I zje swoje słodycze, jeśli ma pani ochotę.
Mam.
Posłucha radia i poczeka w kuchni, aż przyjdę.
Tak, sir.
Czy to dość jasne?
164
Oczywiście. Zrobię to, co pan kazał. Sam się pan przekona. Idę prosto do kuchni,
zjadam słodycze i słucham...
I drzwi niech pani zamknie za sobą! dorzucił ostro. Niech pani już wyjdzie,
pani Vicker.
Zamknęła za sobą drzwi salonu.
Salsbury otworzył teczkę przy biurku. Wyjął z niej zestaw śrubokrętów i jeden z prze-
kazników końcowych IF małe czarne pudełko z kilkoma drutami które Dawson
kupił w Brukseli.
Sprytnie, pomyślał. Inteligentnie. Inteligentnie z mojej strony, że przywiozłem IF. Nie
wiedziałem, po co biorę to ze sobą. Przeczucie. Po prostu przeczucie. A teraz się opła-
ciło. Inteligentnie. Jestem górą. Jestem górą jak nic i trzymam wszystko w garści pod
kontrolą. Pełną kontrolą.
Po uważnym przeanalizowaniu sposobów dalszego działania, z matematyczną wręcz
dokładnością nawet po tak niedawnym otrząśnięciu się z panicznego strachu, zadecy-
dował, że nadszedł czas wysłuchać, co Paul Annendale ma do powiedzenia Edisonom.
Na biurku stało kilkanaście miniaturowych szklanych łabędzi, każdy nieznacznie różnił
się od pozostałych kształtem i kolorem. Zmiótł figurki na podłogę; odbiły się od dywa-
nu i stuknęły dzwięcznie o siebie. Jego matka zbierała ręcznie dmuchane figurynki, lecz
nie łabędzie. Wolała pieski. Były ich setki. Zgniótł jednego łabędzia i wyobraził sobie, że
to szklany piesek. Był dziwnie podniecony tym gestem. Podłączył przekaznik końcowy
do aparatu i wykręcił numer sklepu. Po drugiej stronie ulicy w domu Edisona nie za-
dzwonił żaden telefon. A jednak mikrofony telefonów w sklepie i w pomieszczeniach
mieszkalnych na górze zaczęły pracować.
Po kilku pierwszych minutach słuchania wątłe opanowanie, które udało mu się od-
budować po morderstwie, runęło. Buddy Pellineri opowiadał swym na wpół zrozumia-
łym językiem Samowi, Jenny i Paulowi o dwóch mężczyznach, którzy wyłonili się ze
zbiornika rankiem 6 sierpnia.
Widziano Rossnera i Holbrooka!
Nie była to jedyna ani nawet najgorsza ze złych wieści. Zanim Buddy dotarł do koń-
ca swej opowieści, zanim Edison i inni skończyli zadawać mu pytania, zjawiła się córka
Annendale a z wiadrem pełnym zakrwawionych szmat. Cholerne wiadro! Tak się śpie-
szył, żeby sprzątnąć kuchnię i ukryć ciało, że wstawił wiadro pod zlew, a potem zupeł-
nie o nim zapomniał. Ciało chłopca nie było wcale ukryte lepiej ale przynajmniej nie
w tym pomieszczeniu, gdzie popełniono morderstwo. Cholerne zakrwawione szmaty.
Zostawił dowody zbrodni na miejscu przestępstwa, dosłownie na widoku, tam gdzie
każdy dureń mógł je znalezć!
Nie ma już czasu na wielogodzinne rozwiązywanie coraz to nowych problemów, ja-
kich mu nie szczędzi dzisiejszy dzień. Jeśli ma zapanować nad sytuacją i uratować plan,
będzie musiał myśleć i działać szybciej niż kiedykolwiek do tej pory.
Postawił nogę na kolejnym łabędziu i rozdeptał go na miazgę.
165
4
13.10
Huk pioruna przetoczył się przez dolinę, a wiatr dmuchnął do wtóru ze zdwojoną
siłą.
Paul Annendale wszedÅ‚ na schodki z tyÅ‚u domu àorpa. PrzeżywaÅ‚ wewnÄ™trzne roz-
darcie. Z jednej strony mocno chciaÅ‚ wierzyć Emmie àorp, ale jednoczeÅ›nie nabieraÅ‚
przekonania, że Rya mówi prawdę.
Zaczekaj. Sam położył mu rękę na ramieniu i zacisnął palce jak szpony.
Paul obrócił się. Wiatr targał mu włosy, wiał w oczy.
To włamanie, naruszenie miru domowego.
Drzwi sÄ… otwarte.
To niczego nie zmienia powiedział Sam. Puścił go. Drzwi są otwarte, ponie-
waż Rya się włamała.
Paul wiedział, że Sam usiłuje przemówić mu do rozsądku dla jego dobra, ale mimo
to był zniecierpliwiony.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]