do ÂściÂągnięcia ^ pdf ^ ebook ^ pobieranie ^ download
Podstrony
- Strona startowa
- Herbert James Szczury 1 Szczury
- James Fenimore Cooper Oak Openings (PG) (v1.0) [txt]
- James Alan Gardner [League Of Peoples 05] Ascending
- James Lowder The Harpers 05 The Ring of Winter
- James Axler Deathlands 007 Dectra Chain
- James Axler Deathlands 044 Crucible of Time
- James Axler Deathlands 035 Bitter Fruit
- James Fenimore Cooper The Red Rover [txt]
- James Hutton The Man Who Found Time
- James Fenimore Cooper The Sea Lions [txt]
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- anusiekx91.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przekonywałem sam siebie.
Biegnąc co sił w nogach, nasłuchiwałem, czy nie padnie strzał. Ale co
zrobię, jeśli ten strzał usłyszę? Wrócę tam? Nie, to nie wchodziło w rachubę.
Pędziłem wąską ścieżką, zbliżając się do falochronu. Leciałem tak jak wariat,
zamiast zwolnić i przemyśleć całą sprawę. Nikt mnie w końcu nie gonił, z
chłodni nie było mnie widać, więc nie miałem powodu obawiać się, że ktoś do
mnie strzeli. Paniczny strach pchał mnie naprzód, ale wstyd, że uciekłem
zostawiając profesora samego, kazał mi zwolnić.
Dotarłem na brzeg już powoli, ale wciąż sapiąc jak lokomotywa.
Wstająca znad wody mgła przesłoniła księżyc. Chwilami ledwo widziałem
falochron. Podążyłem wzdłuż niego w kierunku Korony - wlokłem się teraz
noga za nogą, wsłuchując się w spadające z dachów krople... i jakby delikatny
plusk wioseł niedaleko od brzegu. Ta cisza, stanowiąca taki kontrast z
niedawnym hukiem wystrzału zakończonym kakofonią wrzasków, ta
przytłaczająca cisza przerażała mnie. Dokąd zmierzałem? Do Korony , żeby
w ukryciu czekać na wiadomość, że moi przyjaciele nie żyją, a ci zbóje uciekli
bezkarnie? A może w moim pokoju czekają już Pule owie z naostrzonymi
brzytwami? Musiałem się teraz poważnie zastanowić. Dzięki St. Ivesowi
zdołałem uciec. Nie mogłem wprost uwierzyć, że zdobył się na takie
bohaterstwo tylko po to, by ocalić moje nędzne życie. Ale tak niewątpliwie
było. Teraz była kolej na mnie. Potrzebowałem planu, jakiegokolwiek planu,
żeby ofiara profesora i moje ocalenie nie poszły na marne.
Tak rozmyślając, dostrzegłem światło latarni, z trudem przebijające się
przez mgłę jakieś dwadzieścia metrów od brzegu. Zwiatełko podskakiwało jak
błędny ognik, zawieszone na tyczce przymocowanej do dziobu łodzi.
Zatrzymałem się, by wyrównać oddech i uspokoić zmęczone serce.
Obserwowałem zbliżającą się latarnię. Nagły podmuch wiatru rozpędził mgłę i
oto ujrzałem kołyszącą się na ciemnych falach łódkę. Wioślarz, widząc teraz
przed sobą falochron, od razu skierował się ku brzegowi. Wkrótce łódka
zachrzęściła o kamienne dno, rufa zatoczyła łuk i oto pasażer brodził już w
płytkiej wodzie. Był to Hasbro. Nogawki miał podwinięte, a buty
przewieszone przez ramiÄ™.
Przeciągnął cumę przez zardzewiały, wystający z falochronu pierścień i
uścisnął moją dłoń, jakby nie widział mnie co najmniej miesiąc. Natychmiast
zdałem mu relację. Opowiedziałem, że profesor został w rękach tych zbirów i
że właśnie próbowałem przygotować jakiś plan odbicia go. Musiałbym jeszcze
dopracować szczegóły, żeby nie pchając się na ślepo nie pogorszyć sprawy.
Uświadomiłem mu też, że kapitan Bowker to bardzo niebezpieczny człowiek.
Jest jak dynamit - każdy najmniejszy wstrząs może go zdetonować.
James P. Blaylock - Maszyna lorda Kelvina 98
- Bardzo dobrze, panie Owlesby - rzekł Hasbro swym oficjalnym
głosem lokaja. Niespodziewany bieg wydarzeń nie wyprowadził go z
równowagi; po prostu nigdy mu się to nie zdarzało. Siedział na falochronie
wdziewając buty, słuchając i kiwając głową. Jego twarz wyrażała kamienny
spokój, jakby właśnie studiował listę startową na końskich wyścigach albo
dobierał koszulę i spodnie na następny ranek dla swojego pana. Wyobraziłem
sobie jego mózg jako skomplikowany, niezwykle skuteczny mechanizm
zegarka i ten obraz natchnął mnie otuchą. Kapitan był twardzielem, ale Hasbro
to człowiek jeszcze bardziej niebezpieczny. Niezliczoną ilość razy miałem
okazję się o tym przekonać, ale ciągle o tym zapominałem, bo tak głęboko
ukrywał swoje zalety. Wszystko robił dyskretnie, ale skutecznie. Oto przykład:
przed chwilą wiosłując przybił do brzegu, a jeszcze pół godziny temu pędził
wozem na złamanie karku, wywożąc dzwon w Bóg jeden wie jakim kierunku.
Tym się właśnie różniliśmy. On zawsze wiedział, dokąd zmierza, co
niezmiennie mnie zdumiewało, boja miewałem pewność, dokąd zmierzam,
tylko wtedy, kiedy udawałem się akurat do baru. Czy Dorota odkryła już tę
moją cechę? Dlaczego ona trwa przy mnie pomimo moich słabości? Może
dlatego, że przypominam jej ojca. Ale nie czas teraz na smutki ani rachunek
sumienia. Hasbro nie zdradził mi, gdzie się podziewał; odkryłem to dopiero
pózniej. Teraz jednak obaj posuwaliśmy się naprzód we mgle. Znów miałem
do odegrania rolÄ™ spiskowca, ale tym razem pod czyimÅ› kierunkiem. Szkoda,
że Dorota nie może mnie teraz zobaczyć - jak wyruszam na niebezpieczną
misję, jak przedzieram się przez mgłę, by wybawić profesora z rąk
zdesperowanych przestępców. Nagle potknąłem się o kamień i wylądowałem
twarzą w trawie. Podniosłem się natychmiast, spojrzałem z wyrzutem na
zdradliwy krawężnik i rozejrzałem się, czy nikt nie był świadkiem mego
kompromitującego upadku. Hasbro był daleko z przodu i nie zwrócił na ten
incydent uwagi, może zresztą udawał, że nic nie widział, by nie wprawić mnie
w zakłopotanie.
Ale tam, w kierunku pomostu, na drugim końcu trawnika... cóż, w tej
przeklętej mgle trudno było mieć pewność, ale chyba tam ktoś stał obserwując
[ Pobierz całość w formacie PDF ]