do ÂściÂągnięcia ^ pdf ^ ebook ^ pobieranie ^ download
Podstrony
- Strona startowa
- Stasheff, Christopher Warlock 03 The Warlock Unlocked
- Fred Saberhagen Vlad Tepes 03 Vlad Tapes
- Cabot Meg Pamiętnik księżniczki 03 Zakochana Księżniczka
- Gordon Lucy Bracia Rinucci 03 Rzymskie wesele (Rzymskie wakacje)
- Cara Covington [Menage Everlasting 44 Lusty Texas 03] Love Under Two Honchos (pdf)
- Dana Marie Bell [Gray Court 03] Artistic Vision [Samhain] (pdf)
- Alan Burt Akers [Dray Prescot 03] Warrior of Scorpio (pdf)
- Franklin W Dixon Hardy Boys Case 03 Cult of Crime
- Dragonlance Dark Disciple 03 Amber and Blood # Margaret Weis
- Carola Dunn [Regency Trilogy 03] Polly and the Prince (pdf)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- pojczlander.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
rozgniewany, raczej dziwnie zaciekawiony. Przyglądał jej się przez długą chwilę w milczeniu, a
potem uśmiechnął najszerszym, najdziwniejszym uśmiechem
jaki zdarzyło jej się widzieć na twarzy wampira.
- Dobrze - zgodził się. - Zawody. Komputer przeciwko liczydłu.
Nie była pewna, czy to faktycznie dobry pomysł, chociaż w zasadzie był jej.
- Hm... A co mam do wygrania? - Chociaż ważniejsze może: co mogę przegrać?" W
Morganville dobijanie targu było zwykłym sposobem na życie i trochę przypominało to zawieranie
układów z krwiożerczymi wróżkami. Lepiej uważać, o co
siÄ™ prosi.
- Własną wolność - stwierdził poważnie. Oczy miał szeroko otwarte i szczere, a młodo
wyglądająca twarz jaśniała uczciwością. - Powiem Amelie, że nie nadawałaś się do tej pracy. Pozwoli
ci zajmować się dalej własnym życiem, jakiekolwiek jest.
Wartościowa nagroda. Aż zbyt cenna. Claire z trudem przełknęła ślinę.
- A jeśli przegram?
- Wtedy ciÄ™ zjem.
Ani na jotę nie zmienił wyrazu twarzy.
- Nie... Nie możesz tego zrobić. - Podciągnęła rękaw podkoszulka i uniosła nadgarstek tak, że
złota bransoletka zabłysła w świetle.
- Nie bądz śmieszna - prychnął. - Oczywiście, że mogę.
Dziecko, mogę robić wszystko, na co mam ochotę. Beze mnie nie ma przyszłości. Amelie? Nikt, a już
zwłaszcza Amelie, nie odmawia mi od czasu do czasu jakiegoś smakowitego kąska. Bo jesteś i tak za
mała, żeby się liczyć jako pełny posiłek, a poza tym nie miałbym czego żałować. Odsunęła się od
niego o krok. Duży krok. Ten szalony uśmiech... Spojrzała w stronę drzwi do sąsiedniego pokoju,
gdzie czekał na nią Sam. Nic dziwnego, że Amelie poleciła mu zostać.
Myrnin smutno, przesadnie westchnÄ…Å‚.
- Zmiertelnicy nie są już tacy jak kiedyś. Tysiąc lat temu postawiłabyś własną nieśmiertelną
duszę za kawałek czerstwego chleba. Teraz w ogóle nie da się was namówić do hazardu, nawet za
cenę wolności. Naprawdę, ludzie stali się tacy... nudni. I co,
nic będzie zakładu? Naprawdę?
Pokręciła głową. Na jego twarzy odmalowało się bezbrzeżne rozczarowanie.
- No dobrze - sapnÄ…Å‚. - W takim razie na jutro napiszesz esej na temat historii alchemii. Nie
oczekuję, że będzie na poziomie akademickim, ale spodziewam się, że wykażesz zrozumienie podstaw
tego, czego usiłuję cię nauczyć.
- Ty mnie uczysz alchemii?!
Zdziwił się i rozejrzał po laboratorium.
- A nie widzisz, co tutaj robiÄ™?
- Ale alchemia... to bzdury. Znaczy to jest jak magia, a nie nauka.
- Tak, to smutne, że dokonania alchemii zostały zapomniane, i owszem, magia to znakomite
określenie na rzeczy, dla których zrozumienia nie masz jeszcze podstaw. A jeśli chodzi o naukę... -
Myrnin wydał jakiś niemiły odgłos. Jego oczy znów gorączkowo zabłysły. - Nauka to tylko metoda, a
nie religia, ,i przecież potrafi być tak samo ograniczona. Claire, tutaj liczą się otwarte umysły. Tylko
otwarte umysły. Kwestionuj wszystko, nie przyjmuj niczego na wiarę, dopóki sama tego nie
udowodnisz. Tak?
Z wahaniem pokiwała głową, raczej ze strachu przed stawianiem mu oporu niż z przekonania. Myrnin
wyszczerzył do niej zęby w uśmiechu i poklepał ją po plecach z taką siłą, że aż zabolało.
- Grzeczna dziewczynka - pochwalił. - No dobrze. Co wiesz o teorii Schródingera? Tej z
kotem?
Myrnin zrobił się dziwny dopiero pod sam koniec spotkania z Claire, kiedy - jej zdaniem - zaczął się
męczyć. Musiała przyznać, że w jego laboratorium fajnie się pracuje; miał w sobie tyle pasji, tak wiele
entuzjazmu do wszystkiego. Nawet do tego, żeby okropnie ją straszyć. Był jak małe dziecko, składał
się wyłącznie z tej rozpierającej go energii i rozgestykulowanych rąk, śmiał się chętnie, ale równie
szybko karcił ją, jeśli popełniła błąd. Lubił wyśmiewać, a nie poprawiać. Uważał, że jeśli sama będzie
musiała wyciągnąć prawidłowe wnioski, nauczy się lekcji tak jak trzeba.
Zerknęła na zegarek i stwierdziła, że jest już prawie ósma - pózna godzina. Powinna już wrócić do
[ Pobierz całość w formacie PDF ]