do ÂściÂągnięcia ^ pdf ^ ebook ^ pobieranie ^ download
Podstrony
- Strona startowa
- Dana Marie Bell [Gray Court 03] Artistic Vision [Samhain] (pdf)
- Dana Marie Bell The Gray Court 01 Dare To Believe
- Lords of Kassis 1 Rivers Run S.E. Smith
- Caldwell Erskine Jenny
- Docc Hilford Our Magic Edited
- C Lin Carter Conan barbarzyśÂ„ca
- Idries Shah Learning How To Learn Psychology And Spirituality In The Sufi Way 289p
- Hogan, James P Bug Park
- 1990 The Batman Murders
- Friedrich August von Hayek DROGA DO ZNIEWOLENIA
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- charloteee.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Gdyby ogrodnikowi przyszło na myśl przejść się koło okien, przynajmniej nie będzie w stanie
rozpoznać dziewczyny, która ma w tak jawny sposób odkryte pośladki.
Zamknęłam oczy i powiedziałam sobie, że to część bycia dobrą żoną. Dobre żony nie
protestują kiedy ich mąż rozdziela ich nogi i wchodzi w nie od tyłu. Dobre żony nie mają nic
przeciwko, że ich piersi są wciśnięte w cienki płócienny obrus, a ich sutki ocierają się o materiał.
Dobre żony nie protestują kiedy... I wtedy, ku mojemu zaskoczeniu, wcale nie zaskoczyłam, kiedy
uderzyło we mnie głębokie pulsowanie gorąca.
Pchnięcia mojego męża wbijały mnie w stół, tak że moja łechtaczka także poczuła tarcie
obrusu. To doprowadziło mnie do gorączki i wierzgnęłam biodrami, by zwiększyć kontakt. Ten ruch
zdawał się doprowadzić mojego męża do szaleństwa. Jego pchnięcia stały się silniejsze i
mocniejsze. Każdy pchał mnie bliżej mojego stanu rozgrzanej namiętności. Naparłam nawet piersią
na obrus, by zaspokoić głód moich sutków.
"Och, och." Jęczał mój mąż i nagle pchnął głęboko, a potem znieruchomiał, boleśnie
znieruchomiał, a moja pochwa wypełniła się ciepłem. A potem wysunął się z klepnięciem w moje
nagie pośladki.
"No, to jest dopiero odpowiednie śniadanie, nie sądzisz?" Wyłapałam satysfakcję w jego
głosie. Ja sama nie zaznałam spełnienia. Moje ciało pulsowało przy stole. "Lepiej się okryj, żono,
nigdy nie wiadomo, kto może przejść obok okien."
Opuścił moją suknię, by zakryć mą nagość, a potem podszedł do bocznego stolika, by
nałożyć sobie grzankę i dżem. Usiadłam prędko poprawiając swój stanik.
"Ach, nie ma to jak kęs po porannej wycieczce." Ugryzł grzankę silnymi, białymi zębami.
"Albo kęs po kęsie." Temu stwierdzeniu towarzyszyło lubieżne mrugnięcie.
Poczułam bunt. Mój mąż rozpalił we mnie ogień, który wciąż się palił. A on jak się zdawało
nie zamierzał go ugasić. Nie wiedziałam, czy powinnam zwrócić mu na to uwagę. Może o tym
wiedział i nie uważał tego za istotne. Czym były moje prawa żony w takiej sytuacji? Otworzyłam
usta, by zadać pytania, ale wtedy za oknem pojawiła się postać młodego ogrodnika. Przez jedną
zatrważającą chwilę pragnęłam wybiec, unieść spódnice i pozwolić temu mężczyznie wziąć mnie w
ogrodzie. Co się ze mną działo?
"W samą porę, co?" Mój mąż mrugnął do mnie, a ja szybko się zgodziłam. Nie widziałam
potrzeby, by poznał moje bezwstydne myśli. Markiz zrozumie, nie miałam co do tego wątpliwości,
ale nie Hrabia.
"Może powinniśmy w przyszłości przenieść nasze intymności do sypialni." Zasugerowałam.
"Jak dla mnie to brzmi odrobinę nudno." Dorchester wziął kolejny kęs grzanki.
"Powiedziałbym, że możemy przetestować wszystkie pomieszczenia. Spotkasz się ze mną pózniej
w kuchni?"
Widziałam błysk w jego błękitnych oczach i wiedziałam, że się drażni. Mój mąż był całym
sercem chłopcem. Płonąca we mnie potrzeba ucichła na tyle, że byłam w stanie oddać mu uśmiech.
"Jak widzę, lubisz płatać figle."
"Młody wichrzyciel, tak nazywa mnie Warrington. Książę Warrington, jak zapewne wiesz.
Stale mówi mi, bym zachowywał się jak dziedzic tytułu książęcego, a nie jak hałaśliwy uczniak."
"A ty go nie słuchasz?" Zlokalizowałam mój talerz, który powędrował w czasie naszych
harców na drugą stronę stołu.
"Słucham. Czasami jestem posłuszny. Ale powtarzam mu, że wciąż jestem młody.
Podejrzewam, że zapomniał już jak to jest mieć młode lata."
"Jest w podeszłym wieku?"
Dorch zarechotał. "Nie za bardzo. Jest raptem dziesięć lat starszy ode mnie. Ale przejął
obowiązki Księcia w okrutnie młodym wieku. Nie pozwala zasiać swojego dzikiego owsa.
Doprawdy, zawstydzające. Tak niezrównany człowiek jak on powinien cieszyć się życiem, a
zamiast tego zawsze był zamknięty ze swoim lokajem i urzędnikami."
"Słyszałam, że nie chce się żenić."
"Tak." Po raz pierwszy odkąd go znałam, mój hałaśliwy mąż wyglądał na przybitego.
Zastanawiałam się nad zródłem jego smutku. "I dlatego właśnie uczynił mnie swoim dziedzicem.
Pozycja, której nigdy nie wypatrywałem. Gdyby mógł się dowiedzieć...znaczy się, gdyby się ożenił
i spłodził dziedzica, to nie musisz się martwić. Wciąż będziemy zabezpieczeni."
"Powiedziano mi, że osiem tysięcy na rok."
Zarumieniłam się pod jego zaskoczonym spojrzeniem. Czy niestosownym było rozmawianie
z mężem o takich szczegółach."
"Szczera z ciebie osóbka, prawda? Tak właśnie opisał się Markiz. Widzę, że trafił w sedno."
Na wzmiankę o Markizie zaczerwieniłam się jeszcze bardziej. Ale Hrabia zdawał się
nieświadomy mojego skrępowania.
"Zastanawiam się gdzie się podział ten stary szubrawiec. Wydał polecenia odnośnie pikniku,
ale wolę jeszcze pogalopować. Dołączysz do mnie?"
"Z największą przyjemnością, ale obawiam się, jak to powiedzieć, że jestem
niedysponowana." Posłałam mu znaczące spojrzenia, ale on chyba nie zrozumiał. Postawiłam więc
na szczerość. "Pewna wrażliwość nie pozwala mi dziś na ujeżdżanie konia."
"Och! Cóż, można się było tego spodziewać." Postawił z brzękiem swój talerz. Czy on robił
cokolwiek bez hałasu i zamieszania? "Nie masz nic przeciwko, jeśli pójdę? Staję się opryskliwy,
jeśli nie zaliczę codziennie długiego, porządnego galopu."
"To idz, proszÄ™ bardzo."
"Nie sprzeciwisz się, jeśli zostawię cię samą?"
"Wciąż będę twoją żoną, gdy wrócisz." Uśmiechnęłam się do niego zuchwale.
Pokręcił speszony głową. "Jesteś żoną jak żadna inna. Powinienem wiedzieć, że Markiz
wybierze kogoś niezwykłego?"
"Markiz? Nie rozumiem."
"Markiz de Beaumont." Powtórzył niecierpliwie.
Nagle przyszło mi do głowy głębokie podejrzenie. "Nasze małżeństwo to jego sprawka?"
"Tak, naturalnie. Stwierdził, że będziemy do siebie pasować. Nie jestem za dobry w
zalotach. Dla mnie to strata czasu. Beaumont poinformował mnie, że zna idealną pannę, która
zaspokoi moje żądania."
"%7łądania." Odparłam słabo.
"Nie zaprzątaj tym sobie główki. Jestem całkowicie zadowolony z wyboru Markiza."
"Ale "
"I nie zadręczaj mnie. To było jedno z żądań."
"Rozumiem." Ale nie rozumiałam. Dlaczego Markiz wybrał mnie na żonę dla swojego
przyjaciela? Czy chodziło zwyczajnie o wciągnięcie mnie w swoje szpony i uwiedzenie pod nosem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]