do ÂściÂągnięcia ^ pdf ^ ebook ^ pobieranie ^ download
Podstrony
- Strona startowa
- God's Demon Wayne Douglas Barlowe
- De_Camp_Lyon_Sprague_ _Szalony_Demon
- Lois McMaster Bujold 13 A Civil Campaign
- LE Modesitt Recluce 12 Wellspring of Chaos (v1.5)
- Jack L. Chalker, Effinger, Resnick The Red Tape War
- (Raija ze śÂnieśźnej krainy 09) Bez korzeni Bente Pedersen
- Sandy Jones Mój ksić śźe
- WYKRADZIONE ANIOŁOM BRIAN DULLAGHAN
- 05masters01 10_pl
- Ian Watson Hard Questions
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- pojczlander.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jaszczurami, przestaną się poruszać, gdyż zimno je sparaliżuje.
- To nasuwa mi pewien pomysł, jeśli wolno mi zabrać głos - wtrąciłem się. -
Znam szamana Zaperazich, jeśli znam jest właściwym słowem, gdy mówię o
człowieku, który chciał mnie ofiarować swej bogini. W jego magicznym rynsztunku
jest również zaklęcie chłodu; prawdę mówiąc, w ten sposób mnie schwytali. Yurog
zamroził mnie tak, że nie mogłem się ruszyć. Gdyby nam się udało przekonać pana
Yuroga, by użył swego zaklęcia przeciwko Paaluańczykom...
Propozycja spotkała się z okrzykami akceptacji ze strony wodzów.
- Dobrze! - zdecydował chan. - To znaczy, jeśli pan Zdim potrafi zachęcić
tego barbarzyńcę do naszego przedsięwzięcia. Podejdziemy do Ucha Igielnego i
zobaczymy, co zdziała jego siła przekonywania.
A teraz - ciągnął - kolejna sprawa. Nie mamy jeszcze na piśmie umowy z
syndykami. Bylibyśmy głupcami, gdybyśmy się wykrwawili na śmierć dla ich dobra
przed zawarciem odpowiedniego porozumienia. Znamy tych oszustów zbyt dobrze.
Moglibyśmy poświęcić dla nich połowę naszego narodu, lecz gdy nie będziemy mieli
kawałka pergaminu, to oni powiedzą: Nie jesteśmy wam nic winni, nie umawialiśmy
się, że chcemy waszej pomocy .
Wystąpienie chana spotkało się z powszechnym poparciem. Niemal wszyscy
Shvenici byli niepiśmienni, mieli więc zabobonny stosunek do słowa pisanego. Poza
tym dostatecznie dobrze poznałem syndyków, by nie mieć wątpliwości, że obawa
Shvenitów przed oszukaństwem jest oparta na faktach.
Ostatecznie zdecydowano, że ekspedycja w sile pięciu tysięcy wojowników i
stu mamutów zostanie wysłana pod Ucho Igielne. Jeśli uda mi się nakłonić Yuroga do
wstąpienia do naszej armii, to pomaszeruje ona do Ir przez Solymbrię, która nie
będzie w stanie przeszkodzić nam w przejściu.
Po targach zgodziliśmy się zasadniczo na warunki, które oferowali
syndykowie: jedna marka dziennie dla człowieka, sześć pensów za dniówkę mamuta i
w całości nie więcej niż ćwierć miliona marek. Upierali się, by określić minimalną
zapłatę na sto tysięcy marek, na co się zgodziłem.
Przed zaatakowaniem Paaluańczyków należało jednak dołożyć wszelkich
starań, by uzyskać od Iriańczyków potwierdzenie obietnicy na piśmie. Rozwiązanie
tego problemu, ze względu na oblężenie Ir, miało czekać na stosowny moment.
Wreszcie Theorik powiedział:
- Hvaednirze, któregoś dnia zastąpisz mnie, nadszedł więc czas, byś się uczył
sztuki samodzielnego dowodzenia. Dlatego ty poprowadzisz tę wyprawę. Dam ci
znającą się na rzeczy radę wojenną, złożoną z doświadczonych dowódców, i radzę ci
zważać na ich słowa.
- Dziękuję ci, wuju - odpowiedział książę Hvaednir.
X - Generał Ulola
Pomaszerowaliśmy więc do Ucha Igielnego. Nasi zwiadowcy złapali jednego
z ludzi plemienia Zaperazi, powiedzieli mu, że chcemy rozmawiać z szamanem
Yurogiem i puścili wolno. Po pewnym czasie Yurog wyszedł spoza skał. Z łatwością
przekonaliśmy go, by się do nas dołączył, oferując mu jako zapłatę dziesięć wołów;
pięć teraz, a pięć po powrocie z kampanii. Gdy podążaliśmy w dół po południowym
stoku przejścia, starzec, kołysząc się na grzbiecie mamuta, wyznał:
- Dobrze być szaman, ale ja chcieć widzieć cywilizacja, spotkać wielkich
czarownik, uczyć wysoka magia. Po wielu latach skaliste góry i tępi jaskiniowcy to
wielka nuda.
Na granicy z Solymbrią pojawił się problem, jak mamy traktować
Solymbriańczyków. Powiedziałem Shnorriemu:
- Uważam, że nie są oni w stanie zatrzymać waszej armii w marszu do Ir, gdyż
kraj jest kompletnie zdezorganizowany przez rządy półgłupka. Lecz wkrótce odbędą
się u nich kolejne wybory i tym razem los może wskazać kogoś bardziej
kompetentnego. Jeśli Hvaednir pozwoli ludziom, by rabowali, gwałcili i mordowali,
to wracając z kampanii możecie być zmuszeni do wywalczenia sobie przejścia przez
Solymbrię.
W czasie posiedzenia najbliższej rady wojennej Shnorri podniósł tę sprawę.
(W spotkaniach rady uczestniczyłem jako przedstawiciel Ir.) Jeden z wodzów
powiedział:
- Któż jest tym o zajęczym sercu? Kto chce, byśmy łagodnie i ckliwie
traktowali nędznych posiadaczy? Precz z nim! Jeśli nasi dzielni chłopcy przelecą parę
solymbriańskich dziewuch, to Solymbriańczycy mogą uważać to tylko za zaszczyt, że
nasza bohaterska krew trafi w ich zdegenerowane żyły.
- Nawet szczur potrafi ugryzć, jeśli się go zapędzi do rogu - zauważył inny z
rady. - Dlatego zgadzam się z księciem Shnorrim. Jeśli przydusimy te solymbiańskie
szczury za bardzo, to z pewnością będą chcieli się odgryzć. Zabicie dziesięciu za
jednego naszego nic nam nie da. Ten jeden zabity będzie dla nas więcej wart na
stepie, gdy wybuchnie wojna z Gendingami.
- E tam, pieprzyć Solymbiańczyków! - rzucił pierwszy. - Przejdziemy przez
nich jak gorący nóż przez masło. Czyście już zapomnieli, jak za rządów chana
Yngnala złupiliśmy miasto Boaktis, a posiadacze zmykali przed nami jak króliki?
Shnorri zauważył:
- Pamiętam również, że gdy nasza armia wracała przez góry Ellornas,
połączone siły Boaktian, Tarxian i Solambriańczyków zasadziły się na nas i
odzyskały większość łupu.
I tak to trwało, a książę Hvaednir przysłuchiwał się z boku. Ten młody
człowiek nie poraził mnie swą inteligencją, gdyż poznałem już shvenski na tyle, by
móc rozmawiać. Jak dotąd jednak książę słuchał uważnie rad wodzów i przyjmował
je, gdy były mniej więcej zgodne. Wreszcie odezwał się:
- Zrobię tak, jak mi radzi kuzyn Shnorri. Rozkażcie wojownikom nie oddalać
się od dróg, wałęsanie się będzie surowo karane. Mają również płacić za wszystko, co
wezmą od Solymbriańczyków, którzy będą też sami ustanawiać ceny. Złodziejstwo i
napady będą karane utratą ręki, gwałt kastracją, a morderstwo głową.
Wywołało to sporo utyskiwań, a niektórzy wojownicy nie potraktowali
rozkazu serio. Dopiero gdy jeden z nich stracił głowę za zabicie człowieka, reszta
uspokoiła się i zaczęła respektować zarządzenie.
Początkowo Solymbriańczycy uciekali z przerażeniem przed armią
Hruntingów. Jednak większość z nich, zobaczywszy, że nomadowie zachowują się
przyzwoicie, powróciła do swych domostw. Pojawiły się chmary markietanek,
kuglarzy i prostytutek gotowych zaspokajać zachcianki wojowników.
Od niektórych z nich dowiedziałem się, że Ir jeszcze się broni. Informacje nie
były najświeższe, gdyż ziemie wokół Ir były na wiele lig wyludnione. Część
mieszkańców wyłapała kawaleria paaluańska na kangurach i zabrała w celach
zaopatrzeniowych. Inni, słysząc o losie współobywateli, postarali się, by odległość
między nimi a Ir była jak największa.
W marszu ominęliśmy miasto Solymbrię - które na wszelki wypadek
zamknęło bramy, i przeszliśmy obok obozu uciekinierów z Ir. Zatrzymaliśmy się na
noc, mając ich w zasięgu wzroku, a delegacja Iriańczyków oczekiwała już na naszych
wodzów.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]