do ÂściÂągnięcia ^ pdf ^ ebook ^ pobieranie ^ download
Podstrony
- Strona startowa
- God's Demon Wayne Douglas Barlowe
- Camp Sprague Szalony demon
- Olivia Cunning One Night with Sole Regret 06 Tell me
- Lingas śÂoniewska Agnieszka Szukaj Mnie Wsród Lawendy Gabriela TOM 3
- Tawny Talyor Twilight Possession 01 Palć cy GśÂód
- Franklin W Dixon Hardy Boys Case 03 Cult of Crime
- Abonij Melinda Nadj GośÂćÂbie wzlatujćÂ
- Carola Dunn [Regency Trilogy 03] Polly and the Prince (pdf)
- Janelle Taylor Nie wracaj do domu
- Sandemo_Margit_06_PrzeklćÂty_skarb
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- pojczlander.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
W okamgnieniu tłum Zaperazich znalazł się u podstawy nasypu i pognał dalej, nie
zmieniając kierunku. Ja zaś biegłem wolno nową trasą, uważając, by nie potrącić kamienia ani nie
wywołać hałasu. Po pewnym czasie jaskiniowcy odkryli, że perłowoszara ofiara zginęła im z pola
widzenia. Zatrzymali się, zaczęli krzyczeć i wymachiwać pochodniami, lecz byłem już poza ich
zasięgiem.
Przed świtem znalazłem ścieżkę prowadzącą przez Ucho Igielne i podążyłem północnym
stokiem gór Ellornasu w dół ku stepom Shvenu.
Zarówno w niewoli, jak również podczas ucieczki byłem skłonny zgodzić się z
nieprzychylnym poglądem karczmarza Hadrubara na temat Zaperazich. Wędrując jednak szlakiem
w różowym świetle poranka i pogryzając kotlet odzyskałem bardziej racjonalny osąd. Sposób
działania Zaperazich nie był niczym niezwykłym dla Pierwszoplanowców, którzy instynktownie
dzielą się na wrogie sobie grupki. Każdy członek takiej grupy uważa wszystkie pozostałe grupy za
nie w pełni ludzkie, czyli mogące być obiektem polowania - ofiarą. Podział taki może być
stworzony pod dowolnym pretekstem: rasy, narodowości, przynależności klasowej, wierzeń
religijnych czy jakichkolwiek innych różnic, które można wykorzystać.
Mając pretensję do Solymbriańczyków, Zaperazi, wyposażeni w normalnie działający,
ludzki mózg, przyjęli wrogą postawę wobec wszystkich Novariańczyków. Pracowałem dla
novariańskiego rządu, więc zaliczyli mnie do tej samej kategorii. Prawdą było nie to, że Zaperazi są
morderczo usposobionymi barbarzyńcami w odróżnieniu od cywilizowanych Novarian, lecz że
wszystkie istoty ludzkie są dotknięte morderczym barbarzyństwem , maskowanym welonem
cywilizowanych obyczajów i manier.
IX - Chan Theorik
Przez trzy dni brnąłem po pokrytym trawą, płaskim i wietrznym stepie zachodniego
Shvenu, nie dostrzegając żadnych przejawów ludzkiego życia. Nie napotkałem również
najmniejszych oznak życia zwierzęcego, jeśli nie liczyć ptaków czy paru antylop i dzikich osłów.
Dawno już skończyła mi się konina, lecz nie mogłem zdobyć pożywienia, gdyż dzikie zwierzęta
były zbyt szybkie nawet dla mnie. Nie miałem zaś żadnej broni, z której mógłbym coś ustrzelić.
Brak pokarmu i wody sprawiał, że byłem coraz słabszy, gdy nagle wyczułem swymi
witkami powiew wilgoci. Stanąłem jak wryty, węsząc w powietrzu i udałem się w jej kierunku. Po
upływie pół godziny znalazłem sadzawkę otoczoną paru drzewkami. Woda była bardzo zamulona,
lecz nie powstrzymało mnie to przed ugaszeniem pragnienia. Na szczęście jesteśmy odporni na
niemal wszystkie choroby Pierwszego Planu.
Ciągle jeszcze sączyłem mętną wodę, gdy zaalarmował mnie stukot podków.
Wyprostowałem się, a wtedy jezdziec puścił konia galopem. Był to wielki mężczyzna, podobny do
najemników ze Shvenu, których widziałem w Ir. Miał na sobie futrzany kapelusz, płaszcz z owczej
skóry i workowate spodnie z wełny wpuszczone w filcowe buty. Jasna broda powiewała mu na
wietrze. Podniosłem rękę i zawołałem w języku shvenskim:
- Zabierz mnie do swego wodza!
Było to jedno z niewielu zdań, które zapamiętałem, nim udałem się w drogę. Brak czasu i
dobrego nauczyciela sprawiły, że nie zaliczyłem pełnego kursu tego języka.
Jezdziec wykrzyknął coś, co zabrzmiało jak Jipi! i w dalszym ciągu szarżował na mnie.
Zbliżając się, chwycił zwój sznura, który wisiał przy siodle, i zakręcił nim nad głową.
Nie miałem wątpliwości, że chce mnie złapać na lasso, jak bandyci Aithora z Zielonej
Puszczy, i powalić na ziemię. Nie mając ochoty na takie potraktowanie, skoncentrowałem się i
widząc nadlatującą pętlę wyskoczyłem w powietrze i pochwyciłem sznur szponami. Gdy opadłem,
zaparłem się piętami o ziemię i rzuciłem gwałtownie do tyłu.
Wynik był zadziwiający. Jezdziec miał zamiar wywrócić mnie i pociągnąć po ziemi, lecz
nieoczekiwane szarpnięcie wyrwało go z siodła. Upadł głową na trawę, a jego koń stanął w
miejscu.
Popędziłem do leżącego mężczyzny. Gdy odwróciłem go na plecy, ze zdumieniem
stwierdziłem, że jest martwy. Spadając skręcił kark.
To zmieniło całkowicie postać rzeczy. Ubranie mężczyzny mogło mi dać pewne
zabezpieczenie przed skokami temperatury, gdyż południowy żar na stepie zwalał mnie niemal z
nóg, natomiast w chłodzie nocy zamarzałem niemal na kość. Dlatego wciągnąłem na siebie
futrzany kapelusz, płaszcz z owczej skóry i filcowe buty. Nie skorzystałem ze spodni, gdyż
krępowałyby za bardzo ruchy ogona. Wziąłem natomiast broń i krzesiwo.
Postanowiłem również ująć konia. Spróbowałem się do niego zbliżyć, lecz uciekał ode
mnie, przestraszony zapewne moim zapachem i wyglądem. Jednocześnie było oczywiste, że nie
chce opuścić sąsiedztwa sadzawki. Podążałem za nim w kółko wokół kępy drzewek, lecz osłabiony
głodem nie byłem w stanie go złapać.
W pewnym momencie przypomniałem sobie o lasso. Nie miałem, jak dotąd, okazji do
ćwiczenia sztuki rzucania lassem, więc za pierwszym razem omotałem liną własne nogi i znalazłem
się na ziemi. Kilka godzin praktyki sprawiło jednak, że potrafiłem nim rzucić z niezłym skutkiem
na odległość paru metrów. Udało mi się również zbliżyć do konia na tyle, że zarzuciłem mu pętlę
na szyję. Wtedy zaprowadziłem go blisko sadzawki i przywiązałem do drzewa.
Zwłoki mężczyzny zjadłem, ciesząc się, że swój posiłek mogę ugotować. Niektórych
Pierwszoplanowców całe zajście przeraziłoby i okrzyknęliby mnie śmiertelnym wrogiem rodzaju
ludzkiego, lecz nie mogę traktować poważnie ich nielogicznych i niekonsekwentnych tabu.
Nieznajomy, atakując mnie, sam sprowadził na siebie śmierć. Jego dusza udała się
prawdopodobnie do innego świata Pierwszoplanowców, w którym maszyny wykonują wszystkie
prace. Nie mógł więc mieć już żadnego pożytku ze swego ciała, a mnie posłużyło ono bardzo
[ Pobierz całość w formacie PDF ]