do ÂściÂągnięcia ^ pdf ^ ebook ^ pobieranie ^ download
Podstrony
- Strona startowa
- Stasheff, Christopher Warlock 03 The Warlock Unlocked
- Fred Saberhagen Vlad Tepes 03 Vlad Tapes
- Cabot Meg Pamiętnik księżniczki 03 Zakochana Księżniczka
- Gordon Lucy Bracia Rinucci 03 Rzymskie wesele (Rzymskie wakacje)
- Cara Covington [Menage Everlasting 44 Lusty Texas 03] Love Under Two Honchos (pdf)
- Alan Burt Akers [Dray Prescot 03] Warrior of Scorpio (pdf)
- Franklin W Dixon Hardy Boys Case 03 Cult of Crime
- Dragonlance Dark Disciple 03 Amber and Blood # Margaret Weis
- Carola Dunn [Regency Trilogy 03] Polly and the Prince (pdf)
- King.William. .Przygody.Gotreka.i.Felixa.03. .ZabĂłjca demonĂłw
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- pojczlander.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Zrobiło się chłodno. Zadrżałam.
- Tak.
Nie było widać żadnych kryształków lodu. Mróz nie pokrywał szyb. Nic widocznego
się nie pojawiło. Po prostu wiedziałam, że jeszcze przed momentem Vic i ja siedzieliśmy tu
sami, A teraz coś było z nami. Ktoś.
W pierwszej chwili poczułam się zdezorientowano, Dlaczego to nie było tak
gwałtowne i przerażające, jak inne manifestacje duchów, które widziałam? Zjawy nie
skradajÄ… siÄ™ cichutko po kÄ…tach. IdÄ… jak burza, torujÄ…c sobie drogÄ™ lodowymi ostrzami.
Właśnie tak to zawsze wyglądało w szkole...
Chwileczkę. Szkota została specjalne zbudowana tak, by odpędzać duchy. W jej
murach i dachach było mnóstwo miedzi i żelaza, których zjawy nie znoszą. Wprawdzie udało
im się przedrzeć, ale kosztowało je to wiele wysiłku. Te niesamowite przejawy ich mocy,
które widywałam wcześniej - lodowe stalaktyty i przerażające błękitnozielone światło - czy
były efektem ich zmagań? Może w miejscu takim jak to, w zwykłym domu, widma pojawiały
się w mniej spektakularny sposób?
- Cześć - rzucił radośnie Vic. - To moja przyjaciółka, Bianca. Zatrzyma się przez jakiś
czas w piwnicy na wino z Lucasem. To też przyjaciel. Oboje są fantastyczni, polubisz ich. -
Tak samo mógłby nas przedstawiać na imprezie. - Są tylko trochę zdenerwowani, bo Bianca
miała kiedyś nieprzyjemne przeżycia z duchami. Ale to nic osobistego. Chciałem się tylko
upewnić, że sobie poradzicie.
Oczywiście nie padła żadna odpowiedz. Wydawało mi się, że światło jest nieco
jaśniejsze w rogu strychu i może odrobinę bardziej błękitne, ale różnica była tak subtelna, że
niemal niezauważalna.
I wtedy ją zobaczyłam.
Nie tak normalnie. To było raczej jak powracające wspomnienie, tak silne, że
przestajesz widzieć to, co masz przed oczami, bo obrazy w twojej głowie są...
żywe. Zjawa zaistniała w moim umyśle - taka sama jak te, które widziałam w moich
snach - i które pojawiały się w Wiecznej Nocy w zeszłym roku. Czy to był właśnie duch
Vica? A może jakiś inny? Miała krótkie, jasne włosy, niemal białe, i szczupłą twarz o ostrych
rysach.
- Możesz zostać - powiedziała. - To i tak nie ma żadnego znaczenia.
I wtedy wszystko się skończyło. Zaskoczona, przetarłam oczy, próbując się
skoncentrować.
- O rany!
- Co się stało? - Vic rozejrzał się dookoła, jakby próbował coś zobaczyć. - Wyglądasz,
jakbyś się przestraszyła. Wszystko w porządku?
Co zjawa chciała przez to powiedzieć? Nie do końca ją zrozumiałam.
Ale tym razem nie czułam takiego lęku, jak po każdym wcześniejszym spotkaniu z
duchami. Ta nie okazywała w żaden sposób wrogości, niczego mi nie nakazywała ani nie
twierdziła, że do niej należę. Albo lubiła Vica, podobnie jak on ją, i ze względu na niego była
gotowa zostawić nas w spokoju, albo obsydianowy wisiorek zapewniał mi bezpieczeństwo.
Vic przyglądał mi się przez chwilę. W końcu spytał:
- I co?
- Możemy zostać. - Uśmiechnęłam się. Przynajmniej na krótką chwilę, Lucas i ja
mieliśmy jakiś dom.
Vic odwiózł nas z powrotem do hotelu. Przed odjazdem dyskretnie zahaczył o
bankomat i wręczył mi obiecane sześćset dolarów - plik banknotów, który włożyłam do
torebki. Dostaliśmy klucze i kod pozwalający wyłączyć alarm w piwnicy na wino. A kiedy
oboje znajdziemy pracę, będziemy mogli odłożyć jakieś pieniądze. Zanim odjechali,
uścisnęłam Vica tak mocno, jak nikogo innego w całym moim życiu.
I wtedy nadeszła pora, by stawić czoło rzeczywistości.
Lucas nie uśmiechnął się ani razu w drodze powrotnej. Rozmawiał trochę z Vikiem i
Ranulfem, podziękował za mieszkanie, ale mnie traktował jak powietrze. Panował nad swoim
nastrojem, dopóki załatwialiśmy interesy, ale teraz stawał się coraz bardziej ponury.
W milczeniu jechaliśmy hotelową windą, a atmosfera stawała się z każdą chwilą
bardziej napięta. W głowie wciąż miałam obraz Eduarda ginącego z rąk panny Bethany i
wciąż słyszałam ten przyprawiający o mdłości chrzęst kości.
Spodziewałam się, że kiedy wejdziemy do pokoju.
Lucas od razu zacznie na mnie krzyczeć, ale nie. Poszedł do łazienki i mył dłonie i
twarz, szorując tak mocno, jakby czuł się brudny.
Kiedy wycierał się ręcznikiem, nie byłam w stanie dłużej tego znieść.
- Powiedz coś - poprosiłam. - Cokolwiek. Wrzeszcz na mnie, jeśli musisz, tylko... Nie
milcz tak.
- Co mam powiedzieć? Prosiłem, żebyś nie wysyłała e-maili. Oboje o tym wiemy.
Oboje wiemy, że mnie olałaś. - Nie powiedziałeś mi dlaczego. - Zmierzył mnie wzrokiem i
zrozumiałam, jak beznadziejnie musiało to zabrzmieć. - To nie jest wytłumaczenie. Zdaję
sobie sprawę, że...
- Mówiłem ci kilka miesięcy temu, że musimy się pilnować, bo można nas namierzyć
po adresie e-mailowym! Myślisz, że przez cały zeszły rok nie pisałem do ciebie, bo mi się nie
chciało?! Czy samo to nie wystarczyło, żeby cię przekonać, że nie zabroniłam ci pisać do
rodziców bez powodu?!
- Krzyczysz na mnie!
- Och! Przepraszam. Nie chciałem zbyt nerwowo reagować na taki drobiazg, że ktoś
przez ciebie zginÄ…Å‚!
Dopiero wtedy tak naprawdę zrozumiałam, co zrobiłam; po raz pierwszy od ataku
panny Bethany. Znowu poczułam woń dymu i usłyszałam krzyki. Przed oczami stanęło mi
wspomnienie panny Bethany łamiącej kark Eduardowi. Widziałam życie gasnące w jego
oczach, gdy osuwał się na ziemię.
Wybiegłam z pokoju, bo poczułam, że łzy napływają mi do oczu. W tej chwili nie
byłam w stanie zmierzyć się z gniewem Lucasa, mimo że w pełni sobie na to wszystko
zasłużyłam. Dopadło mnie poczucie winy. Ten ból był nie do zniesienia. Chciałam tylko
zostać sama i się wypłakać, ale dokąd miałam pójść?
Na oślep wbiegłam na schody. Pędziłam na górę, słuchając echa własnego szlochu.
Nie szukałam żadnego konkretnego miejsca, po prostu biegłam. Jakbym mogła prześcignąć
świadomość tego, co zrobiłam. Kiedy znalazłam się na dachu i nie miałam już dokąd biec,
podeszłam do basenu. W brodziku pluskało się kilkoro dzieci, ale głęboką część na razie
miałam dla siebie. Zrzuciłam sandały, zamoczyłam nogi, zwiesiłam głowę i płakałam
bezgłośnie, dopóki nie zabrakło mi łez.
O zmierzchu ktoś usiadł obok mnie na brzegu basenu. Lucas. Nie potrafiłam spojrzeć
mu w oczy. Usiadł przy mnie, rozsznurował buty i też zanurzył stopy. Powinno mnie to
[ Pobierz całość w formacie PDF ]