do ÂściÂągnięcia ^ pdf ^ ebook ^ pobieranie ^ download
Podstrony
- Strona startowa
- Herbert James Szczury 1 Szczury
- James Alan Gardner [League Of Peoples 05] Ascending
- James Lowder The Harpers 05 The Ring of Winter
- James Axler Deathlands 007 Dectra Chain
- James Axler Deathlands 044 Crucible of Time
- James Axler Deathlands 035 Bitter Fruit
- James Hutton The Man Who Found Time
- Grippando James Jack Swyteck 05 To coś
- James_Grippando_ _Jack_Swyteck_03_ _Last_to_Die
- Blaylock James P. Maszyna lorda Kelvina
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- anusiekx91.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zwiadowcę. Szybko zeskoczył z podniesienia i utorował sobie drogę do
przyjaciela. Tu błyskawicznymi i niecierpliwymi ruchami noża przeciął więzy
krępujące zwiadowcę i skinął na tłum, by się rozstąpił. Indianie usłuchali w
milczeniu i znów stanęli kołem. Unkas zaś ujął przyjaciela za rękę i
podprowadził do stóp starca.
- Ojcze - powiedział - spójrz na tę bladą twarz. To sprawiedliwy człowiek,
przyjaciel Delawarów i postrach Makaów.
- Jakie nazwisko zyskały mu jego czyny?
- My nazywamy go Sokolim Okiem dla jego bystrego wzroku - odparł Unkas
wymieniając nazwisko używane przez Delawarów - ale śmierć, którą siał wśród ich
wojowników, pozwoliła Mingom lepiej go nazwać. Dla nich jest on Długą Strzelbą.
- La Langue Carabine! - wykrzyknął Tamenund. Otworzył przy tym
oczy i surowo spojrzał na zwiadowcę. - Mój syn pobłądził
nazywając go przyjacielem.
- Nazywam go tak, bo nim jest - z zupełnym spokojem i pewną
miną odparł młody wódz. - Jeżeli Delawarzy z radością witają Unkasa, to i Sokole
Oko przyjmą jako przyjaciela.
- Blada twarz zabiła moich młodych wojowników. Zasłynęła z ciosów
zadanych Lenapom.
- Mingo, który tyle naplótł w uszy Delawarów, dowiódł, że jest zwykłą
sroką - odezwał się zwiadowca, który uznał, że nadszedł czas
usprawiedliwienia się z hańbiących zarzutów. - Nie
265
zapieram się, że zabijałem Makaów, i nie zaparłbym się tego nawet przed ich
ogniskiem narad. Ale sprzeciwiałoby się to mej naturze, przyjaznej dla
Delawarów, gdybym tą ręką świadomie skrzywdził któregoś z nich.
Cichy szmer uznania przeleciał przez tłum wojowników. Spojrzeli na siebie jak
ludzie, którym otwarły się oczy.
- Gdzie jest Huron? - zapytał Tamenund. - Czy zatkał moje uszy?
Magua, którego uczucia na .widok triumfu Unkasa łatwiej sobie wyobrazić niż
opisać, śmiało wystąpił i powiedział:
- Sprawiedliwy Tamenund nie zatrzyma własności Hurona.
- Powiedz mi, synu mego brata - odparł mędrzec nie patrząc w ponurą twarz
Maguy, lecz z miłością spoglądając na szczere oblicze Unkasa - czy
przybysz ma do ciebie prawo zwycięzcy?
- Nie ma go. Pantera może wpaść w pułapkę zastawioną przez kobiety, ale jest
dość silna i zręczna, by się z niej wyrwać.
- Długa Strzelba?
- Kpi sobie z Mingów. Huronie, zapytaj swe kobiety, jak wygląda
prawdziwy niedźwiedź.
- A obcy i biała dziewczyna, którzy razem przybyli do mego obozu?
- Mają przed sobą wolną drogę.
- Kobieta, którą Huron pozostawił pod opieką moich wojowników?
Unkas milczał.
- A kobieta, którą Mingo sprowadził do mego obozu? - powtórzył Tamenund z
wielką powagą.
- Jest moja! - krzyknął Magua, triumfalnie potrząsając ręką przed nosem
Unkasa. - Mohikaninie, ty wiesz, że jest moja.
- Mój syn milczy - powiedział Tamenund. Starał się przy tym ze
smutnej twarzy Unkasa, który się do niego odwrócił, odczytać, co
go gnębi.
- Huron mówi prawdę - stłumionym głosem odrzekł Unkas.
Krótka i pełna napięcia cisza wyraźnie wskazała, z jaką niechęcią tłum uznał
słuszne żądanie Maguy. Wreszcie mędrzec, od którego zależała decyzja, powiedział
twardym głosem.
- Odejdź, Huronie.
- Czy tak, jak przyszedłem, Tamenundzie - zapytał chytry
266
Magua - czy też z dowodem uczciwości Delawarów? Wigwam Przebiegłego Lisa jest
pusty. Niech się zapełni tym, co należy do niego.
Starzec przez chwilę ważył coś w myślach, a potem schylił się do jednego z
towarzyszących mu starych wojowników i zapytał:
- Czy moje uszy dobrze słyszały?
- Tak.
- Czy ten Mingo jest wodzem?
- Pierwszym w swym plemieniu.
- Więc czego chcesz, dziewczyno? Wielki wojownik bierze cię za żonę.
Twój ród nie zginie.
- Niech lepiej zginie! Stokroć to lepsze od takiej hańby! - zawołała Kora
z odrazą.
- Huronie, dziewczyna myślami jest w wigwamie swych ojców. Żona niechętna
mężowi nie uszczęśliwi jego chaty.
- Mówi językiem swego narodu - odrzekł Magua z gorzką ironią, patrząc na
Korę. - Pochodzi z rodu handlarzy i targuje się o przyjazne spojrzenie.
Tamenundzie, powiedz ostatnie słowo.
- Weź wampum i zapewnienie naszej przyjaźni.
- Nie chcę nic prócz tego, co wam powierzyłem.
- A więc odejdź z twoją własnością. Wielki Manitou każe, aby
Delawarzy byli sprawiedliwi.
Magua podszedł do Kory i mocno chwycił ją za ramię. Delawarzy odstąpili bez
słowa, a Kora, jakby wiedziała, że opór na nic się nie zda, gotowa była pójść za
nim.
- Chodź - dorzucił Magua i poufałym ruchem położył dłoń na jej ramieniu. -
Idziemy.
Na ten obelżywy ruch Kora z kobiecą godnością cofnęła się. Jej ciemne oczy
zapłonęły, a krew zaróżowiła skronie, jakby jasny promień zachodzącego słońca
przesunął się po nich.
- Jestem twoją branką i kiedy nadejdzie czas, pójdę za tobą choćby na śmierć.
Przemoc jest niepotrzebna - powiedziała spokojnie, po czym podeszła do
Duncana podtrzymującego omdlałą Alicję i dalej mówiła tonem miękkim, w którym
miłość walczyła z kobiecym wstydem. - Nie potrzebuję cię prosić, abyś
dbał o skarb, który chcesz posiąść. Kochasz ją, Heywardzie, a to uczyniłoby cię
ślepym na wady, nawet gdyby je miała. Jest tak dobra, miła, łagodna i czuła, jak
tylko kobieta być może. Pochyliła się
267
nad Alicją, potem gorąco ucałowała ją, podniosła się i śmiertelnie blada, lecz z
suchymi, rozgorączkowanymi oczami odwróciła się do Maguy i powiedziała wyniosłym
tonem. - Teraz, sir, jestem gotowa pójść za tobą.
- Idź precz, Magua! - krzyknął Duncan oddając zemdloną Alicję jednej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]