do ÂściÂągnięcia ^ pdf ^ ebook ^ pobieranie ^ download
Podstrony
- Strona startowa
- Feehan Christine Dark 05 Dark Challenge
- Boys of the Zodiac 05 Leo All That You Are Jamie Craig [AQ MM] (pdf)
- Harry Harrison Bill 05 On the Planet of Zombie Vampires (Jack C. Haldeman)
- Margit Sandemo Cykl Saga o czarnoksiężniku (05) Próba ognia
- Delaney Joseph Kroniki Wardstone 05 Pomyłka Stracharza
- James Alan Gardner [League Of Peoples 05] Ascending
- James Lowder The Harpers 05 The Ring of Winter
- Harry Turtledove Crosstime 05 The Gladiator (v1.0)
- Fred Saberhagen Vlad Tepes 05 Dominion
- 05. Ja cię kocham, a ty śpisz, wampirze Kerrelyn Sparks
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- fashiongirl.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Nie ja Chuck odłożył widelec. Nikt mi nie będzie wbijał igieł w kości.
Za nic!
Charles powoli oparł łokcie na stole i pochylił się w stronę starszego syna.
Nie pytam cię, czy masz na to ochotę, Charlesie juniorze. Po prostu mówię
ci, że pojedziesz do Kliniki Pediatrycznej na oznaczenie zgodności antygenów
tkankowych. Zrozumiałeś?
Nie musimy chyba prowadzić tej rozmowy przy kolacji wtrąciła się
Cathryn.
Naprawdę wbiją mi igłę w biodro? spytał Jean Paul.
Charles, proszę cię! wybuchnęła Cathryn. Nie powinieneś mówić
o tym Chuckowi w taki sposób!
86
Nie? Dość mam jego egoizmu! zawołał Charles. Ani słowem nie
pisnął, że mu żal Michelle.
Dlaczego ja?! krzyknął Chuck. Dlaczego to ja mam być dawcą? Ty
jesteś jej ojcem. Dlaczego nie możesz być dawcą? Cholera, wielkim doktorom nie
wolno być dawcami szpiku czy co?!
Czując ślepą furię, Charles zerwał się na nogi i wymierzył palec w Chucka.
Twojemu egoizmowi dorównuje jedynie twoja niewiedza. Uczyłeś się chy-
ba biologii. Tylko połowa chromosomów dziecka pochodzi od ojca. Nie ma szans,
żeby mój szpik był taki sam, jak Michelle. Gdybym mógł, chętnie bym się z nią
zamienił.
Pewnie, pewnie! Aatwo gadać! prychnął Chuck.
Charles ruszył wokół stołu, Cathryn jednak zerwała się i chwyciła go za rękę.
Charles, proszę cię! zawołała, wybuchając płaczem. Uspokójcie się!
Chuck znieruchomiał w krześle, ściskając brzeg stołu tak, że mu zbielały kłyk-
cie. Uświadomił sobie, że jedynie Cathryn zapobiegła katastrofę.
W imię Ojca, Syna i Ducha Zwiętego powiedziała Gina żegnając się.
Charles, błagaj Pana naszego o wybaczenie! Nie ulegaj podszeptom diabła.
Och, Chryste! Teraz czeka nas kazanie! krzyknÄ…Å‚ Charles.
Nie nadużywaj cierpliwości Boga mówiła z przejęciem Gina.
Niech go szlag trafi! wrzasnął Charles, uwalniając się z uścisku Cath-
ryn. Co to za Bóg, który sprowadza białaczkę na bezbronne dwunastoletnie
dziecko?
Nie wolno ci podawać w wątpliwość zamysłów bożych napomniała go
poważnie teściowa.
Mamo! Dość! ucięła ostro Cathryn.
Charles spąsowiał. Powiedział coś bezgłośnie, po czym gwałtownie obrócił się
na pięcie. Szarpnął drzwi i wypadł w noc, zatrzaskując je za sobą z mocą, która
wprawiła w drżenie porozstawiane w salonie bibeloty.
Ze względu na dzieci Cathryn szybko wzięła się w garść. Odwracając twarz,
zabrała się za sprzątanie ze stołu.
Bluznierca! rzekła Gina z niedowierzaniem, przyciskając dłoń do pier-
si. Charlesa chyba diabeł opętał.
A cannoli? spytał Jean Paul, zanosząc talerz do zlewu.
Po wyjściu ojca Chuck poczuł, że rozpiera go radość. A więc może stawić mu
czoło i wygrać. Przyglądając się Cathryn sprzątającej ze stołu, usiłował złowić
jej spojrzenie. Musiała zauważyć, że okazał się nieustępliwy, i przecież stanęła
po jego stronie. Wstał, odpychając krzesło, zaniósł talerz do zlewu i starannie go
wymył.
Charles wypadł z domu wyłącznie po to, by uciec od dławiącej go atmosfery.
Gdy biegł w stronę stawu, śnieg chrzęścił mu pod stopami. Jak zwykle w No-
87
wej Anglii, pogoda znów uległa nagłej zmianie. Zawieja z północnego wschodu
przemieściła się nad morze, a na jej miejsce pojawił się arktyczny wiatr z towarzy-
szącym mu mrozem. Mimo biegu Charles czuł przenikający go ziąb, zwłaszcza że
w pośpiechu nie wziął nawet kurtki. Niemal odruchowo skręcił w stronę domku
Michelle. Stwierdził, że wraz ze zmianą kierunku wiatru smród z fabryki zniknął.
Dzięki Bogu!
Potupawszy na ganku, by pozbyć się śniegu z obcasów, schylił się i wszedł
do środka miniaturowego domku. Wnętrze miało jedynie dziesięć stóp długości;
sklepione przejście z progiem dzieliło je na dwie prawie symetryczne części. Po
jednej stronie znajdował się salonik, po drugiej kuchenka z małym stolikiem i zle-
wem. Była tu bieżąca woda choć tylko latem i jedno gniazdko elektryczne.
W wieku sześciu do dziewięciu lat Michelle w niedzielne letnie popołudnia robiła
ojcu herbatę w domku. Niewielka kuchenka elektryczna wciąż działała. Charles
włączył ją, by zyskać choć trochę ciepła.
Usiadłszy na progu saloniku, wyciągnął przed siebie nogi i skrzyżował je,
starając się tracić jak najmniej ciepła. Wkrótce zaczął dygotać. Domek stanowił
ochronÄ™ jedynie przed lodowatym wiatrem, nie przed samym zimnem.
Samotność przyniosła pożądany efekt. Uspokoiwszy się, Charles musiał przy-
znać, że zle obszedł się z Chuckiem. Wiedział, że musi jakoś dojść do ładu z wy-
darzeniami tego fatalnego dnia. Zdumiewało go, jak bardzo przez kilka ostatnich
lat dał się zwieść fałszywemu poczuciu bezpieczeństwa. Wrócił myślami do po-
ranka. . . do miłości z Cathryn. W ciągu zaledwie dwunastu godzin wszystkie nici
jego uporządkowanego życia zostały porwane.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]