do ÂściÂągnięcia ^ pdf ^ ebook ^ pobieranie ^ download
Podstrony
- Strona startowa
- Debbie Bailey [Men of Kinsey] Sienna's Submission [Siren Menage Amour] (pdf)
- Macomber Debbie Deszczowe pocalunki
- Arguedas, Alc
- Ian Morson [William Falconer Mystery 04] A Psalm for Falconer (pdf)
- 6210_navigator_RM 367_schematics_v1_0
- Harrison Harry Stalowy Szczur 2 Zemsta Stalowego Szczura
- Brian Lumley Necroscope 02 Wamphyri!
- Antalya Chess Express_c1s5_2012subat
- Hassel Sven General ss
- Gabriel Morris Kundalini and the Art of Being
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- quentinho.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
osobie, która w Petite znała ją najlepiej.
- Ten ranczer... zamieścił ogłoszenie, że szuka żony?
- Tak, i ja na nie odpowiedziałam. Od tej pory wymieniliśmy kilka listów i ostatecznie zarówno on, jak i
dzieci wybrali właśnie mnie. - Nie umiała ukryć dumy, która zabrzmiała w jej głosie. Kiedy Georgeanne
nadal gapiła się na nią, jakby nagle spadła z księżyca, Mary wyjęła kilka kartek z koperty i podsunęła je
przyjaciółce na dowód, że mówi szczerą prawdę.
Być może Mary postąpiła niemądrze, zaskakując w ten sposób przyjaciółkę, ale spodziewała się, że
Georgeanne choć w części podzieli jej radość. Przyjazniły się całe życie; kto jak kto, ale Georgeanne
powinna mieć do niej tyle zaufania, by uwierzyć, że ten szalony plan się powiedzie. Nikt inny by jej nie
zrozumiał. Mary doskonale mogła sobie wyobrazić, jak wszyscy znajomi wyrzucają jej głupotę, straszą,
potępiają, ale przecież nie Georgeanne. Nie najserdeczniejsza przyjaciółka!
- Dzieci? Temu człowiekowi przyznano opiekę nad dziećmi?
- Nad trojgiem.
- Boże święty! - wyszeptała Georgeanne wcale nie modlitewnym tonem. A może jednak było to jakieś
rozpaczliwe błaganie?
- Proszę cię, Georgeanne - powiedziała Mary, biorąc ją za rękę i ściskając mocno obiema dłońmi. - Ciesz
się moim szczęściem! Dobry, uczciwy człowiek chce się ze mną ożenić.
- P... przecież go wcale nie znasz!
- Ależ znam! Korespondowaliśmy ze sobą. - Mary przerzucała listy.
- Chyba niezbyt długo, bo wspomniałabyś o nim już wcześniej. Jak możesz nawet myśleć o takim
szaleństwie? To wcale do ciebie nie podobne! Słowa wystrzeliły jak kapiszony z dziecinnej zabawki:
szybko, głośno, nagląco.
- Wyjdę za niego - oświadczyła Mary z godnością.
- Czy komuś jeszcze o tym wspomniałaś? Czy nie uważasz, że lepiej było się kogoś poradzić? Mary,
proszę cię, zastanów się poważnie! Jesteś teraz wytrącona w równowagi. Straciłaś w tym roku matkę.
Wiem, że śmierć Clintona też była dla ciebie strasznym ciosem. Rozumiesz chyba, że ten pomysł...
poślubienia kogoś, kogo nie widziałaś nigdy w życiu... przyszedł ci do głowy tylko dlatego, że straciłaś
Savannah i Clintona. Czujesz się rozbita, masz w głowie zamęt, to właśnie pod wpływem tych ciosów.
Nie jesteÅ› teraz sobÄ…!
- Doskonale wiem, co robiÄ™.
- Niemożliwe! - protestowała Georgeanne - Inaczej nigdy byś nie przyjęła... takich dziwacznych
oświadczyn!
- Jeszcze ich nie przyjęłam. To znaczy, jeszcze go o tym nie powiadomiłam.
Georgeanne na sekundę zamknęła oczy.
- Dzięki Ci, Boże! - szepnęła. - Nie możesz opuścić Petite, Mary, po prostu nie możesz! Cóż ja bym bez
ciebie zrobiła?
- Dasz sobie radÄ™. Jak zawsze.
- Ale to takie do ciebie niepodobne!
Reakcja przyjaciółki zastanowiła Mary. Zburzyła pewność, którą przedtem Mary tak się upajała. Słysząc
własny głos, opowiadający prosto z mostu, co zamierza uczynić, poczuła nagle, że wszystko to jest
niedorzeczne! Absurdalne i głupie. A jednak pragnęła wyjść za Travisa Thompsona, pragnęła tego
bardziej niż czegokolwiek w życiu.
- Travis poprosił mnie, żebym do niego zadzwoniła, gdy podejmę decyzję.
- I jeszcze nie zatelefonowałaś do niego?
- Jeszcze nie - potwierdziła Mary. Starała się myśleć jasno, rozważyć logicznie swą decyzję,
obiektywnie zbadać wszystkie plusy i minusy. Nie upierała się dłużej przy cukierkowej małżeńskiej idylli,
której obraz wylągł się w jej mózgu. Dobrze wiedziała, czego chce i co ją czeka.
Teraz nie była pewna, czy wizyta u Georgeanne jest pomyłką, czy też najrozsądniejszą rzeczą, jaką
uczyniła.
Sięgnęła po mrożoną herbatę i wypiła łyczek. Przypomniała sobie przy tym drzwi lodówki w domu
Georgeanne. Serce jej się ścisnęło: poczuła tak silną tęsknotę za własną rodziną, że omal nie wybuchnęła
płaczem.
Mary uświadomiła sobie ze smutkiem, że przez wszystkie lata ich przyjazni Georgeanne McKay wcale
jej nie znała. Jej życie było tak bogate szczęśliwe, że nie mogła zrozumieć, czym jest dla Mary
egzystencja w jałowym, przesadnie schludnym świecie samotności. Przyjaciółka, od szkoły średniej
otoczona niezmienną miłością i pożądaniem ukochanego mężczyzny, nie miała pojęcia, co to znaczy być
trzydziestodwuletnią starą panną. Reakcja Georgeanne była zdecydowanie egocentryczna. Nie potrafiła
docenić, ile znaczyła propozycja Travisa dla kogoś takiego jak Mary.
W zasięgu ręki Mary znalazła się jedyna szansa - być może nawet na szczęście małżeńskie? Były także
dzieci, małe, osierocone dzieci, które jej potrzebowały. Po raz pierwszy od wielu lat zbudziła się w niej
nadzieja - i było to, do diabła, sto razy lepsze niż wypełnianie pustki życia spłowiałymi marzeniami!
W porządku. Mary sama gotowa była przyznać, że decyzja poślubienia kogoś zupełnie obcego to czyn
desperatki pozbawionej wszelkiej nadziei. I co z tego? Przecież przez te wszystkie lata dławiła w sobie
właśnie rozpacz. Była już chora od udawania, że wcale tak nie jest. Dość już miała ciągłego wmawiania
sobie i innym, że niczego jej w życiu nie brakuje.
Georgeanne musiała wyczuć jej nastrój, bo westchnęła głęboko. - Nie powinnam była podchodzić do
tego tak sceptycznie. Kto wie, twój kowboj może okazać się kimś... wspaniałym. Mam nadzieję, że
zasięgnęłaś o nim jakichś informacji? Wiesz, że nie jest niezrównoważony psychicznie, nie siedział w
więzieniu - różne takie sprawy, o których powinno się wiedzieć.
- Nie muszę niczego sprawdzać - odparła wojowniczo Mary. Teraz przyjaciółka kwestionowała w
dodatku jej zdolność oceniania ludzkich charakterów!
Georgeanne robiła się coraz bardziej zaniepokojona.
- Proszę, powiedz, że to tylko niemądry żart! Nie zamierzasz przecież naprawdę tego zrobić, Mary?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]