do ÂściÂągnięcia ^ pdf ^ ebook ^ pobieranie ^ download
Podstrony
- Strona startowa
- Hour of the Witch Harry Potter, Wicca Witchcraft, and the Bible by Steve Wohlberg
- Harry Turtledove Crosstime 04 The Disunited States of America (v1.0)
- Harry Turtledove The Best Time Travel Stories of the Twentieth Century
- Harry Turtledove Crosstime 05 The Gladiator (v1.0)
- Harris Charlaine Harper 4 Grobowa tajemnica
- Szent bolondok Joanne Harris
- Charlaine Harris Lodowaty grĂłb
- 110. Marshall Paula Zemsta Rinaldiego
- Harry Harrison Bill 05 On the Planet of Zombie Vampires (Jack C. Haldeman)
- Harry Harrison Galactic Dreams (SS Collection)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- charloteee.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
idealnie wykreślone na poligrafie. Ale kiedy zadano mi trefne pytanie - to, które miało zdemaskować
szpiega, a na które byłem przygotowany - odprężyłem się i to zostało pokazane. Pytania nie mówiły
nic nikomu poza szpiegiem. I kiedy zobaczył wynik, wywiad był już skończony.
Otrov siedział kompletnie trzezwy, z oczami wielkimi jak spodki. Oparłem się o ławkę obok
niego.
- Czego chciał? - spytał konspiracyjnym szeptem.
- Nie wiem. Pytał mnie o bzdury, o których nie miałem zielonego pojęcia.
- Mam nadzieję, że ze mną nie będzie chciał rozmawiać.
- A kto to jest?
- Nie wiesz!?? - szok, zaskoczenie, totalne osłupienie.
- Przecież wiesz, że dopiero przyjechałem...
- Ale przecież wszyscy znają Kraja!
- To... on?! - wykrztusiłem i spróbowałem wyglądać na równie przerażonego jak Otrov. Po
czym, aby skończyć temat, wyszedłem do latryny.
Wszyscy znajÄ… Kraja.
Kim jest Kraj?
11
Przygotowania do inwazji okazały się dla wszystkich ulgą. Lepsza spokojna wojna niż
niespokojny pokój; pokój pełen podejrzeń, które ciągle jeszcze przelewały się przez Glupost. Nagłe
inspekcje, nocne poszukiwania i inne takie. Byłbym naprawdę dumny z własnych osiągnięć (w sianiu
zamętu), gdybym sam nie stał się ofiarą moich działań.
Na dwa dni przed dniem B zamknięte zostały bary. Miało to ułatwić doprowadzenie oddziałów
do stanu trzezwości. Kilku opornych, a wśród nich Otrov i ja, musiało zakonspirować swoje zapasy,
dzięki czemu udało nam się zachować równowagę ducha nieco dłużej niż pozostałym. W dniu inwazji
miałem jeszcze małą puszkę sproszkowanego alkoholu w opakowaniu po proszku do zębów.
Zostawiłem ją na czarną godzinę. Tyle że owa godzina nastała właśnie wtedy, gdy wszelkie zapasy
już zniknęły, a my z przerażeniem rozmyślaliśmy o nadchodzących tygodniach abstynenci. W końcu
wywołano nas i pojedynczo skierowano na wyznaczone okręty.
Cała ta ścisła tajemnica z początku mnie ogłupiała - inwazja bez planów, manewrów,
szkolenia... Ale oświeciło mnie: był to idealny sposób na zachowanie tajemnicy, a przy dużym
doświadczeniu pilotów i wojsk desantowych mogło się nawet udać. Potem odkryłem, że taka
procedura naprawdę ułatwiała mi życie: zmniejszała ilość okazji do popełnienia błędu wynikającego
z nieznajomości realiów.
Prawdziwą satysfakcję sprawił mi przydział na transportowiec wojsk. Wiedziałem już, że będę
mógł spokojnie wyładować. Kilka minut pózniej spotkała mnie druga radość; do kabiny wlazł Otrov i
oświadczył, że będzie moim drugim pilotem.
- Wspaniale, a ile masz godzin na transportowcu klasy Parijan"?
Przyznał się do żałośnie niskiej liczby. Poklepałem go po przyjacielsku.
- Masz szczęście. Wujek Vaska nie jest samolubem. Dla starego kumpla żadne poświęcenie nie
jest za wielkie. Pozwolę ci samodzielnie wystartować, a jak się postarasz, to nawet wyładować.
Jego wdzięczność była tak wielka, że przyznał się do posiadania wiecznego pióra wypełnionego
dwustuprocentowym alkoholem. Obaj strzyknęliśmy sobie i z uczuciem zadowolenia
obserwowaliśmy ładujące się oddziały. Kilka minut pózniej przytuptał do kabiny jakiś pułkownik z
imponującą brodą i w pełnym rynsztunku bojowym.
- Pasażerom wstęp wzbroniony! - zwróciłem mu delikatnie uwagę.
- Niech pan zamknie gębę, poruczniku. Mam taśmy z pańskim kursem.
- Dobrze. Mogę je dostać?
- Coo? Albo pan zwariował, albo żartuje - jedno i drugie jest w czasie wojny karalne.
- To chyba przemęczenie. Wie pan, brak snu...
- Tak - złagodniał nieco. - Trzeba to brać pod uwagę. To nie było łatwe dla nikogo, ale mamy to
już za sobą. Proszę włączyć obwód komenderujący.
Otrov nacisnął jakiś guzik, a na ekranie wyświetliło się: BACZNOZ (stanęliśmy w postawie
mocno zasadniczej). W chwilę pózniej ukazało się tam: PODA KURS. Pułkownik wyjął taśmę z
torby, a my podpisaliśmy się, zaświadczając, że była zapieczętowana. Otrov wsunął ją do komputera,
a pułkownik chrząknął z satysfakcją wynikającą z dobrze spełnionego obowiązku. Na pożegnanie
wypalił jeszcze przez ramię:
- I żadnych lądowań przy dziesięciu G, które skretyniali piloci uwielbiają, jak mocno mi się
wydaje, bo jak nie, to policzymy siÄ™ na sÄ…dzie polowym.
Przez siedem straszliwie nudnych dni w drodze (Bóg wie dokąd), na zamrożonych racjach
żywnościowych i bez zmiękczających efektów alkoholu, byliśmy dodatkiem jedynie do całkowicie
zautomatyzowanego statku. Nikt do nas nie zaglądał. Jedyne drzwi do pomieszczeń oddziałów
desantowych zamknięte były na głucho, a klucz miał ów znajomy skądinąd pułkownik.
Ostatecznie, jak powszechnie wiadomo, zabawa w wojnę składa się z dwóch zasadniczych
elementów: graniczącego z obłędem pośpiechu i paniki, która ogarnia dokładnie wszystkich, oraz
ogłupiającego do cna czekania nie wiadomo na co. Obecnie byliśmy ogłupiani, między innymi przez
komputer, który nie uznał za stosowne poinformować nas nawet, dokąd lecimy.
Pułkownik zjawił się znowu w momencie wychodzenia z nadprzestrzeni.
- Proszę to wziąć, sprawdzić i podpisać - warknął.
Była to opisana wielkimi czerwonymi literami taśma pod tytułem Inwazja". Wpakowałem ją do
komputera i od razu wszystko ruszyło szybciej. Po jednej stronie rozbłysło żółtawe słońce, po drugiej
pojawiła się błękitna planeta, a pośrodku cała cliaandzka flota inwazyjna.
Nasz szwadron trzymał się statku dowódcy jak pisklęta kwoki, a planeta rosła na ekranach. Nie
cieszyłem się na inwazję. Tylko szaleniec cieszyć się może z nadchodzącej wojny. Miałem jednak
nadzieję znalezć tu odpowiedzi na nurtujące mnie pytania, w tym - jak to możliwe? Wierzyłem dotąd,
że inwazji nie da się przeprowadzić, a to, że właśnie brałem w jednej udział, nie było jeszcze dość
przekonywajÄ…cym dowodem.
Siły uderzeniowe zadały kłam moim teoriom, wysforowując się do przodu. Gdy planeta
wypełniła przednie ekrany, ujrzałem wreszcie pierwsze oznaki wojny: małe iskierki światła w
[ Pobierz całość w formacie PDF ]