do ÂściÂągnięcia ^ pdf ^ ebook ^ pobieranie ^ download
Podstrony
- Strona startowa
- JAN JAKUB KOLSKI Kulka z chleba
- Colley Jan Wiedeński walc
- Jan Paweł II Wstańcie, Chodźmy!
- Kozak Magdalena Nikt
- Meadowes Holly Tests of Worth120625 0358
- Foster, Alan Dean Spellsinger 01 Spellsinger
- LB Gregg Romano and Albright 2 Trust Me If You Dare
- Carney_Stephanie_ _Milosc_powroci_jutro
- Arnett.Kevin.Mysteries.Myths.or.Marvels.eBook EEn
- Hatha Yoga Pradipika
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- wblaskucienia.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
znalezli się na niewielkiej polanie. Księżyc omotany dotychczas chmurami, niby ktoś
narzuconymi płachtami, wydobył spomiędzy nich swą srebrną głowę i oblał polanę
blaskiem. Teraz mogła zobaczyć, że na jej skraju wznosi się pagórek. Białe skały
sterczały między porosłymi wzgórze krzewami, podobne żebrom jakiegoś olbrzymiego
zwierzęcia, które się rozkładało.
Nie wiadomo, skąd pojawił się czarno ubrany człowiek i bez słowa wziął zmęczone
konie za wodze. Oba rzuciły się gwałtownie do tyłu, jakby czymś przestraszone, on
jednak trzymał je mocno. Zsunęła się z grzbietu wierzchowca, teraz dopiero świadoma,
że ma poobcierane kolana i bolą ją biodra.
Melito dał jej znak, aby szła za nim. Zanurzyli się w gąszcz krzewów. Przysłonięty
gałęziami znajdował się tu otwór prowadzący w głąb skały. Wyszedł stamtąd jakiś
człowiek z pochodnią w ręku. Także milcząc szedł przed nimi, a jego cień sunął po
skalnej ścianie, poprzełamywany, niepodobny do cienia człowieka.
Wąski korytarz skończył się i znalezli się w ogromnej pieczarze. Jej ściany tonęły
w mroku. W jednym miejscu mur skalny występował ku środkowi groty tworząc jakby
słup o gładkich bokach. Przed nim stał stół kamienny, rodzaj ofiarnego ołtarza.
Wyżłobione w kamieniu rynny służyć miały spływaniu krwi. Na ołtarzu leżał nóż.
Za ołtarzem na trójnogu żarzył się ogień. Jego pulsujący blask rozświecał nieco
ciemne wnętrze. Magdalena miała jednak poczucie, że choć nie mogła dostrzec jego
zródła, był jeszcze we wnętrzu inny blask. Można by sądzić, że przebija spoza gładkiej
ściany tuż nad ołtarzem, lekko wydętej niby tarcza legionisty.
Człowiek z pochodnią, który ich do groty przyprowadził, zniknął. Po chwili gdzieś
utonął w mroku Melito. Pozostała w grocie sama. A jednak wydawało jej się, że nie jest
sama.
Zbliż się usłyszała nagle głos. Przypominał tamten, który odezwał się do niej
w pamiętną noc misteriów.
Podeszła do ołtarza. Głos, była już teraz pewna, dochodził spoza ściany, niby zza
lekkiej przesłony. Jednak mur skalny był twardy, chropowaty, nieprzenikniony.
Upewniła się o tym dotknąwszy go dłonią.
Złóż ofiarę powiedział głos.
Za sobą usłyszała szarpanie się jakiegoś zwierzęcia, ogarniętego śmiertelnym lękiem.
Doszedł jej uszu stłumiony jęk, gwałtowne chrapanie. Po małej chwili okrwawiona dłoń
podała jej spoza pleców dygoczące jeszcze serce.
Przebij rzekł głos.
Sięgnęła po nóż ofiarniczy i uderzyła nim w leżący przed nią kawałek mięsa. Drobne
kropelki krwi trysnęły jej na twarz.
Rzuć ofiarę na ogień rozkazywał głos.
Odwróciła się, położyła rozwarte serce na trójnogu. Jakby czymś pobudzony, ledwo
żarzący się ogień strzelił nagle płomieniami w górę.
Dobrze pochwalił ją głos. Złożyłaś mi ofiarę, a ja ją przyjąłem. Teraz jesteś
nasza. Wymieniał kolejno siedem strasznych imion. Nasza na wieki.
Pieczarę ogarnął czerwony blask. Słyszała koło siebie gwałtowny szum niby wycie
potężnego wiatru. W jego poświstach, zdawało się Magdalenie, że słyszy krzyki, jęki,
skargi i chichoty. Po ścianie przed nią przelatywały cienie niby wielkie ćmy. Ale po
jakimś czasie wszystkie te głosy ucichły. Posłyszała za sobą znajomy głos Melity:
Chodz.
Tym samym długim korytarzem wyszli z groty. Na dworze ciągle jeszcze była noc
i dął wiatr. A jednak i ciemność, i te porywy powietrza, które rozrzucały jej włosy, były
wolne od grozy, jaką czuła we wnętrzu groty. Jak spod ziemi pojawił się mężczyzna
prowadząc ich konie. I teraz wydawały się przestraszone: chrapały, patrzyły dziko,
przytupywały kopytami. Człowiek pomógł Magdalenie wspiąć się na grzbiet
wierzchowca. Zaledwie oddał wodze jezdzcom, konie rzuciły się galopem przed siebie.
Znowu pędzili, najpierw przez las, a potem drogą. Nie odezwali się do siebie ani
słowem. Dzień nadchodził, ciężka pokrywa nocy unosiła się w górę. Pierwsze promienie
słońca kładły na niebo swe długie palce. Gwiazdy uciekały w przeciwną stronę niby
wystraszone stado i gasły jedna po drugiej. Wiatr przycichł.
Zatrzymali się przed bramą willi. Prędko zeskoczyła z konia. Czuła się śmiertelnie
wyczerpana. Ale zanim położyła się, zanurzyła się w basenie z ciepłą wodą. Czuła, że
musi coś zmyć z ciała. Ale woda nie przywróciła jej sił. Ciężko powlokła się do swego
cubiculum. Gdy już leżała, pojawił się Melito. Trzymał w ręku kielich z rżniętego szkła.
Napij się powiedział.
Wypiła. Musujący płyn sprawił, że całe jej ciało ogarnął ogień. Jego żar przepalił
wszystkie słabości. Zapomniała o zmęczeniu. Zapomniała o wszystkim.
11
Zaczęły się obchody misteriów. Podniecona winem, oparami kadzideł, przenikającą
do głębi muzyką fletów i piszczałek, przemawiała do tłumu również podnieconych
kobiet. Melito był zawsze koło niej i gdy zabrakło jej słów, podsuwał właściwe.
Odczuwała pewną zmianę w jego stosunku do niej: przedtem była to namiętność
połączona z potrzebą stałej jej obecności, teraz pojawiły się akcenty jakby szacunku
i uznania.
W nauce dionizyjskiej wszystko było spowite jakby we mgłę. Rzeczy najprostsze
i najjaśniejsze traciły swoje zrozumiałe kontury. Duch walczył z ciałem, które było
ciemnością, ale zaraz wracał do niego i wnosił boski ogień w mroczną głębię. Zmysły
były złem, ale oddanie ich w służbę Dionizosa stawało się wyzwoleniem. Wszystko
zmieniało swoje znaczenie, gdy się tylko przekroczyło tajemniczy próg. Pogardzane
i odrzucone stawało się upragnionym i pożądanym. Wystarczyło wypowiedzieć słowo
zaklęcia.
Oczywiście znasz żydowską legendę o pierwszej parze ludzkiej mówił kiedyś do
Magdaleny Melito. Bóg uczynił dla nich raj niby ukwieconą klatkę. %7łyli w niewoli nie
wiedząc o tym. Ale kobieta, twór podwójnie ludzki, gdyż uczyniona z żebra mężczyzny,
odkryła jabłko poznania. Spróbowała go sama i dała je mężczyznie.
Została skuszona przez węża. A gdy zjedli zakazane jabłko, niczego nie poznali,
jedynie narazili na gniew Najwyższego i na wypędzenie z raju.
Kto ci powiedział, że niczego nie poznali? Ależ poznali. Ich czyn, podobnie jak
czyn Prometeusza, przyniósł wyzwolenie od zła materii. I Jahwe był rozgniewany, gdyż
wydarli Mu tajemnicÄ™, wyzwolili siÄ™ z Jego rÄ…k.
Zaznali cierpienia i śmierci.
To prawda. Ale tajemnica została wyrwana. I ten, kto ją pozna, temu Dionizos da
nieśmiertelność.
Widzę, że znasz nasze święte księgi.
Wybuchnął śmiechem.
Mówisz jak dziecko. Księgi są dla pospólstwa. Mówią o tajemnicach, a jednak ich
nie zdradzają. Tak być musi. Nie każdy zasługuje na wyzwolenie. Odkrywane są tym,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]