do ÂściÂągnięcia ^ pdf ^ ebook ^ pobieranie ^ download
Podstrony
- Strona startowa
- Dobraczyński Jan Magdalena
- May Karol WyśÂ›cig z czasem
- Beverly Connor [Diane Fallon Forensic Investigation 07] Dust To Dust (pdf)
- Chris Ewan Charlie Howard 01 Dobrego zlodzieja przewodnik po Amsterdamie
- Cheryl Dragon Fly Boys (pdf)
- Bailey Rachel Gra zmysśÂ‚ów
- Loius L'Amour The Last of the Breed
- Latitude Zero Laurence James(1)
- Deveraux Jude Ujarzmienie 02 Zdobywca
- Gordon Korman Son of Interflux
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- pojczlander.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Wybacz, Panie.
Lord Wojownik wyprostował się.
- Nie chcemy zabijać - powiedział spokojnym głosem. - Nie musimy
zabijać. Właśnie ta nasza słabość jest naszą siłą. Strach rodzi nienawiść.
Nie zamierzamy budzić nienawiści. Chcemy żyć razem z ludzmi, na
wspólnej ziemi. Chcemy im pomagać z całych sił. Ale by czuli się przy nas
bezpieczni, muszą wiedzieć, że... - urwał, potrząsnął głową - ...że zabijanie
przychodzi nam z najwyższym trudem. I jest prostą drogą do własnego
unicestwienia.
- No tak - powoli, z namysłem wycedził chłopiec. - O ile sobie
przypominam, taki właśnie był plan.
Przerzucił wzrok na skulonego na zimnej posadzce renegata.
Powiedz coś, Nex, błagał w duchu Vesper. Powiedz coś... Cokolwiek!
Generał nabrał powietrza, ale zatrzymał je w płucach, nie wydawszy
żadnego dzwięku. Uderzył bezsilnie pięścią o podłogę. Znów spróbował,
sapnÄ…Å‚ tylko rozpaczliwie.
- Wydobędziemy się wszyscy z tej opętanej żądzy krwi - wyszeptał
Ultor. - Wszyscy, Panie. Co do jednego. Przyrzekam Ci...
- Ocal mój Ród, Panie! - przerwał mu rozpaczliwie Nex. - Wybacz, że
nie mieliśmy lepszego posłańca. Być może ktoś zręczniejszy w słowach
potrafiłby cię przekonać, wybacz, że nie okazałem się mądrzejszy. Ukarz
moją zuchwałość. Ale ocal Ród, który przecież tyle zasług położył w
przeszłości...
- Może i to zrobię - powiedział ogrodnik powoli. Otrzepał ręce uwalane
ziemią, otarł je o wyświechtane spodnie. - Myślę, że nawet wiem, jak. Ale
to będzie wymagało odrobiny poświęcenia z twojej strony. - Popatrzył
Nexowi w nagle poderwaną twarz. - Oczywiście, tylko odrobiny -
zaakcentował ostatnie słowo tonem niepozostawiającym cienia wątpliwości
co do rozmiarów i charakteru tej odrobiny. - Zgadzasz się?
- Tak, Panie - odparł natychmiast renegat. Oczy zabłysły mu nadzieją. -
O, tak!
Ultor schował twarz w dłonie. Nie powiedział nic.
***
- Przetrwanie - wycedził żołnierz, stając w rozkroku i zakładając
ramiona na piersiach. - To największa z prawd.
Nex odetchnął głęboko, powoli.
- Słucham cię, Panie - powiedział z uśmiechem. Będzie dobrze, mówiła
jego nagle wypogodzona twarz. Odrobina poświęcenia i już po wszystkim.
I już.
- Ale najpierw jeszcze zapytamy kolegę odezwał się Ukryty,
wskazując na zastygłego w rozpaczy Vespera. - A co ty, mój mały, byś
chciał?
Vesper wpatrzył się w pochylonego pokornie Ultora, przerzucił wzrok
na rozpogodzonego Nexa. Potem znów spojrzał na Ultora, znów na Nexa...
Nocarz, renegat, nocarz, renegat, zaplątały się myśli. Kim chcesz tak
naprawdę zostać, wampirze? No, kim?
- Chciałbym być nikim - wyrzekł powoli. Zostać z powrotem
człowiekiem. Dołączyć do kobiety, którą kocham. Pobudować małą chatkę
w górach. Mieć dzieci, koty, konie i psy. I nigdy, przenigdy nie oglądać się
wstecz.
- Nareszcie ktoś rozsądny - orzekł Ukryty aprobującym tonem - z
niewygórowanymi aspiracjami. Dobrze, zgadzam się. Zrobimy z ciebie
człowieka i odeślemy z tą twoją Ictą w Bieszczady. Damy wam wyprawkę
na drogę, a potem święty spokój. W końcu, jak na raptem jeden rok
wampirzenia, i tak sporo się narobiłeś i wycierpiałeś. Trzeba docenić, nie
ma co.
Vesper zamrugał w oszołomieniu. Jak, jak to tak, zająknął się
wewnętrzny głos. Byłożby to możliwe? Tak po prostu, dostać to, czego się
chce? Bo co, bo tak?
- Dziękuję, Panie - wykrztusił z poczuciem ulgi. Będę nikim. Renegaci
ocaleją. Może i Ultorowi uda się wyjednać przebaczenie dla Aranei?
Ten Ukryty... Straszy tylko i pohukuje. Wcale nie jest taki zły.
Wtem odwrócił się, spojrzał na Nexa.
Generał wciąż miał przyklejony do twarzy zabłąkany, nieco nieobecny
uśmiech. I patrzył gdzieś w dal.
Zapadła chwila przytłaczającej ciszy.
- No, to chyba wszystko jasne - rzucił od niechcenia Ukryty. Przesunął
spojrzeniem po trzech klęczących pokornie postaciach. Cofnął się,
rozłożyła się wygodnie w powietrzu, niczym na kanapie.
- No to skoro tak, to jazda! - rzuciła, owijając wokół palca kosmyk
złocistych włosów. - Wstańcie już, to nudne.
Wykonali polecenie natychmiast.
- A oto mój plan.
***
- Renegaci zasługują, by dać im szansę mówiła Ukryty w zamyśleniu,
wodząc wzrokiem po migoczącym, zmrożonym niebie kopuły. - W końcu
tyle lat bronili naszego ludu, nie szczędząc własnego potu i krwi. Po
namyśle stwierdzam, że nie możemy ich skreślać tak od razu, tylko dlatego,
że są uzależnieni.
Ultor westchnął głęboko. Zacisnął pięści. Ale nie przerwał ani słowem.
- Dlatego też - obróciła ku stojącym ożywione spojrzenie - spróbujemy
ich wyleczyć.
W gardle Vespera pojawił się jakiś kłąb, przypominający drut
kolczasty.
Nex wydał z siebie zduszony skrzek, widocznie i on został
zaatakowany przez podstępne żelastwo.
Zaciśnięte pięści Ultora posiniały niczym palce trupa.
- Stworzymy dla nich sanatoria odwykowe - ciągnęła Ukryty, ciepło,
radośnie. - Oczywiście, obawiam się, że nie wszystkich uda się nawrócić na
sztucznÄ… krew.
Vesperowi pociemniało przed oczami.
W nagłym przebłysku jasnowidzenia zobaczył Strixa, skulonego w
szpitalnym pasiaku na wyściełanej podłodze małej, białej klitki.
Pogryzione w męczarniach palce znaczę na materacach krwawy ślad.
- Ci, którzy mają na dłoniach krew tysięcy ofiar, zapewne już się od
niej nie uwolnią - mówiła Ukryty coraz bardziej surowym głosem. - Cóż,
trudno: tam, gdzie jest wina, musi być i kara.
Res z Hirtusem, przykuci do betonowych ścian piwnicy, lodowata woda
skapuje z kosmyków nieobcinanych od dawna włosów. Szklane oczy,
napiętnowane przerażeniem. Głód, wyje szalony Wąż. Głód.
- Niemniej jednak przynajmniej niektórzy będą mieli szansę ocaleć.
Offa w garniturze i śnieżnobiałej, perfekcyjnie doprasowanej koszuli.
Schyla pokornie głowę, ściskając w palcach torebkę legalnej, sztucznej
krwi. Tak, panie nocarzu, szepcze, uśmiechając się nieśmiało. Tak jest,
panie władzo. Tak jest.
Jego uśmiech jest bardziej rozpaczliwy niż opętańczy wrzask Resa i
Hirtusa dudniÄ…cy spod ziemi.
- To... - wydusił Nex nieswoim głosem. - To nie jest ocalenie, to
powolna, haniebna śmierć!
- Biedni, zagubieni Wojownicy - westchnÄ…Å‚ Ukryty bez cienia
współczucia w głosie. - A wszystko przez tę Winorośl! Wkradł się w ich
łaski, namotał w głowach. Grał i śpiewał, podżegał do buntu! Uwiódł i
wykorzystał nieszczęsną, zagubioną nocarkę, zabił prawowitego Lorda... -
Pokręcił głową z wystudiowanym obrzydzeniem. - Nie ma wystarczająco
haniebnej i okrutnej śmierci, która mogłaby zmazać twoje winy! - zahuczał,
niczym grom.
Nex wpatrywał się w niego szeroko otwartymi oczami.
- Zostaniesz kozłem ofiarnym, zwali się na ciebie wszystkie
przewinienia renegatów - syknął rzeznik. - Ale twój Ród ocaleje, tak jak
tego chciałeś.
- Aranea... - zacharczał renegat nieprzytomnie. - Zostanie Lordem? W
izolatce?
Ukryty wydął pogardliwie wargi. Przeciągnął palcem po nożu,
zostawiając na nim ścieżkę purpurowej krwi.
- A po co Wojownikom drugi Lord - rzucił niedbale. Wskazał ostrzem
na Ultora, oderwane gwałtownym ruchem krople pomknęły przez mrok,
uderzając go prosto w twarz. - Przecież już mają jednego. Co za dużo, to
niezdrowo.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]