do ÂściÂągnięcia ^ pdf ^ ebook ^ pobieranie ^ download
Podstrony
- Strona startowa
- Haas Derek Srebrny NiedĹşwiedĹş 01 Srebrny NiedĹşwiedĹş
- Carroll_Jonathan_ _Białe_Jabłka_01_ _Białe_jabłka
- Harry Harrison Stalowy Szczur 01 Narodziny Stalowego Szczura
- Anne McCaffrey Cykl JeĹşdĹşcy smokĂłw z Pern (01) JeĹşdĹşcy SmokĂłw
- Foster, Alan Dean Spellsinger 01 Spellsinger
- Zelazny, Roger The First Chronicles of Amber 01 Nine Princes in Amber
- Burroughs, Edgar Rice Tarzan 01 Tarzan of the Apes
- x_Elizabeth Hoyt The Raven Prince [Prince 01] (2006)
- Roberts Nora Gwiazdy Mitry 01 Zaginiona gwiazda
- Denise A Agnew [Daryk World 01] Daryk Hunter (pdf)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- listy-do-eda.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zaatakowałem zamek Yale w drzwiach frontowych. Ze zdziwieniem odkryłem, że działa na mniej
więcej takich samych zasadach, co zamki w szkole, tylko trochę trudniej go otworzyć. Parę razy w
ten sposób otworzyłem i zamknąłem drzwi, i wreszcie postanowiłem zrobić coś ambitniejszego.
Nasi sąsiedzi, państwo Baileyowie, wyjechali do swojej letniej willi w Hiszpanii. Już wcześniej
byłem u nich parę razy, ale oczywiście nie sam - teraz postanowiłem, że czas to zmienić. Odbyłem
krótki zwiad. Udało mi się sforsować zamek w tylnych drzwiach za pomocą karty czekowej moich
rodziców, po czym przez mniej więcej godzinę zaznajamiałem się z zamkiem zasuwkowym. W
końcu i on ustąpił, zgodnie z moim silnym wewnętrznym przeświadczeniem. A potem wystarczyło
tylko nacisnąć klamkę i wejść do środka.
Od razu poczułem się wielki i wspaniały. Rządziłem się własnymi zasadami. Oczywiście najpierw
poszedłem do sypialni gospodarzy, bo byłem w wieku, gdy szafki w sypialni przyprawiają każdego
o szczególny dreszcz podniecenia. Nie zawiodłem się na szafkach Baileyów. W głębi jednej z nich
znalazłem okazały sztuczny członek z gumy i trochę środka nawilżającego. Przez chwilę oglądałem
gumowe cudo, po czym odłożyłem je na miejsce i rozpocząłem zwiedzanie reszty domu - łazienki
w kolorze awokado, kiczowatych pokojów gościnnych, gabinetu pana Baileya, siłowni pani Bai-
ley, a potem parteru: jadalni z otwartą kuchnią, salonu i garderoby. Po chwili zgłodniałem, więc
wróciłem do kuchni, by poszukać jakiejś przekąski. Wsadziłem rękę do pudełka z ciasteczkami, i
znalazłem prawie pięćdziesiąt funtów gotówką. Pieniądze odłożyłem z powrotem, zabrałem paczkę
solonych chrupek z kredensu, po czym zmyłem się, zamykając za sobą drzwi na zamek.
W ciągu następnego tygodnia włamałem się do domów kilku naszych sąsiadów, zawsze przez tylne
drzwi, bo te często były wyposażone w pojedyncze zamki zapadkowe, a z nimi umiałem już sobie
niezle radzić. W mało którym z domów znajdowałem coś naprawdę interesującego, ale wystarczał
mi dreszczyk emocji z samego już faktu, że dostałem się do środka. Za to weszło mi w zwyczaj, że
zawsze częstowałem się czymś do jedzenia; parę razy, gdy usłyszałem jakiś odgłos na zewnątrz
albo gdy włączyła się lodówka, albo coś stuknęło w rurach, czułem nagłą potrzebę ukrycia się. Raz
też musiałem natychmiast skorzystać z łazienki.
Nocami odtwarzałem sobie te przygody w myślach, dokonując inwentaryzacji pomieszczeń i
widzianych przedmiotów, otwartych zamków i spenetrowanych miejsc. Wkrótce zacząłem myśleć
o pięćdziesięciu funtach w pudełku na ciasteczka u Baileyów. Leżały tam, niepotrzebne nikomu,
czekając, aż gospodarze wrócą z Hiszpanii, więc jeżeli gotówka zniknie przed ich powrotem, to
pewnie wcale tego nie zauważą albo uznają, że wydali jednak te pieniądze przed wyjazdem.
Przyjąłem, że tak właśnie będzie, i już w sobotę rano stałem przy tylnych drzwiach; znów bez trudu
sforsowałem zamek, porwałem kolejną paczkę chrupek, no i te pięćdziesiąt funtów z pudełka.
Wychodząc, tym razem zamknąłem już oba zamki, bo nie zamierzałem tu wracać, ale zamiast iść
do domu, poszedłem kilka przecznic dalej. Znalazłem się w biedniejszej części dzielnicy, tam,
gdzie przy zaśmieconych uliczkach stały małe domki z przydziału. Znalezienie tego, czego
szukałem, zabrało mi trochę czasu, ale gdy już znalazłem, wiedziałem, że to jest to. Domek ze
zniszczonymi oknami miał z tyłu błotniste podwórko, na którym walały się dziecięce zabawki.
Otworzyłem tylną furtkę i zajrzałem do środka przez dawno niemytą szybkę w drzwiach: nie paliło
się światło, nie było w ogóle żadnych oznak życia. Wyciągnąłem z kieszeni moje narzędzia
włamywacza i dobrałem się do niesprawiającego mi już teraz kłopotu zamka bębenkowego. Zaraz
puścił, a ja wszedłem do domku.
Zwiedzanie też nie zabrało mi wiele czasu. Na pięterku były dwie sypialnie, schowek na pranie i
zagracona łazienka, a na parterze tylko salon, do którego wchodziło się prosto od drzwi
frontowych, i kuchnia. Znalazłem w niej parę makaroników, po czym wróciłem do salonu, szukając
miejsca, gdzie mógłbym podrzucić pieniądze. Zastanawiałem się, czy nie zostawić też liściku, ale
uznałem, że to głupi pomysł. Lepiej się stąd zabierać. I właśnie to miałem zrobić, gdy ni stąd, ni
zowąd drzwi na podwórko otwarły się z trzaskiem i do środka wpadło dwóch facetów w
mundurach. Powalili mnie na ziemię chwytem rugby. Okazało się, że należeli obaj do miejscowej
straży obywatelskiej, a mój błąd polegał na tym, że włamałem się do domu, na który od dawna
miała oko. Nie muszę chyba dodawać, że obaj panowie nie zainteresowali się szczególnie moimi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]