do ÂściÂągnięcia ^ pdf ^ ebook ^ pobieranie ^ download
Podstrony
- Strona startowa
- Haas Derek Srebrny NiedĹşwiedĹş 01 Srebrny NiedĹşwiedĹş
- Harry Harrison Stalowy Szczur 01 Narodziny Stalowego Szczura
- Anne McCaffrey Cykl JeĹşdĹşcy smokĂłw z Pern (01) JeĹşdĹşcy SmokĂłw
- Foster, Alan Dean Spellsinger 01 Spellsinger
- Zelazny, Roger The First Chronicles of Amber 01 Nine Princes in Amber
- Burroughs, Edgar Rice Tarzan 01 Tarzan of the Apes
- x_Elizabeth Hoyt The Raven Prince [Prince 01] (2006)
- Roberts Nora Gwiazdy Mitry 01 Zaginiona gwiazda
- Denise A Agnew [Daryk World 01] Daryk Hunter (pdf)
- Mackenzie Myrna W miescie marzen 01 Złodzieje marzeń (Harlequin Romans 1074)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- fashiongirl.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
twarz, Isabelle Neukor bowiem nigdy nie zapinała pasów. Starsza Isabelle wykręciła tułów,
usiłując dojrzeć, co się stało z jej młodszym wcieleniem.
Chivas uspokoił ją.
Nic jej nie jest. Nabiła sobie guza i tyle. Na szczęście skasowała przy tym wóz, i jeden
problem mamy z głowy. Ale to nie ona mnie niepokoi.
A kto?
Dowiedziała się w kilka minut pózniej. Stanęli na czerwonym świetle o przecznicę od Gurtel,
drogi obiegającej śródmieście i stanowiącej linię demarkacyjną między centrum Wiednia
a dzielnicami podmiejskimi. Isabelle czuła się rozdarta z jednej strony chciała odgryzć się
Chivasowi za jego gorzkie uwagi, a z drugiej musiała zachować czujność na wypadek, gdyby
zostali ponownie zaatakowani.
Chivas wydawał się zadowolony z tego, że nie podejmują dyskusji. Kierowanie zresztą nie
było łatwe tak jak przewidywał, pogoda zmieniała się bez ustanku. Czasem zmiany
następowały gwałtownie, innym razem były prawie niedostrzegalne. Drzewa znów okryły się
liśćmi. Rabatki zapieniły się letnimi kwiatami. Parę przecznic dalej zrobiło się zbyt zimno
i kwietniki schowały się w domach. Ponownie zapanowały plucha i śnieg, choć nie tak
ekstremalne jak burza, którą pokonali wcześniej. Niemniej oboje byli przygotowani na to, że
warunki mogą się zmienić w okamgnieniu.
Przed nimi stało czarne bmw. Isabelle kiepsko znała się na samochodach, toteż nie potrafiła
określić rocznika. Otworzyła usta, by spytać o to Chivasa, gdy na bmw spadł pierwszy kamień.
Uderzył w czarny dach z głośnym, metalicznym łomotem. Był wielkości dużego grejpfruta, ale
musiał być ciężki, skoro zamiast odbić się i stoczyć na ziemię, wgiął dach i utkwił we
wgłębieniu.
%7ładne z nich nie powiązało tego ataku z tym, co zaszło wcześniej. Następny kamień, równie
wielki jak poprzedni, wyrżnął w sam środek ich przedniej szyby i sturlał się na maskę. Gdyby
szyba nie była odporna na wstrząsy, oboje mieliby twarze pocięte kawałkami szkła. Pajęcza sieć
miliona krystalicznych pęknięć zasłoniła im widok.
O, w mordę zaklął Chivas. Sięgnął do schowka w drzwiach i wyciągnął stamtąd młotek
z kulistym noskiem. Zasłoń twarz! krzyknął. Nie czekał, aż Isabelle się skuli. Wybił szybę
zaokrąglonym końcem obucha.
Isabelle odwróciła się na bok i uniosła obronnie ręce. Czuła twardy jak drewno strach
dławiący jej gardło. Mrużąc oczy, wyjrzała zza gardy na całkiem zmatowiałą szybę, w której
Chivas wybijał dziurę. Pomyślała o łowieniu ryb na skutym lodem jeziorze. Pomyślała, że Chivas
wybija przerębel.
Kiedy otwór miał około dziesięciu cali średnicy, Chivas wysunął głowę nad kierownicą
i rozejrzał się na boki, żeby zobaczyć, co się dzieje na zewnątrz. Kolejny kamień trafił w przód
maski. Chivas wrzucił wsteczny bieg. Natychmiast wpadli na stojącą za nimi półciężarówkę.
Skręcił kierownicę w lewo, podjechał do przodu, znów się cofnął, aż w końcu zdołał ominąć
czarne bmw i oddalić się stamtąd. Na ziemię spadł następny kamień. Wokół nich posypał się
kamienny grad. Rozległy się dziwne, przerażające trzaski. Ale miało to tę dobrą stronę, że
zatamowało cały ruch na ulicy. Chivas dodał gazu i pojechali dalej.
Wytarł w płaszcz ręce oblepione drobinami szkła i piaskiem.
To były kocie łby Te kamienie mają ze sto lat i są diabelnie ciężkie! Pewnie je wykopała
z ulicy. Potem wlazła z nimi na dach tego budynku, żeby nas zbombardować.
To byłam ja, prawda? Jeszcze jedna przestraszona Isabelle próbująca nie dopuścić mnie do
Vincenta?
Tak.
Zawracaj rzuciła Isabelle mocnym, zdeterminowanym tonem.
Chivas spojrzał na nią.
Co takiego?
Chcę, żebyś zawrócił i pojechał tam.
Nie, nie mogę tego zrobić. Zdjął rękę z kierownicy i wskazał nią przed siebie, jakby
wydawał polecenie komuś siedzącemu na wprost. Nie wolno mi jechać do tyłu. Tylko naprzód.
Chyba nie mówisz poważnie?
Nie, Isabelle. Naprawdę nie mogę wracać. To wbrew instrukcjom.
W takim razie wysiadam. Dotrę do kawiarni o własnych siłach, najszybciej jak się da.
Zdążyli pokonać dwie przecznice za Gurtel w kierunku centrum. Chivas ponownie zjechał do
krawężnika. Na dworze mżył deszcz.
I co dalej?
Zlustrowała niebo i prychnęła nieśmiało.
Powiedziałeś, że jestem tchórzem. Najwyższa pora się zmienić.
Skinął głową, ale nie zapytał, jakie ma zamiary. Oboje zapadli w milczenie, dryfując we
własnych myślach. Wreszcie Chivas odezwał się:
Zaczekam tutaj na ciebie.
Położyła dłoń na klamce drzwi.
To miło z twojej strony, ale nie wiem, kiedy wrócę. Nie wiem nawet, czy wrócę. Czuję
tylko, że muszę tam pójść.
Wobec tego wez ze sobÄ… Hietzla.
A na co mi on?
Może się przydać. Sporo potrafi. No i dotrzyma ci towarzystwa.
Nie, muszę się z tym uporać sama. Bez niczyjej pomocy, żadnej magii ani... Po prostu
muszę to zrobić sama.
Rozumiem, Isabelle. Zaczekamy tu na ciebie.
Skinęła głową i otworzyła drzwi. Gdy wysiadła, na jej ręce i twarz opadła zaraz mżawka.
Chciała powiedzieć coś Chivasowi, lecz nie wymyśliła nic mądrego, toteż ruszyła przed siebie.
Wtedy wpadła jej do głowy pewna myśl i zrobiła w tył zwrot. Ujrzawszy ją stojącą za oknem
pasażera, Chivas opuścił z tej strony szybę. Schyliła się ku niemu i oznajmiła:
Dziękuję, że mnie tutaj przywiozłeś. I dzięki za prawdę.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]