do ÂściÂągnięcia ^ pdf ^ ebook ^ pobieranie ^ download
Podstrony
- Strona startowa
- Haas Derek Srebrny NiedĹşwiedĹş 01 Srebrny NiedĹşwiedĹş
- Carroll_Jonathan_ _Białe_Jabłka_01_ _Białe_jabłka
- Harry Harrison Stalowy Szczur 01 Narodziny Stalowego Szczura
- Anne McCaffrey Cykl JeĹşdĹşcy smokĂłw z Pern (01) JeĹşdĹşcy SmokĂłw
- Foster, Alan Dean Spellsinger 01 Spellsinger
- Zelazny, Roger The First Chronicles of Amber 01 Nine Princes in Amber
- Burroughs, Edgar Rice Tarzan 01 Tarzan of the Apes
- x_Elizabeth Hoyt The Raven Prince [Prince 01] (2006)
- Denise A Agnew [Daryk World 01] Daryk Hunter (pdf)
- Mackenzie Myrna W miescie marzen 01 Złodzieje marzeń (Harlequin Romans 1074)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- fashiongirl.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tyle krwi. Muszę uciec przed tą krwią. Nóż. Błyskawice.
Muszę uciekać.
Cade trzymał ją mocno, a głos miał nadal spokojny.
- Gdzie jesteÅ›? Powiedz mi, gdzie jesteÅ›?
- W ciemnościach. Wszystkie światła zgasły. On
mnie zabije. Muszę uciekać.
- DokÄ…d?
- Gdziekolwiek. - Oddech miała tak przyspieszony,
że niemal ranił jej gardło. - Byle gdzie, byle dalej. Jeśli
mnie znajdzie, zabije mnie.
- On ciÄ™ nigdy nie znajdzie. Ja mu na to nie pozwolÄ™.
- Otoczył dłońmi jej twarz i zwrócił ku sobie tak, że ich
spojrzenia się spotkały. - Uspokój się, odpocznij...
Pomyślał, że jeśli nie przestanie tak dyszeć, znowu
straci przytomność.
- Jesteś tutaj bezpieczna. Ze mną zawsze będziesz
bezpieczna. Rozumiesz?
- Tak, tak. - Zamknęła oczy, a potem wstrząsnął nią
dreszcz. - Tak. Powietrza. Proszę, potrzebuję więcej
powietrza.
Cade znowu wziął ją na ręce i wyniósł na patio.
Posadził ją w wyściełanym fotelu, a sam usiadł obok.
- Uspokój się. Pamiętaj, że jesteś tu bezpieczna. Nic
ci nie grozi.
- Tak, w porządku. - Z wysiłkiem zrobiła głęboki
wydech, bo zdawało się jej, że powietrze rozsadzi jej płuca.
- Już wszystko w porządku.
Niestety, nie, pomyślał Cade. Bailey była biała jak
ściana, skórę miała wilgotną i wciąż drżała. Ale jej pamięć
125
została uruchomiona i trzeba było nakierować ją teraz na
właściwe tory.
- Póki jesteś ze mną nikt nie zrobi ci krzywdy. Nikt
cię tu nie znajdzie. Pamiętaj o tym i spróbuj mi
opowiedzieć wszystko, co sobie przypomniałaś.
- To są takie przebłyski. - Spróbowała oddychać
mimo bolesnego ucisku w klatce piersiowej. - Kiedy
trzymałeś ten nóż...
- Urwała. Strach znowu chwycił ją w swoje szpony.
- Przestraszyłem cię. Przepraszam. - Cade ujął ją za
ręce.
- Ale chyba wiesz, że nie chciałem zrobić ci
krzywdy.
- Wiem. - Znowu zamknęła oczy, a promienie słońca
padły na jej powieki. - Był tam nóż. Z długim,
zakrzywionym ostrzem. Bardzo piękny. Miał rzezbioną
rękojeść z kości słoniowej. Widziałam go, a może nawet go
używałam.
- Gdzie go widziałaś?
- Nie wiem. Słyszałam jakieś głosy i krzyki. Ale nie
słyszałam, co mówią. To było jak szum morza, narastający,
gwałtowny ryk. - Zatkała rękami uszy, jakby chciała odciąć
się od tego hałasu. - A potem była krew, wszędzie pełno
krwi. Cała podłoga była nią zalana.
- Jaka to była podłoga?
- Dywan. Szary dywan. I ciągle się błyskało. A nóż
też połyskiwał jak błyskawica.
- Jest tam jakieś okno? Czy widzisz te błyskawice
przez okno?
- Tak. Chyba tak... - Bailey znowu zadrżała, a scena,
którą usiłowała przywołać z pamięci, roztopiła się w
mroku. - Jest ciemno. Wszędzie panują ciemności, a ja
126
muszę się stamtąd wydostać. Muszę się gdzieś ukryć.
- Gdzie musisz się ukryć?
- To takie małe pomieszczenie, jak komórka, a jeżeli
on mnie zobaczy, zginę. On ma nóż. Widzę go, widzę jego
dłoń zaciśniętą na rękojeści. Jest tak blisko. Jeżeli się
odwróci...
- Opowiedz mi o tej ręce, Bailey - łagodnie przerwał
jej Cade. - Jak wyglądała ta ręka?
- Jest ciemno, bardzo ciemno, ale widzÄ™ poruszajÄ…cÄ…
się smugę światła. Już mnie prawie dosięgła. On trzyma
nóż, palce aż mu zbielały. Jest na nich krew. I na
pierścieniu też jest krew.
- Jak wygląda ten pierścień, Bailey? - Cade nie
przestawał spoglądać jej z natężeniem w twarz, ale głos
miał spokojny. - Przypomnij sobie ten pierścionek.
- Gruby, złoty sygnet. Z żółtego złota. A centralny
kamień to rubinowy kaboszon. Po obu stronach ma małe
diamenty, o brylantowym szlifie. Ma też stylizowany
monogram - T.S. Brylanty są czerwone od krwi. On jest już
blisko, tak blisko. Czuję zapach krwi. Jeżeli popatrzy w
dół, zobaczy mnie. A jak mnie zobaczy, to mnie zabije.
Pokroi mnie na kawałki, jeśli mnie znajdzie.
- Przecież cię nie znalazł. - Cade nie mógł już dłużej
tego znosić. Porwał Bailey w ramiona i przyciągnął do
siebie. - Uciekłaś mu. W jaki sposób udało ci się uciec,
Bailey?
- Nie wiem. - Nagle poczuła niewysłowioną ulgę.
Cade trzymał ją w objęciach, słońce przyjemnie
rozgrzewało jej skórę, policzek Cade'a był tuż przy jej
policzku. Miała ochotę płakać ze szczęścia. - Nie
pamiętam.
- Już dobrze. Wystarczy.
127
- Może go zabiłam. - Bailey odsunęła się i spojrzała
Cade'owi w oczy. - Może użyłam tego pistoletu, który był
w torbie, i zastrzeliłam go.
- Przecież ci mówiłem, że magazynek był pełny.
- Mogłam go potem załadować.
- Kochanie, moim zdaniem, a jestem w tych
sprawach fachowcem, nie potrafiłabyś tego zrobić.
- Ale gdybym...
- A nawet jeżeli - ujął ją za ramiona i lekko nią
potrząsnął - zrobiłaś to w obronie własnej. On był
uzbrojony, ty byłaś przerażona i wygląda na to, że on
rzeczywiście kogoś wcześniej zabił. W tej sytuacji każde
twoje posunięcie było właściwe.
Bailey odsunęła się i popatrzyła w dal, poprzez
patio, kwiaty, stare drzewa i solidne ogrodzenie.
- Co ze mnie za człowiek? Bardzo możliwe, że
byłam świadkiem morderstwa, a nie zrobiłam nic, żeby mu
zapobiec.
- Bailey, bądz rozsądna. Co mogłaś zrobić?
- Cokolwiek - mruknęła. - Nie poszłam do telefonu,
nie zadzwoniłam na policję. Tylko sama uciekłam.
- Bo gdybyś nie uciekła, już byś nie żyła. - Musiał
powiedzieć to ostrym tonem, ponieważ Bailey lekko się
wzdrygnęła. Jednak właśnie tego było jej potrzeba. - A
tymczasem żyjesz i zobaczysz, że uda nam się rozwikłać tę
zagadkÄ™.
Wstał i cofnął się, nie chcąc poddać się pokusie,
żeby wziąć ją w ramiona.
- Byłaś w jakimś budynku. W pomieszczeniu z
szarym dywanem i prawdopodobnie z oknem. Doszło do
jakiejś kłótni, i ktoś miał nóż i użył go. Ten ktoś może mieć
inicjały T.S. Potem zapadły ciemności i ten ktoś cię ścigał.
128
Prawdopodobnie wyłączono wtedy prąd. Cały kwartał w
północno - zachodniej części Waszyngtonu miał przez dwie
godziny wyłączone światło w noc przed tym, nim pojawiłaś
się w moim biurze, więc mamy już skąd zaczynać.
Musiałaś znać ten budynek dość dobrze, skoro wiedziałaś,
gdzie szukać kryjówki. Zaryzykowałbym twierdzenie, że
albo tam mieszkałaś, albo pracowałaś.
Odwrócił się i zauważył, że Bailey uważnie go
słucha, a jej ręce, spoczywające na kolanach, były już
spokojne.
- Mogę sprawdzić w raportach policyjnych, czy tej
nocy była jakaś bójka na noże, ale przeglądałem gazety i w
prasie nie ma na ten temat ani słowa.
- Przecież to było kilka dni temu. W tym czasie ktoś
musiał znalezć... znalezć ciało, jeśli takie było.
- Niekoniecznie. To mogło się zdarzyć w
prywatnym domu albo w jakimś biurze, które zamknięto na
ten długi weekend. Gdyby ktoś był wtedy w tym budynku,
jacyś inni ludzie, na pewno zgłosiliby to na policję.
Wszystko przemawia za tym, że byłaś sama.
Na samą myśl o tym poczuł bolesny skurcz żołądka.
Bailey w ciemnościach, sam na sam z mordercą.
- Burza rozpętała się dopiero po dziesiątej
wieczorem. Było to całkiem logiczne i ten prosty krok od
teorii do praktyki trochę ją uspokoił.
- No to co teraz zrobimy? - zapytała.
- Objedziemy ten rejon, gdzie wyłączono prąd,
poczynając od hotelu, w którym wylądowałaś.
- Ale ja nie pamiętam, jak dostałam się do tego
hotelu. Nie wiem, czy przyszłam, czy wzięłam taksówkę.
- Albo przyszłaś, albo przyjechałaś metrem lub
autobusem. Sprawdziłem już wszystkie taksówki. %7ładna z
129
korporacji nie miała tamtej nocy kursów w okolice hotelu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]