do ÂściÂągnięcia ^ pdf ^ ebook ^ pobieranie ^ download
Podstrony
- Strona startowa
- Anne McCaffrey Cykl JeĹşdĹşcy smokĂłw z Pern (01) JeĹşdĹşcy SmokĂłw
- Anne McCaffrey Doona 2 Crisis On Doona
- Rice Anne Spiaca Krolewna 1, Przebudzenie Spiacej Krolewny
- Anne Rice Kroniki Wampirze 4 Opowieść o złodzieju ciał tom 1
- Boge Anne Lise Grzech pierworodny 14 PowrĂłt syna
- Anne Perry [Pitt 22] Southampton Row (pdf)
- Anne McCaffrey Cykl WieĹźa i Ul (3) Dzieci Damii
- Anne McCaffrey Cykl Statki (4) Miasto, które walczyło
- Anne McCaffrey Planet Pirates 3 Generation Warriors
- Anne Brooks & Angelina Sparrow Glad Hands
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- charloteee.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Zmarnowali już tyle czasu. Z powodu dumy. Dean- na była
przekonana, że J.D. ją kocha, lecz jest nie przygotowany, aby
to wyznać. Nie poddawała się.
Postanowiła wrócić na ranczo nazajutrz. Otarła łzy i ruszy-
ła z powrotem. Nie wiedziała, czy Silas da sobie radę w gabi-
necie.
Jechała dość wolno, aby nie płoszyć klaczy na pastwisku.
Mimo to, konie zachowywały się niespokojnie. Zerknęła w
lusterko wsteczne. Wzdłuż płotu oddzielającego drogę od
pola galopował J.D.
Serce kobiety zabiło żywiej. Czy to możliwe?
- Deanna! Zaczekaj!
Wyłączyła silnik i wysiadła z samochodu.
- Deanna - powtórzył bez tchu, kiedy ją dogonił. - Nie od-
jeżdżaj.
- Nie nienawidzisz mnie?
- Ależ nie. Nawet gdy próbuję, nie potrafię. Deanna, pro-
szę, nie opuszczaj mnie znów.
Jego oczy nie kłamały. Twarz wyrażała miłość.
- Nie opuszczÄ™ ciÄ™.
Zsiadł z konia, przeskoczył przez płot i objął ją mocno.
- Nie myślisz, że zalecałem się do ciebie tylko po to, żeby
zdobyć Rustlera?
-Nie.
- Wierzysz, że kupiłem Rustlera, aby ci go oddać?
S
R
- Tak.
Zachwycony, delikatnie ujął jej twarz w dłonie.
- Nie żałujesz, że zniszczyłaś akt sprzedaży?
- Ach nie, J.D.! Kocham ciÄ™!
Skoro udało jej się przekonać surowego sędziego, aby nie
skazywał matki na więzienie, z pewnością musiała przekonać
dobrodusznego Vaughna, że mówi prawdę.
- Byłam głupia, ale teraz powierzam ci mojego konia, moje
serce i całe moje życie. Wierzysz mi?
Westchnął i przytulił ją ze wszystkich sił do piersi.
-Tak bardzo pragnąłem to usłyszeć - szepnął. - Kiedy po-
darłaś dokument, myślałem, że oszaleję. Tak długo na ciebie
czekałem.
- Dogoniłeś mnie.
-I już mi nigdy nie uciekniesz. Przypieczętował tę obiet-
nicę pocałunkiem. - Kocham cię, Deanno Leighton. Wyj-
dziesz za mnie?
-Tak.
- I będziemy żyli szczęśliwie aż po życia kres?
- Tak.
- Mimo tego, co się zdarzyło twemu ojcu?
- Tak. Wiem teraz, że sam ściągnął na swoją głowę kłopo-
ty. Ty nie ponosisz za nic winy. Po prostu przedtem nie
chciałam tego przyjąć do wiadomości.
I znów ją pocałował na oczach ciekawskiej publiczności:
robotników, strażników, klaczy, zrebaków i wierzchowca.
- Powinieneś odprowadzić konia. A ja muszę zabrać cięża-
rówkę ze środka drogi. Stanowimy atrakcję dla gapiów -
mruknęła Deanna między pocałunkami.
- Pózniej.
- Ale...
- To moje ranczo, mój koń i moja droga. Mogą poczekać.
S
R
I znów ją pocałował, nie zważając na gwizdy i oklaski.
Zakłopotana Deanna nie wytrzymała.
-J.D. - szepnęła - patrzą na nas. Zrób coś! Cokolwiek!
Rzeczywiście coś zrobił. Złożył na ustach Deanny namięt-
ny pocałunek.
S
R
EPILOG
Wybrzmiały ostatnie nuty starej pieśni My Old Kentucky
Home". Tłum widzów cieszył się głośno z otwarcia dorocz-
nych wyścigów konnych stanu Kentucky. Trąbka wezwała do
parady koni.
Państwo Deanna i J.D. Vaughn, właściciele faworyta goni-
twy, obserwowali ze swych miejsc przemarsz reprezentacji
rancza Rocking J".
- Rustler, biegnij po wygraną! - zawołała Deanna, kiedy
koń i jezdziec opuścili zagrodę i ruszyli na tor.
J.D. roześmiał się.
- Jesteś pewna, że Rustler słyszy cię w tym hałasie?
- Oczywiście. Lubi mnie bardziej niż wszystkich dżoke-
jów.
J.D. pocałował żonę.
- Rustler ma świetny gust -powiedział półgłosem.
- Nie obchodzi mnie jego gust. Chcę tylko, żeby wygrał.
Powiedziałeś, że dostanę połowę wygranej, jeśli przybiegnie
pierwszy na metÄ™.
Wkrótce po ślubie Deanna zgodziła się, aby J.D. przygo-
towywał Rustlera do startu w wyścigach. Wygrane przez
wierzchowca pieniądze pomogły jej otworzyć nowy gabinet
lekarski w Phoenix. Zasiliły również fundusz ochrony zwie-
rzÄ…t.
- Zawsze dotrzymuję obietnic - zapewnił J.D. Na cóż
przeznaczysz pieniÄ…dze tym razem? Na maltretowane konie?
Bezdomne psy? Bite motyle?
S
R
- Bardzo śmieszne. -Deanna żartobliwie trzepnęła go pro-
gramem wyścigów. - Tym razem oddam pieniądze na niety-
powy cel.
Turkusowa bransoletka, podarunek od męża, błysnęła na
jej ręce. J.D. miał na szyi starą błękitną apaszkę Deanny. Za-
żądał jej zwrotu tuż po zaręczynach. Przyznał wtedy, że ode-
słał chustkę, aby sprowokować wizytę kobiety.
- Jeśli Rustler wygra, wpłacę sporą kwotę na konto domu
dziecka w Phoenix. Biedne maleństwa... Nie tylko zwierzęta
potrzebujÄ… naszej pomocy.
- Wiem. Dlatego przekazałem pewną sumę Mattowi Cald-
wellowi i jego trudnej młodzieży. Przyjął pieniądze tylko dla-
tego, że sprytnie przedstawiłaś je jako dar przyszłej matki. Po
prostu nie mógł odmówić.
- Matt jest bardzo podobny do ciebie. Aatwo go wzruszyć.
Nie wiem, czemu się wciąż spieracie. To chyba kwestia hor-
monów.
J.D. wyszczerzył zęby w uśmiechu i pogładził pęczniejący
brzuch żony.
- Jakoś dotychczas nie skarżyłaś się na moje hormony, ko-
chanie.
- Nie rozpraszaj mnie! Chcę popatrzeć na Rustlera.
- Chcesz raczej zobaczyć, jak Rustler wygrywa, moja za-
chłanna żono. Zaraz, coś mi się przypomniało. Powiedziałaś,
że oddasz nagrodę na rzecz sierot.
A co dasz matce w prezencie ślubnym?
-Postanowiłam wysłać mamę i Silasa w podróż poślubną
na Hawaje.
- Silas postawił na swoim i Helen została jednak jego żoną.
Wy, weterynarze, nie wiecie, kiedy zrezygnować.
-I całe szczęście, bo w przeciwnym razie zamiast wziąć
ślub, wciąż walczylibyśmy o Rustlera.
S
R
-Dopadłbym cię prędzej czy pózniej. Umiem się poznać na
[ Pobierz całość w formacie PDF ]