do ÂściÂągnięcia ^ pdf ^ ebook ^ pobieranie ^ download
Podstrony
- Strona startowa
- Rice Anne Spiaca Krolewna 1, Przebudzenie Spiacej Krolewny
- Graham Masterton Cykl Manitou (1) Manitou
- Anne Rice Kroniki Wampirze 4 Opowieść o złodzieju ciał tom 1
- Boge Anne Lise Grzech pierworodny 14 PowrĂłt syna
- Anne Perry [Pitt 22] Southampton Row (pdf)
- D368. Winston Anne Marie Zdobyć córkę pastora
- 0838.Winston Anne Marie Marzenia modelki
- Anne Brooks & Angelina Sparrow Glad Hands
- Juliusz Verne Cykl Robur (1) Robur Zdobywca (KrĂłl przestworzy)
- Anne Hampson Eternal Summer (pdf)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- listy-do-eda.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
antidotum musi być podawane regularnie, by nie dopuścić do nawrotu symptomów. Dpi może
zostać. Niepotrzebne będą dodatkowe urządzenia. Extr może się nim opiekować, ale nie
będzie mu potrzebna pomoc ze strony personelu ludzkiego. Ten powróci na Kltł - Thian
rozpoznał nazwę jednego z okrętów Mrdiniów - jeśli to będzie możliwe.
- Natychmiast - odparł Thian.
- Bez nadmiernego pośpiechu. - Sbl uspokoił go, przechylając głowę, co, jak wiedział
Thian, było oznaką dobrego humoru.
- A zatem zachowajmy stosowne maniery - odparł Thian, także przechylając głowę i
mając nadzieję, że nie łamie w sposób brutalny etykiety w obliczu tak ważnej osobistości,
jaką był Sbl.
- O co w tym wszystkim chodzi? - dopytywał się Exeter, przenosząc spojrzenie z
jednego na drugiego i z powrotem.
Thian wyjaśnił, jakiej terapii zostanie poddany Mur oraz że Sbl chciałby, aby jedynie
lekarz okrętowy opiekował się pacjentem. A potem dla rozbawienia słuchaczy dodał, że Sbl
zażyczył sobie wrócić do śluzy transportowej w mniej dramatyczny sposób.
Exeter pokiwał głową chichocząc. - Trudno go za to winić. Nie co dzień ktoś pojawia
się to tu, to tam, jakby wyskakiwał z rękawa, prawda Najwyższy?
- Robię to wyłącznie w sytuacjach wyjątkowych, zapewniam pana - powiedział Thian.
- Mam nadzieję, że podejście kapitana do tego nie będzie się różnić od pańskiego.
- Och, nasz kapitan znajdzie na to kilka słów komentarza. - Brwi Exetera uniosły się w
górę i zaiskrzyły mu się oczy. - Ale byłby dużo mniej zachwycony, gdyby przygoda
zakończyła się tragicznie. - Na ułamek sekundy sposępniał, co nie przytrafiało mu się nawet
w najgorszych chwilach kryzysu. - Nie martw się, chłopcze, działałeś tak szybko, by ocalić
życie, tego wymagała sytuacja. Nie można cię za to winić. Czy wolno mi zatem być obecnym
przy zabiegach?
- O to właśnie chodzi. Skontaktuję się ponownie z panem o... - Thian rzucił okiem na
zegar - 0300, kiedy już będzie po wszystkim, chyba że wydarzy się coś nieprzewidzianego. -
Odwrócił się do zajętych swoim pacjentem 'Diniów i powiedział: - Moje imię Thn. Powiedz
Extr imię, a skontaktuje się, gdyby były pytania, kłopoty, potrzeby.
- Dzięki. Tak będzie - odpowiedział większy pielęgniarz, nie odrywając oczu od
aparatury, którą instalował w zbiorniku kąpielowym Mura.
- Idz, wszystko przebiega dobrze - dodał Dip, dając palcami znak, wyrażający ulgę,
akceptację i przyjazń. - Nie śpiesz się już tak, zgoda?
Thian wybuchnął śmiechem, położył przyjacielowi dłoń w miejscu, gdzie stroma
krzywizna znaczyła połączenie głowy z korpusem, by następnie złożyć ukłon Sblowi,
pokazujÄ…c korytarz.
Obaj lekarze wymienili uprzejme ukłony.
- Ach, doktorze Exeter, czy powie mi pan, jak wrócić do śluzy wahadłowca? - zapytał
Thian, uzmysłowiwszy sobie, że nie wie, jak można się tam dostać na piechotę.
- Sally, czy mogłabyś wskazać drogę?
Dziewczyna o krótkich, czerwonych włosach zasalutowała. - Tędy, proszę. - I żwawo
się odwróciwszy, wyprowadziła ich na korytarz.
Przechadzka trwała tak długo, że Thian miał aż nadto czasu, by rozmyślać nad tym,
jak podreperować swój nadwątlony publiczny wizerunek.
Rozdział piąty
Kiedy kobieta doprowadziła ich do śluzy wahadłowca, Thian skierował się wraz z Sbl
aż do kapsuły.
- Przyjemnych snów, wielki Sblpk - pożegnał przybysza Thian.
- Sny będą łagodne - zabrzmiała nieoczekiwanie kurtuazyjna odpowiedz.
Nawet podczas wymiany tych uprzejmości Thian bez specjalnego wysiłku był w
stanie wyczuć, że załoga czeka, co też ów cywil - określenie przepełnione było zjadliwością -
teraz zrobi. Zastanawiał się, jak poradziłby sobie w takiej sytuacji jego ojciec, tyle że Afra
nigdy nie wpakowałby się w takie tarapaty. Nie miał ochoty przyznać się, zwracając się do
rodziców o pomoc, że zawiódł zaledwie w kilka minut po pojawieniu się na pokładzie
Vadima . Na szczęście przypomniał sobie opowieści ojca o niektórych epizodach z życia
Damii świadczących o jej niepohamowanych wybrykach. Tak czy siak, jedyne, co mu
pozostało, to płynąć z prądem. Najważniejsze było to, że Mur wyzdrowieje.
Zatrzasnąwszy właz pojazdu Sbla, Thian okazał załodze niewzruszoną, poważną
twarz.
- Czy jeszcze ktoś złamał tyle przepisów regulaminowych floty co ja przez ostatnią
godzinę? - Celowo uciekł się do autodezaprobaty. - Jednak chciałbym podziękować wam za
pomoc i współpracę, bez których mojego przyjaciela spotkałaby śmierć. - Poczuł lekkie
zmniejszenie napięcia. - Czy jest pośród was inżynier pokładowy?
- A co? - Mężczyzna w zielonym mundurze oddziału inżynieryjnego wychylił się i
oparł o reling na wyższym poziomie. Widać było, że w jego przypadku ciekawość wzięła górę
nad krytyką i Thian zorientował się, iż uderzył we właściwą nutę.
- Ponieważ - skrzywił się - jeślibym stąd mógł uzyskać dostęp do generatorów, to,
szczerze mówiąc, nie musiałbym stawać oko w oko z kapitanem na jego własnym mostku, a
ten 'Dini jest nie byle jaką personą i zależy mu na szybkim powrocie na macierzystą
jednostkÄ™.
- Może pan to zrobić ze stanowiska pomocniczego, tutaj, na górze! Hm... sir - dodał
porucznik.
- Cieszę, że to słyszę, sir. - Thian wbiegł po schodkach zejściówki, biorąc je po dwa za
jednym zamachem. Kiedy dotarł do szczytu, zauważył dziwny wyraz twarzy marynarza.
- To ten panel? - zapytał i porucznik kiwnął głową, przymykając lekko oczy. Coś w
nikłym uśmiechu tego mężczyzny spowodowało, iż Thian zawahał się na moment: możliwe,
że miał przed sobą jednego z tych ludzi, którzy za złe brali innym brak własnego Talentu.
Thian miał przed sobą pomocnicze stanowisko inżynieryjne, ale tuż obok znalazł dobrze
oznakowany interkom. Mógł sobie pozwolić na sprzeczne z protokołem postępowanie w kilka
chwil po przybyciu na pokład, ale teraz, kiedy sytuacja wyjątkowa była zażegnana, nie
zamierzał tego robić. - Z komandorem Tikele - odezwał się uprzejmym, lecz pewnym głosem.
Dotarła do niego fala irytacji.
- Najwyższy Talent Thian, to znowu pan?
- Sir, proszę o uzyskanie dostępu do generatorów, by odesłać doktora Sblpka na jego
macierzysty okręt.
- Sssssbil... jak?
Thian powtórzył słowo tak gładko, jakby manipulacja językiem przy wymawianiu
wyłącznie spółgłosek to była fraszka. - Doktor postawił diagnozę i zaordynował kurację
choremu członkowi mojej grupy. %7łyczy sobie, by go odesłano z powrotem.
- To szybko. Generatory są pańskie, Najwyższy, proszę sobie nie przeszkadzać.
Thian wczuł się w puls maszyn, zwiększył ich obroty i bez wysiłku odesłał kapsułę
Sbla na jego okręt, sadzając ją z największą delikatnością. Miał nadzieję, że pasażer nawet nie
zorientował się, iż został teleportowany. Powrót kosztował nieco więcej wysiłku, co go
zirytowało.
- Dziękuję, komandorze - powiedział.
- Eee, Najwyższy Talencie Lyon? - zaczął Tikele. - Eee, kapitan chciałby się z panem
zobaczyć w mesie odpraw pilotów. I, eee, panie Sedallia, proszę przydzielić Najwyższemu
przewodnika.
- Tak jest, sir. - Porucznik zmierzył Thiana tak obojętnym spojrzeniem, że można go
było podejrzewać o tłumioną wrogość.
- Teleportowanie siÄ™ z miejsca na miejsce naprawdÄ™ nie jest mojÄ… codziennÄ… igraszkÄ…,
poruczniku - sumitował się Thian.
- Trudno mi jest o tym wyrokować... sir. - Chłopiec wychwycił nutę urazy, zanim
Sedallia uśmiechnął się. - Greene, odeskortować Najwyższego Lyona do mesy odpraw
pilotów.
W połowie drogi Thian stwierdził, że obcowanie z myślami, których marynarz ani
[ Pobierz całość w formacie PDF ]