do ÂściÂągnięcia ^ pdf ^ ebook ^ pobieranie ^ download
Podstrony
- Strona startowa
- Anne McCaffrey Cykl JeĹşdĹşcy smokĂłw z Pern (01) JeĹşdĹşcy SmokĂłw
- Juliusz Verne Cykl Robur (1) Robur Zdobywca (KrĂłl przestworzy)
- Margit Sandemo Cykl Saga o czarnoksiężniku (05) Próba ognia
- Bujold Lois McMaster Cykl Barrayar 01 Strzępy honoru
- Frederic Pohl Cykl Saga o Heechach (4) Kroniki HeechĂłw
- Anne McCaffrey Cykl WieĹźa i Ul (3) Dzieci Damii
- Anne McCaffrey Cykl Statki (4) Miasto, które walczyło
- Margit Sandemo Cykl Opowieści (08) Uprowadzenie
- Ursula K.Le Guin Cykl Hain (8) Opowiadanie świata
- Mackenzie Myrna W miescie marzen 01 ZśÂ‚odzieje marześÂ„ (Harlequin Romans 1074)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- pojczlander.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
w przestrzeń satelita.
Przeszyło mnie przerazliwe zimno. Wśród pogrzebowego jęku nieruchomego hura-
ganu widziałem chmury pary tworzonej przez mój oddech i gwiazdki szronu osiadają-
ce mi na ubraniu. Fiolka z wirusem zmieniła się w kryształ lodu i szkła. Dla Misquama-
cusa była teraz równie niegrozna, jak pistolet bez magazynka.
Obejrzałem się nie mogłem się powstrzymać by spojrzeć za siebie, na Gwiezd-
ną Bestię. Choć szedłem z wysiłkiem w stronę przeciwną do bramy, ani odrobinę nie
zbliżyłem się do drzwi. Moje stopy dzieliło ledwie kilka centymetrów od nakreślone-
go kredą kręgu, w centrum którego poruszał się straszny wir wzburzonego powietrza,
jakim stała się przyciągająca mnie coraz bliżej Gwiezdna Bestia. Misquamacus opuścił
głowę i wyciągając lewą rękę ogłuszająco głośno zaintonował długie zaklęcie, które chy-
ba podrażniło demona jeszcze bardziej. Potwór przypominał teraz niewyrazny rentge-
nowski obraz żołądka, poruszanego trawienną perystaltyką.
Walczyłem, lecz chłód był tak dokuczliwy, że trudno było skupić myśli na czymkol-
wiek prócz tego, jak przyjemnie byłoby się ogrzać. Mięśnie tężały od mrozu; ruch po-
przez gęste jak olej powietrze, wśród wycia wichury, był niemal ponad moje siły. Wie-
działem, że pewnie poddam się w końcu i przyjmę wszystko, co przygotował dla mnie
Misquamacus. Pamiętam, że osunąłem się na kolana.
Harry! wrzeszczał od drzwi Zpiewająca Skała. Nie poddawaj się, Harry!
Próbowałem podnieść głowę, by na niego spojrzeć, lecz mięśnie szyi były jak skamie-
niałe. Niewiele zresztą widziałem przez grubą warstwę szronu, która narosła mi na rzę-
sach i brwiach. Znieg oblepiał mi włosy, las lodowych igiełek wyrósł wokół nosa i ust,
gdzie zamarzał oddech. Czułem obezwładniające tchnienie mrozu, słyszałem przeraża-
jÄ…cy szum wichru.
Harry! krzyczał Zpiewająca Skała. Ruszaj się, Harry! Ruszaj się!
Podniosłem rękę. Spróbowałem znowu się podnieść. Udało mi się jakoś odsunąć od
bramy o kilka centymetrów, lecz Gwiezdna Bestia była zbyt silna, a zaklęcia Misquama-
cusa trzymały mnie jak w sieci.
Dostrzegłem zrzuconą na podłogę elektryczną maszynę do pisania, z grubo pokry-
tymi lodem klawiszami. Przyszło mi nagle do głowy, że jeśli rzucę czymś w Misquama-
105
cusa albo nawet w samą Gwiezdną Bestię, może zajmie ich to na kilka sekund i zdo-
łam się uwolnić. Oto, jak mało rozumiałem potęgę demonów. Wciąż traktowałem je jak
kowbojów i Indian. Wyciągnąłem przemarzniętą dłoń i ze straszliwym wysiłkiem pod-
niosłem maszynę z podłogi. Było na niej tyle lodu, że ważyła chyba dwa razy więcej niż
normalnie.
Odwróciłem się, padłem na plecy i cisnąłem maszynę ku magicznej bramie i niewy-
raznej sylwetce demona. Jak wszystko inne tutaj, leciała po długim łuku wirując wolno.
Zdawało się, że minęło stulecie zanim przekroczyła granicę kręgu.
Nie wiedziałem, co może nastąpić. Leżałem tylko sztywny z zimna, zwinięty w kłę-
bek jak embrion, czekajÄ…c na chwilÄ™, gdy wirujÄ…ca maszyna osiÄ…gnie cel. Chyba za-
mknąłem oczy, może także na moment zasnąłem. Kiedy Człowiek zamarza, myśli tylko
o śnie, cieple i odpoczynku.
Maszyna do pisania dotknęła pulsującej sylwetki Gwiezdnej Bestii i wtedy zdarzyło
się coś niezwykłego. Wybuchła deszczem metalu i plastiku, a ja przez sekundę tylko, do-
strzegłem coś w tej eksplozji, coś niby bezcielesny grymas wściekłości. I choć nie mia-
ło kształtu ani formy, i natychmiast znikło bez śladu, pozostawiło pamięć obrazu w oku,
jak gdyby ktoś błysnął fleszem w ciemności.
Gwiezdna Bestia skurczyła się. Zwoje chmur zwinęły się do wnętrza niby płatki
upiornego morskiego anemonu. %7łałobne wycie wzniosło się i opadło dziwnym, niespo-
kojnym jękiem. Wiedziałem, że jeśli chcę się stąd wydostać, to teraz mam jedyną okazję.
Podniosłem się i brnąłem do wyjścia nie patrząc za siebie.
Kiedy oprzytomniałem, siedziałem na korytarzu obok zamkniętych drzwi. Zpiewają-
ca Skała kreślił wokół nich ochronne znaki mające, przynajmniej na pewien czas, uwię-
zić Misquamacusa w pokoju.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]