do ÂściÂągnięcia ^ pdf ^ ebook ^ pobieranie ^ download
Podstrony
- Strona startowa
- Nicola Cornick Odzyskana narzeczona
- Heyer Georgette Uciekajaca narzeczona
- Cresswell Jasmine Doskonała narzeczona
- 457. Harlequin Romance Wentworth Sally Jej portret
- LE Modesitt Spellsong 3 Darksong Rising
- Mortimer Carole Noc cudów
- Jack London On the Makaloa Mat and Island Tales
- Moon Fate Laurence James
- Andrew Melrose Write for Children (pdf)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- anusiekx91.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
niego wyrywało. Gdy wypowiadała imię bogini, miała
wrażenie, że znów są razem. To poczucie dodawało jej sił
i pomogło przetrwać koszmarne dni, które nastąpiły po
powrocie do Anglii.
Z pochyloną głową ruszyła łagodnym zboczem ku
świątyni. Omijała fragmenty kolumn leżące wśród barw
nych kwiatów i kęp trawy. Stanęła u wejścia i zastanawia
ła się gorączkowo, po co Kostas ją tu przywiózł. Odwró
ciła się i zobaczyła, że stoi z pochyloną głową oparty
o jednÄ… z kolumn. Niewymuszona elegancja kontrastowa
ła z atletyczną posturą. Rzezbiarze powinni uwiecznić go
w marmurze jako ideał męskiej urody. Podeszła bliżej,
ostrożnie stąpając po kamienistym gruncie. Usłyszał jej
kroki i podniósł wzrok.
- Tam w dole jest pewnie skała, przy której zostawi
łem motorówkę.
Zarumieniła się, wspominając tamtą noc. Gdy zaczął
się przypływ, weszli po skałach na półwysep i schronili
w ruinach świątyni. Czekali tam, aż świt rozproszy nocne
ciemności. Woleli nie ryzykować marszu przez nieznane
tereny, gdzie pełno było jarów i kolczastych zarośli. Kiedy
się rozwidniło, Shelley ufnie poszła za Kostasem w cza
rodziejskim półmroku letniego brzasku.
Pogrążona w zadumie spojrzała na morze. Z góry drob
ne fale wyglądały jak zwinne morskie węże z mitycznych
opowieści, wygrzewające się leniwie w porannym słońcu.
Zapomniała na chwilę o zadawnionym żalu i obecnych
sporach, a potem westchnęła z zachwytem:
- Jakie to piękne miejsce!
76 NARZECZONY Z KORFU
- Równie piękne jak ty - odparł cicho, stając tuż za
nią. Odwróciła się, by na niego popatrzeć. Lekki wiatr
potargał mu czuprynę.
- Naprawdę? - zapytała głosem o wiele łagodniej
szym i czulszym, niż zamierzała. Niespodziewanie wy
buchnął śmiechem, a twarz i oczy stały się nieprzeniknio
ne i obojętne.
- Pewnie! Wiesz o tym doskonale. W dniu naszego
ślubu będziesz po prostu zachwycająca. - Gdy zmarszczy
ła brwi, dodał ciszej: - Musimy ogłosić nasze zaręczyny.
Nie chcę dłużej czekać.
Tłumione pożądanie, które usłyszała w głosie Kostasa,
sprawiło, że chciała rzucić się w jego ramiona, dotykać
go, wsunąć palce w gęstą ciemną czuprynę. Drżała targana
sprzecznymi emocjami i nie mogła się nadziwić, że wy
starczyło kilka zwykłych słów wypowiedzianych zmysło
wym tonem, aby wytrącić ją z równowagi. Odwróciła się,
udając, że podziwia piękne widoki. Nie powinien widzieć,
jak rumieni siÄ™ pod jego przenikliwym spojrzeniem.
- Shelley! - rzucił natarczywie. Jak zwykle, nie dawał
za wygraną. - Odwróć się i spójrz na mnie. - Mimo woli
spełniła tę prośbę, bo chciała wiedzieć, co wyraża twarz
Kostasa, który mówił do niej głosem rwącym się od
emocji.
- Tak - szepnął z ulgą. - Nie myliłem się. Pamiętasz
wszystko.
Aagodny głos przywołał odległe wspomnienia. To była
długa noc. Na niebie migotały tysiące gwiazd, a księżyc
przypominał lśniący rogalik. W ramionach Kostasa czuła
się bezpieczna. Pod wpływem obudzonego nagle pożąda-
NARZECZONY Z KORFU 77
nia wsunęła palce w czarne włosy. Natychmiast chwycił
jej nadgarstek i odsunął rękę, przerywając zmysłowe pie
szczoty.
- Chciałbym się z tobą kochać, Shelley - wyznał,
z trudem dobierając angielskie słowa - ale nie mogę, bo
jesteś pod moją opieką. Nie wolno mi nadużyć twego
zaufania.
Otrząsnęła się z zadumy i wróciła do rzeczywistości.
Spojrzała mu prosto w oczy. Czy sądził, że powinna za
pamiętać tamte słowa?
Wtedy mimo ostrzeżenia zarzuciła mu ramiona na szy
ję, znowu wplotła palce we włosy, pieściła go nieśmiało,
poznając sekrety męskiego ciała. U stóp świątynnego
wzgórza pachnącego tymiankiem uwielbienie pokonało
naturalną dziewczęcą wstydliwość. Kostas tego nie wy
korzystał; był nieustępliwy i uszanował jej niewin
ność, chociaż wiele go to kosztowało. Zarumieniła się,
wspominając, że to on przerwał namiętne pieszczoty i za
chęcił ją, żeby się zdrzemnęła. Czy i o tym powinna pa
miętać? Z goryczą myślała o dawnym Kostasie - dum
nym i honorowym - który zdobył jej serce, by je wkrótce
podeptać.
Z obawy, że czyta w jej myślach, odeszła na bok, aby
przyjrzeć się miejscu, gdzie doczekali świtu. Ruszył za nią,
stanął tuż obok, a potem mruknął czule:
- Widzisz? Tutaj siedzieliśmy przy blasku księżyca aż
do świtu. Obserwowałem cię, gdy zasnęłaś. Uśmiechałaś
się przez sen. Kiedy nasza księżycowa Afaja zniknęła
w morskiej toni, patrzyłem, jak budzisz się pomału - po
wiedział cicho. Odwróciła głowę, ale nie mogła nic wy-
78 NARZECZONY Z KORFU
czytać z jego twarzy. Drgnęła, kiedy objął ją ramieniem.
- Twoje włosy pachną kadzidłem - szepnął jej do ucha.
Znieruchomiała, gdy wziął w palce jasny kosmyk, pod
niósł do twarzy i powąchał. W jego oczach dostrzegła tę
sknotę i zachwyt. Nie była w stanie dłużej mu się opierać
i pozwoliła, by wziął ją w ramiona. Widziała tylko pełne
usta, które lada chwila miały dotknąć jej warg. Piersi
okryte cienką bawełną sukienki przylgnęły do jego torsu.
Czuła, że cała płonie.
- Kostas - szepnęła wyłącznie po to, by usłyszeć jego
imię. Niebieskie oczy utkwiła w urodziwej twarzy. Z ocią
ganiem podniosła ramię, jakby nie mogła się zdecydować,
czy go przytuli, czy może odepchnie. Musnęła palcami
chłodny jedwab koszuli. Wiedziała, że w jego ramionach
będzie jej jak w niebie, ale bała się przyznać, że rozpacz
liwie za nim tęskniła.
Wiedziała, jak rozkoszne są jego pocałunki, i chętnie
by mu uległa. Nie oczekiwała niespodzianki; przyszedł
czas, by ukryte pragnienia wreszcie się spełniły. Była zdzi
wiona, gdy Kostas zamiast całować ją zachłannie, ujął
dłoń gładzącą jedwab koszuli i splótł palce z jej palcami.
- Jesteś bezcenną nagrodą - powiedział gardłowym
szeptem. - Nic dziwnego, że przed dziewięciu laty ojciec
zawzięcie bronił twojej czci. - Wybuchnął śmiechem, ro
mantyczny nastrój prysł jak bańka mydlana, a łagodność
zniknęła z jego twarzy, która znowu stała się nieprzenik
niona. Tylko oczy spoglądały tęsknie. Pocałował Shelley
z ociąganiem, jakby to robił wbrew sobie.
Początkowo był ostrożny i pełen wahania, jakby lękał
się stracić głowę. Tym razem Shelley zdobyła się na od-
" 1
NARZECZONY Z K0RFU
79
wagę i oddała pocałunek z żarem, którego nie oczekiwał.
Zachwiała się, gdy niespodziewanie wypuścił ją z objęć,
cofnął się o krok i zacisnął powieki, z całej siły pragnąc
stłumić nagłe pożądanie.
Wpatrywała się w jego twarz, szukając śladu czułości,
która mogłaby stać się jej sprzymierzeńcem w poszukiwa
niu zgody, ale zobaczyła tylko pozbawioną wyrazu maskę
skrywającą wszelkie ludzkie uczucia. Kostas chłodno ob
serwował narzeczoną, jakby sprawdzał, czy właściwie re
aguje na pocałunki. Ogarnął ją wstyd, ponieważ oddawała
je z pasją zdradzającą żywione od lat, głęboko skrywane
uczucia. Niestety, dla niego była tylko pionkiem w grze,
której stawka wciąż pozostawała wielką niewiadomą.
- Miałem rację. Burton pożałuje, że zlecił Fitchowi
opiekę nad córką - mruknął tonem chłodnym i odpycha
jącym. - Można powiedzieć, że ten głupiec podał mi cie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]