do ÂściÂągnięcia ^ pdf ^ ebook ^ pobieranie ^ download
Podstrony
- Strona startowa
- Dynastia z Bostonu 07 Królewicz na jedną noc Garbera Katherine
- 259. Buck Carole Badz jego swiatlem
- Claudia Gray Wieczna noc 03 Ucieczka
- Darcy_Lilian_ _Najpiekniejsza_noc
- 13_Mortimer Carole Zamek na wrzosowisku
- 253 Mortimer Carole Sycylijski hrabia
- Graham Masterton Cykl Manitou (1) Manitou
- Clifford D. Simak Over the River & Other Stories.
- (ebook ITA NARR) Svoboda Freedom
- Fontayne Olivia Ksi晜źna
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- wblaskucienia.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
z właściwą interpretacją tego spojrzenia. Dokonała jednak prezentacji, w
sposób możliwie najkrótszy, nie zapomniała też o Jeremym, który zbliżył
się do nich, wyraznie oszczędzając lewą nogę.
60
R S
W odróżnieniu od matki Sonia zareagowała na tożsamość Jeda
kilkoma pochlebnymi komentarzami o jego książce, potem przymrużyła
oczy i spojrzała na
Meg. Bez wątpienia zastanawiała się, jakim cudem Meg zdołała
poznać tak sławnego i fascynującego mężczyznę.
- A gdzie jest mały... Scott, tak go chyba nazwałaś? - rzuciła z
zauważalnym chłodem.
Meg zaczerpnęła gwałtownie tchu i już miała ostro odpowiedzieć,
ale przeszkodził jej powrót matki.
- Cieszę się, że zdołaliście wrócić, zanim znowu rozpętała się zamieć
- stwierdziła pani Hamilton, zauważywszy, że córka i jej mąż dołączyli do
towarzystwa.
- Ledwo, ledwo - wycedziła ponuro Sonia. - Nie macie nic przeciwko
temu, że pójdziemy na górę i odświeżymy się trochę przed lunchem? -
spytała, nie zwracając się do konkretnej osoby. Wzięła męża pod rękę i
oboje zaczęli wchodzić po schodach.
- Znowu zaczęło mocno sypać? - spytała z niepokojem Meg. Gdyby
tak było, jak Jed wróci do domu...
- Gorzej niż wczoraj - odpowiedział ojciec, który właśnie wrócił,
nadal trzymając Scotta na rękach. Ku zadowoleniu Meg, jej synek
wydawał się tym zachwycony. - Na twoim miejscu, Jed, zabrałbym z
samochodu bagaże, dopóki masz na sobie wierzchnie okrycie.
- Och, ale...
- Dobry pomysł, Davidzie - wtrącił stanowczo Jed. - Idziesz ze mną,
Meg? - dodał znacząco.
61
R S
Spojrzała na niego, marszcząc brwi. Najpierw ogłosił, że jest jej
przyjacielem, a teraz proponował, by zabrali jego bagaż z auta. Ale
przecież nie miał ze sobą żadnej torby. A może...?
Potrząsnęła z zakłopotaniem głową.
- Ale czy nie byłoby lepiej...?
- Nie mogę sam wszystkiego przenieść - powiedział żartobliwie. -
Myślę, że zapakowała tyle rzeczy, że starczyłoby ich na miesiąc - zwrócił
siÄ™ do jej ojca.
Meg ściągnęła brwi. Przecież Jed wiedział, że to nie była prawda,
sam zwrócił uwagę, jak niewiele rzeczy zabrała ze sobą. Oczywiście, były
tam też wszystkie świąteczne prezenty dla Scotta.
Jednakże nadal miała wiele do powiedzenia Jedowi na osobności.
Najwidoczniej on jej też.
- Uff - odetchnął z ulgą, gdy znalezli się już na dworze, a drzwi
frontowe zamknęły się za nimi. - Nic dziwnego, że nie chciało ci się tu
przyjeżdżać. - Skrzywił się. - Wydaje mi się, że twój ojciec jest w porząd-
ku, ale reszta... - Potrząsnął głową. - Twoja matka przypomina odwróconą
górę lodową... Inaczej niż w rzeczywistości dziewięćdziesiąt procent lodu
znajduje się nad powierzchnią - wyjaśnił z niechęcią, gdy spojrzała nań
pytająco. - Twojej siostry jeszcze nie rozgryzłem; wyszła za mężczyznę
chyba dwa razy starszego od niej. Chociaż on też sprawia wrażenie
porządnego faceta, więc może to tylko kobiety w tej rodzinie są trochę
dziwne.
- Czy mam rozumieć, że to odnosi się również do mnie?
Jed uśmiechnął się bez śladu zakłopotania.
- Och nie, w porównaniu z nimi wydajesz się zupełnie normalna.
62
R S
- Jesteś bardzo miły. - Jej głos ociekał ironią. Uśmiechnął się jeszcze
szerzej.
- Schronimy się przed śniegiem w samochodzie. Jestem pewien, że
nadal masz mi coś do powiedzenia. - Rzucił jej kpiące spojrzenie.
- Owszem, co nieco - przytaknęła. Zbiegli po stopniach i wsiedli do
range-rovera. Od razu zrobiło im się ciepłej. - Jerrod Cole? - powiedziała
znaczÄ…co.
- Taaak. - Skrzywił się. - Na ogół wolę o tym nie mówić.
- Mnie mogłeś powiedzieć - warknęła z rozdrażnieniem.
- W gruncie rzeczy, nie zamierzałem ci nic mówić. Chciałem tylko
odwiezć ciebie i Scotta, wymienić parę uprzejmych słów i odjechać.
Przynajmniej do chwili, gdy poznałem twoją matkę. - Jego głos stwardniał
na to wspomnienie.
- Moją matkę? - Meg zmarszczyła czoło, zdziwiona.
Skinął głową.
- Nie spodobało mi się, w jaki sposób z tobą rozmawiała.
- Jestem do tego przyzwyczajona. - Wzruszyła ramionami.
- I jak ignorowała Scotta. - Jego głos zlodowaciał.
- Nawet jeśli nie pochwala faktu, że go urodziłaś, chociaż w
dzisiejszych czasach takie podejście jest śmieszne, absolutnie nie ma
prawa traktować go w taki sposób. - Spochmurniał. - Może nie jest to
godne pochwały, ale nabrałem ochoty, aby choć na krótko zetrzeć tę
wyniosłość z jej twarzy.
Och, udało mu się to. Udało mu się też zaszokować Meg.
- A o co chodzi z tÄ… Margaret"? - ciÄ…gnÄ…Å‚ z pogardÄ…. - Najwyrazniej
wolisz, żeby nazywano cię Meg, reszta rodziny tak się do ciebie zwraca,
dlaczego nie robi tego twoja matka?
63
R S
[ Pobierz całość w formacie PDF ]