do ÂściÂągnięcia ^ pdf ^ ebook ^ pobieranie ^ download
Podstrony
- Strona startowa
- 350. McWilliams Judith Romans z czarnookim
- Valerie Frankel The Not So Perfect Man (retail) (pdf)
- Fairytale Shifter 4 Finding Snow Alexa Riley
- 1036. Lindsay Yvonne GśÂ‚ód seksu
- Walter Jon Williams Metropolitan
- Paradise Island Hilary Wilde
- Courths Mahler Jadwiga Dzieci szcz晜›cia
- Adams_Douglas_ _Autostopem_przez_galaktyke
- Christie Agatha Próba niewinnośÂ›ci
- Deveraux Jude Ujarzmienie 02 Zdobywca
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- pojczlander.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wałem się do kuchni.
- Nie wymyśliłeś nic stosownego? - spytała z przeką
sem w głosie.
- Nie udawaj! - Spojrzał na nią przeciągle. - Nawet
dureń domyśliłby się, że wszystko zaplanowałaś.
- Niezupełnie.
- Ale o czymś zapomniałaś. Gdyby to były nasze dzie
ci, nigdy nie wychowalibyśmy ich w ten sposób. Chcą
jedynie oglądać telewizję! Nawet najmłodszy! - obruszał
się Joe. - Potrafią wyrecytować z pamięci cały program na
każdym kanale. Co twoja kuzynka z nich zrobiła?!
- Nic. - Libby potrząsnęła głową. - Elisabeth jet zwy
kłą, zapracowaną żoną i matką. Nie zawsze była taka. Gdy
miała jedynie Todda, zabierała go do zoo, do parku, do
muzeum. Nawet kiedy dwa lata pózniej pojawił się Tom,
potrafiła jeszcze znalezć czas dla obydwu. W rok pózniej,
po urodzeniu Teda, już nie dawała rady. Gdy dwa lata temu
przyszedł na świat Timmy, poddała się. Zajmują niewielkie
mieszkanie na Manhattanie i żeby mieć spokój, wpadła
w telewizyjną pułapkę".
- Hm - Joe zamyślił się głęboko.
- Lecz przede wszystkim chodzi o to, że kiedyś była
zupełnie inną kobietą. Zmieniła ją zbyt duża liczba dzieci.
Chłopcy czasem mnie denerwują, ale częściej współczuję
ich matce.
- Chociaż jedną rzecz wyjaśniliśmy do końca. - Joe
spoglądał w głąb trzymanej w dłoni szklanki. - Masz po
ważny powód, aby obawiać się zbyt licznej rodziny. Nawet
jeśli jest to powód zle interpretowany. Nie, poczekaj chwi
lę. - Nie pozwolił jej przerwać. - Głosząc opinię o rodzinie,
mylisz jabłka z pomarańczami. Nie będziesz musiała pono
sić pełnej odpowiedzialności za opiekę nad dziećmi. Bę-
dziesz miała do pomocy gosposię i zatrudnioną na stałe
nianiÄ™.
- A dzieci będą wyrastały wśród wartości wyznawa
nych przez obcych ludzi - zaoponowała. - Gdybyśmy
mieli jedno, spędzałabym z nim wiele czasu wieczorem
i w weekendy. Może nawet z dwoma, choć tu mam pewne
wątpliwości. Jednak przy większej liczbie dzieci niezbędna
jest niania i nie mów mi, że mogę porzucić pracę, gdyż tego
nie zrobiÄ™.
- Praca jest dla ciebie tak ważna?
- Nareszcie zaczynasz pojmować!
- Może pół etatu?
- Nie. - Pokręciła głową. - To oznaczałoby klęskę na
polu zawodowym. Tacy wykładowcy dostają zadania, któ
rych nie chce nikt inny. Przez wiele lat pracowałam, aby
osiągnąć obecną pozycję. Jeśli przejdę na pół etatu, wrócę
do nauczania algebry studentów pierwszego roku.
- Może... - zaczął z namysłem Joe, ale przerwał mu
Tom, który z łoskotem wpadł do kuchni.
- Joe! Joe! Nie możemy przewinąć taśmy!
- Nie szkodzi - powiedziała Libby. - Obiecałam waszej
mamie, że wrócicie do domu przed piątą, więc musimy już
wychodzić.
- Libby! Chcemy obejrzeć jeszcze raz!
- Nie. Wyłącz telewizor i powiedz braciom, żeby się
zbierali.
- Ale, Libby... - nie ustępował.
- Słyszałeś, co masz zrobić. - Ton głosu Joego nie
dopuszczał sprzeciwu. Tom wyszedł.
- Chodz. Oddamy ten kwartecik ich mamie.
- Nie musisz z nami jechać - odpowiedziała, choć w głębi
duszy odczuła gwałtowną radość, słysząc jego propozycję.
- Nie pozwoliłbym nawet terroryście przebywać samo
tnie w ich towarzystwie, a co dopiero tobie.
Libby spojrzała mu prosto w twarz, nie bardzo wiedząc,
co chciałaby zobaczyć. Myślała nad jego ostatnimi słowa
mi. Co chciał przez to powiedzieć? Dojrzała maleńkie
iskierki ukryte w głębi jasnoniebieskich oczu mężczyzny.
Może...
Todd wpadł do kuchni.
- Czy możemy zabrać Władcę Pierścieni" do domu?
- Nie macie magnetowidu - powiedziała Libby.
- Czasem wypożyczamy - odparł z nadzieją w głosie.
- Niech wezmą - westchnął Joe. - I tak nie mógłbym
go już spokojnie oglądać.
- Dzięki! - zawołał Todd. - Chyba nie jesteś taki zły, na
jakiego wyglądasz! - Wybiegł do salonu.
- Nie - uśmiechnęła się Libby. - Nie jesteś.
- Teraz kolej na ciebie. Chciałbym cię o coś prosić. Po
południu dzwonił jeden z moich kontrahentów. Przyjeżdża
w sobotę, aby wziąć udział w zaplanowanych na przyszły
tydzień targach dziewiarskich.
- Tak? - Libby była pełna złych przeczuć. Czy Joe
usiłował podsunąć ją komuś innemu? Z napięciem czekała
na jego dalsze słowa.
- Ma wolny wieczór, więc pomyślałem, że zaprosisz tę
zgrabną brunetkę i wspólnie poszlibyśmy się zabawić.
- Zgrabną brunetkę? - spytała, nie będąc pewną, co
usłyszała. A jeśli Joe zainteresował się Jessie i używał tgo
wybiegu, aby spędzić z nią wieczór?
- Nie pamiętam jej imienia. Była u ciebie, gdy jechali
śmy na plażę. Moglibyśmy zabrać ich na Broadway,
a pózniej do , ,Alhambry".
- Brzmi niezle - westchnęła z ulgą Libby. Więc jednak
to ona miała towarzyszyć Joemu. - Skontaktuję się z Jessie
zaraz po odwiezieniu chłopców.
- Raczej zaraz po kolacji. - Otoczył ją ramieniem
i przycisnął do siebie. Złożył delikatny pocałunek na jej
włosach. - Pachniesz jak promień słońca.
- Nic dziwnego. - Zmusiła się do spokojnej odpowie-
dzi, mimo że całe jej ciało nieomal dygotało. - Słońce
grzeje dziś tak mocno, że zdolne jest wypalić wszystko.
- Nawet skórę. - Głos Joego był zabarwiony namięt
nością.
Libby drgnęła, gdy musnął ustami jej kark. Miała wra
żenie, że się rozsypie, kiedy jego wargi delikatnie dotknęły
czułego miejsca za uchem.
- Joe, ja... - wydała z siebie cichy pomruk, czując, że
lekko chwycił jej ucho mocnymi, białymi zębami.
- Myślałem, że musimy już iść! - zza jej pleców do
biegł nadąsany głos Todda.
- Tak - mruknął Joe nie odrywając ust od miękkiego
ciała kobiety. - Zdecydowanie powinieneś już iść.
- Ciii - Libby nieco zawstydzona wysunęła się z objęć
mężczyzny. - Wpędzisz go w kompleksy.
Nie zwróciła uwagi na rozżalone spojrzenie Joego. Była
przepełniona radością. Mimo straconego dnia zaprosił ją na
kolację! Chyba naprawdę był nią zainteresowany.
- Jak nazywa się przyjaciel Joego? - Jessie włożyła
w ucho jeden ze swych perłowych kolczyków.
- Nie wiem nawet, czy mi powiedział - Libby z powąt
piewaniem przeglądała się w lustrze. Przesunęła wzrokiem
po długiej sukni z czarnego jedwabiu, uzupełnionej na ra
mionach zgrabnym bolerkiem. Może powinna włożyć coś
bardziej konwencjonalnego?
- Co się tak krzy wisz? - spytała Jessie. - Wystarczy, że
ja jestem zdenerwowana. Boże, to moja pierwsza randka
w ciemno od czasów ogólniaka. Ostrzegam cię, jeśli ten
[ Pobierz całość w formacie PDF ]