do ÂściÂągnięcia ^ pdf ^ ebook ^ pobieranie ^ download
Podstrony
- Strona startowa
- Glen Cook Black Company 10 Soldiers Live
- Barbara Dunlop PodwĂłjne Ĺźycie (Hotel Marchand 10)
- 02. May Karol Krolowa Cyganow
- Dancing Moon Ranch 10 Forb
- May Karol Wyścig z czasem
- May Karol Benito Juarez
- Redfield James 10 wtajemniczenie
- 05masters01 10_pl
- May Karol W Hararze
- Andrzej Pilipiuk Kuzynki
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- fashiongirl.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Paschalisa przez Bolesława zyskałby w cesarzu potężnego przeciw
bratu sprzymierzeńca. Rozdwojenie między braćmi, rozpoczęte przy
zwłokach rodzica gorszącą kłótnią o pierwszeństwo, pogłębiłoby się
jeszcze. Bolko wprawdzie dla pamięci ojca i na nalegania Marcina
ustąpił wówczas, choć jako prawy syn miał w ręku stolicę i klejnoty
koronne, ale widoczne już było, że brata nie przejednał. Nie chciał
jednak wdać się w otwartą wojnę, mimo nalegania popędliwych do-
radców. Gdyby Marcin dał się przekonać do sprawy Pomorza i anty-
papy odstąpił, Zbigniew straciłby w nim oparcie, bez którego nie był
dla Bolesława grozny. Wysłał tedy Bolko Skarbimira do arcybiskupa
w nadziei, że obrotny człek zdoła przekonać upartego starca, iż misja
na pogańskim Pomorzu jest jego sprawą, a czas najwyższy ją rozpo-
59
cząć, póki zamieszany w walki wewnętrzne w Niemczech magdebur-
ski arcybiskup nie podniesie swoich roszczeń do tego kraju.
Załatwienie tych zawiłych spraw wymagało i cierpliwości, której
bawiący przy księciu Bogusław zgoła nie miał, i doświadczenia, które
miał jeno w wojnie i łowach. Gdy zaś w tej chwili książę wojny wła-
śnie chciał uniknąć, a na łowy nie stało czasu, Bogusław wybrał się
do Sulikowie odwiedzić nie widzianego od roku ojca.
Droga była daleka i uciążliwa, bo zima już śniegiem przywaliła
świat, ale i tak szybko podróżować by nie mógł, bo prócz małego
pocztu prowadził dwie pary brańców pomorskich, by ich na dziedzi-
nie osadzić. Większą jednak zwłokę niż kopne drogi powodowała go-
ścinność, od której nijak się było wymówić po gródkach i dworcach.
A wstępować do nich na noclegi musiał, bo mrozy wzięły siarczyste.
Zajechawszy zaś, trudno było wyjechać, bo w kraju niepokój był
wszędy i chciwie czekano na wieści. Gdy jeno się opowiedział, kim
jest i skąd jedzie, zasypywany pytaniami, po sto razy opowiadać mu-
siał przebieg pomorskiej wyprawy i co dzieje się na dworze w Kra-
kowie. Gdy zaś nagadał się ze starymi, brali go w obroty młodzi,
którzy z zazdrością i podziwem patrzyli na jego pas rycerski. Tym
znowu opowiadać musiał, gdzie i jak go zdobył, że zaś w gardle mu
zasychało, miodem przepłukiwał, a gdy podpił, proszony czy nie pro-
szony, brał się do śpiewania i mało kiedy nie dosiedział do świtu, któ-
ry coraz wcześniej rumienił pogodne niebo zimowe. Potem zawieje
przyszły, które nieraz po parę dni trzymały go na miejscu, a czasem
niewieście oczki, od których jednak uciekał, lękając się, że zgoła
ugrzęznie w drodze. Tego zdołał uniknąć, natomiast parę razy omal
nie ugrzązł w błocie, bo wczesne przedwiośnie rozmroziło drogi.
Pierwsze skowronki dzwoniły już na bladym niebie, gdy wreszcie uj-
rzał niebosiężne topole, u których stóp kulił się stary dworzec, przy-
siadły pod omszałą czapą strzechy, że z dala jak pagórek wyglądał,
i jeno unosząca się ku górze smużka dymu zdradzała ludzką siedzibę.
Na ten widok Bogusław żgnął konia ostrogą, mimo że drożyna była
60
przepadlista, i zostawiając poczet za sobą, poczłapał naprzód. Przez
wrota w częstokole, stale widno otwarte, bo wrosły już w ziemię,
wjechał na dziedziniec. Nie było na nim nikogo, powitała go nato-
miast zewsząd pędząca sfora, z wielkim szczekaniem dobierając się
koniowi do pęcin. Rumak począł się boczyć i ciskać, a Bogusław po-
wściągnął go z trudem, wołając na stajennego, by psy odegnał i konia
odwiódł do stajni. Za sobą posłyszał znany głos:
- Do budy, kudłacze!
Psy odskoczyły, jeden stał jeno jeszcze, warcząc z cicha, ale gdy
Bogusław zeskoczył z konia, by ojca podjąć pod nogi, pies obwąchał
go i łaszcząc się, merdał ogonem. Stary Dobiesław przygarnął syna,
mówiąc z kpiną:
- Tak często rodzica odwiedzasz, że już i psy cię zapomniały. Nie
dziw, że i ja nie poznałem, bo rośniesz, jucho, jak trzcina, a strojnyś
jak książę.
- Wojowaliśmy. A ninie spokój, tedy przyjechałem.
-Juści spokój. 1 widzę, że ci tak spieszno do rodzica, iż koń cały
w błocie. Będziesz go sam czyścił.
- Zaś parobcy gdzie? - zapytał Bogusław, rumieniąc się.
- %7łebyś ryczał jak tur, nie dowołasz się. Brance, coś mi ich przysłał
łońskiego roku, zbiegli, bo mazowiecka granica tuż. Ani ich tam ści-
gaj, jako we wrogim kraju, bo Zbigniew z Pomorcami z dzióbków so-
bie jedzą. Zaś łazęgów Prawdzice mi odmówili, bo od Szczodrego
czasów nam nieprzychylni, a ninie już za książąt się mają, jako pań-
scy krewniacy. Jeszcze mi po borach Å‚owiÄ… i kopce przesypujÄ…, a ja
ino patrzę, bo co mi czynić?
Bogusław ręką sięgnął do miecza, ale stary zadrwił:
- Bij! Jeno ty wyjedziesz, a mnie się chyba z dziedziny wynosić, bo
sam z paru babami, co starszymi, ostałem. Tedy jest komu kaszy uwa-
rzyć, zaś dla takiego rzadkiego a dostojnego gościa choćby mięsiwo
i kołacze. Pójdz, gadać możem przy stole.
61
Odwiedli konia do stajni, po czym przez niskie drzwi pod nawisłą
strzechą weszli do obszernej, lecz mrocznej izby, którą oświetlał pło-
nący na palenisku z okapem ogień. Bogusław zrzucił szubę i kiereję,
a stary patrzył na niego z zadowoleniem, mówiąc:
- Pas już nosisz. Juści zaszczyt to jest... a dziedzina borem zarasta.
- Przywiodłem ci ja brańców, jeno takoż Pomorce - rzucił Bogusław.
- Pobędą i zbiegną jako i tamci. Gdy się książęta gryzą, ładu nija-
kiego nie masz. Pono już za Sieciecha lepiej było, bo choć swój ród
nad wszystkie wyniósł, ale wielmożów i prosty naród umiał trzymać
w karności.
- Wżdyście go sami wygnać pomogli.
- Pomogłem, bo on społem z tą ladacznicą, Hermanową Judytą',
Piastowy tron obsiąść umyślił, dziewierzem cesarskim ostawszy. Ale
wonczas młodzi książęta ze sobą trzymali. A ninie miast jednego pa-
na, dwóch mamy, a miast jednych Starżów, w Zbigniewowej dziedzi-
nie Prawdzice i Turzynowie nad innych siÄ™ wynoszÄ…, zaÅ› u Bolka
Awdańce i Aabędzie. Starze i ich swojaki, jako to: Pałuki, Nagodzice
i Odrowąże, na boku stoją, temu się przedać gotowi, kto lepiej zapła-
ci. A jeszcze biskupi, każdy niemal za książęcia się ma, jako u Niem-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]