do ÂściÂągnięcia ^ pdf ^ ebook ^ pobieranie ^ download
Podstrony
- Strona startowa
- Delaney Joseph Kroniki Wardstone 05 Pomyłka Stracharza
- Ratzinger Joseph, Kościół. Wspólnota w drodze
- Annabel Joseph Mercy (pdf)
- Frankowski, Leo Stargard 7 Conrad's Time Machine
- Conrad Kelly Sheik of the Streets120504_0255
- Morgan Diana Szaleńcza eskapada(1)
- Fred Saberhagen Vlad Tepes 05 Dominion
- Brown Debra Lee Cenniejsza niz zloto
- Campion Jane i Pullinger Kate Fortepian(1)
- Ann Rule Everything_She_Ever_Wanted
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- pojczlander.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
trzymał nad ogniskiem, nie odwracając oczu od ścieżki. Czekał w
niepewności; zamajaczyło coś wśród zarośli, pózniej biała postać wyłoniła się
z cienia i zdawała się płynąć ku niemu w bladym świetle. Serce skoczyło mu
w piersi i zastygło na chwilę, a potem jęło miotać się w szalonych rzutach.
Upuścił chrust na żarzące się węgle. Miał wrażenie, że krzyczy jej imię, że
rzuca się ku niej - lecz nie wyrzekł ani słowa i nie poruszył się wcale. Stał jak
posąg z brązu, milczący i nieruchomy w świetle księży ca spływającym mu na
barki, tylko usta jego chwytały gorączkowo powietrze: zdawało się, że
intensywność doznawanego szczęścia pozbawiła go zmysłów. Nina zbliżyła
się szybkimi, stanowczymi krokami i nagłym ruchem rzuciła mu się na szyję
jakby padając prosto w jego ramiona z jakiejś niebezpiecznej wyżyny.
Niebieskie błyski rozpełzły się po suchych gałęziach; trzask odżywającego
ognia był jedynym dzwiękiem wśród skupionej ciszy ich spotkania. Wtem
płomień ogarnął suchy chrust i strzelił na wysokość ich głów; w blasku tym
ujrzeli nawzajem swoje oczy.
Milczeli oboje. Dain przychodził zwolna do siebie. Lekki dreszcz
przebiegł od stóp do głów jego zdrętwiałe ciało i zatrzymał się na drżących
wargach. Nina odchyliła głowę topiąc w jego oczach owo przeciągłe
spojrzenie, które stanowi najgrozniejszą broń kobiety. Bardziej jest
przejmujące od najbliższego zetknięcia, a niebezpieczniejsze niż pchnięcie
sztyletem. Wywleka duszę z ciała pozostawiając ciało żywe, choć bezsilne, i
rzuca je na pastwę kapryśnych wybuchów namiętności i żądzy. Takie
spojrzenie pochłania całe jestestwo i przenika w najtajniejsze zakątki istoty; w
nieprzytomnym porywie odniesionego zwycięstwa przynosi druzgocącą
klęskę. Jednakie ma znaczenie dla syna lasów i mórz i dla tego, który się
zapuszcza w bezdroża niebezpieczniejsze po stokroć - w labirynt miasta.
Mężczyzna, który uczuł w piersi nadludzki zachwyt zbudzony tym
spojrzeniem, staje się igraszką chwili bieżącej, co niesie mu rajską
szczęśliwość, zapomina o dniu wczorajszym, nabrzmiałym cierpieniem, i nie
dba o jutro, skąd może grozi zagłada: pragnie żyć na wieki we władzy tego
wzroku. Jest to spojrzenie kobiety, która poddaje się miłości. Zrozumiał.
Prysły niewidzialne więzy: padł do jej stóp z krzykiem szczęścia. Objął jej
kolana i ukrył głowę w fałdach sukni, szepcąc bezładne słowa wdzięczności i
uwielbienia. Nigdy jeszcze nie uczuł takiego porywu dumy jak u stóp tej
kobiety, złączone) połowicznie węzłami krwi z jego wrogami. Nina stała
głęboko zamyślona, a palce jej błądziły po włosach Daina w nieświadomej
pieszczocie. Stało się. Matka jej miała słuszność. Ten człowiek jest jej
niewolnikiem. Spojrzała na klęczącą postać i uczuła niezmierną, tkliwą litość
dla tego męża, którego nawet w myślach zwała władcą życia. Podniosła
głowę i patrzyła smutno na południowe niebo rozpięte nad ścieżką ich
wspólnego życia - jej i tego człowieka u jej stóp. Czyż nie powiedział, że ona
jest jego światłem? Będzie jego światłem i jego wiedzą, jego wielkością i jego
siłą; a nade wszystko - w tajemnicy przed całym światem - stanie się na
zawsze jedyną, stałą jego słabością. Prawdziwa kobieta! We wzniosłej dumie
niewieściej pragnęła już stworzyć bóstwo z gliny rzuconej do swych stóp.
Bóstwo, któremu wszyscy się pokłonią. Słodko jej było widzieć go u swych
kolan i czuć, jak drży przy najsłabszym dotknięciu lekkich palców. Oczy jej
patrzyły wciąż w południowe gwiazdy, a na stanowcze usta spłynął odblask
nikłego uśmiechu. Któż by go zgłębił w niepewnym świetle ogniska? Mógł to
być uśmiech tryumfu albo świadomej siebie potęgi, albo tkliwego współczucia
- a może i miłości.
Przemówiła do niego łagodnie; wstał i otoczył ją ramieniem, ruchem
władcy bielącego swój skarb w posiadanie. Złożyła głowę na jego piersi
czując, że, chroniona jego ramieniem, mogłaby rzucić wyzwanie całemu
światu. Dain należał do niej ze wszystkim, co było w nim dobrego i złego.
Jego siła i odwaga, zuchwałość i lekkomyślność, jego prosta mądrość i dzika
przebiegłość - wszystko było jej własnością. Minęli czerwony krąg ognia
wstępując w srebrny deszcz księżycowych promieni. Gdy schylił ku niej
głowę, ujrzała w jego oczach upojenie szczęsne bez miary od zetknięcia z
wiotką postacią przytuloną do jego boku. Kołysząc się giętko i rytmicznie szli
przez oświetloną polankę ku mrocznej ścianie lasu, który zdawał się strzec
ich szczęścia, uroczysty i nieruchomy. Postacie ich rozpłynęły się w grze
świateł i cleni u stóp wielkich drzew; szept tkliwych słów unosił się jeszcze
nad pustą polanką, lecz przycichł i ustał niebawem. Westchnienie pełne
niezmiernego smutku przewiało nad lasami w ostatnim wysiłku mrącego
powiewu. Zapadła głucha cisza. Ziemia i niebo uciszyły się nagle w ponurej
zadumie nad ludzką miłością i ludzkim zaślepieniem.
Wrócili do ogniska wolnym krokiem. Dain usłał dla Niny siedzenie z
suchych gałęzi i rzucił się do jej stóp; złożywszy głowę na jej kolanach oddał
się cały rozkoszy mijających chwil. Głosy obojga wznosiły się i opadały tchnąć
ożywieniem lub tkliwością. Mówili o swej miłości i o wspólnym przyszłym
życiu. Nina wtrącała niekiedy kilka zręcznych słów, które kierowały myślami
Daina, a z jego ust płynęły potokiem wyrazy namiętne lub tkliwe, poważne lub
grozne, zależnie od wywołanego przez nią nastroju. Mówił o swej rodzinnej
wyspie, gdzie nieznane są ponure lasy i błotniste wybrzeża. Opowiadał o
polach spadających tarasami, o szemrzących, jasnych strumykach, które
błyszczą na zboczach wielkich gór i niosą krainie życie, a radość
mieszkańcom. I mówił także o samotnym szczycie górującym nad
pierścieniem z drzew, szczycie, co zna tajniki przelotnych chmur i jest
siedliskiem tajemniczego ducha jego rasy - geniusza i opiekuna rodu. Mówił o
przestrzennych widnokręgach, kędy szaleją dzikie wichry wyjąc wysoko nad
[ Pobierz całość w formacie PDF ]