do ÂściÂągnięcia ^ pdf ^ ebook ^ pobieranie ^ download
Podstrony
- Strona startowa
- Arthur_Katherine_Posluchaj_swego_serca_HS000
- Arthur Conan Doyle The History of Spiritualism II
- Conan Doyle, Sir Arthur Baskerville
- clarke arthur c odyseja kosmiczna 2010
- Arthur C. Clarke Koniec Dziecinstwa
- Ian Douglas Inheritance Trilogy 1 Star Strike
- God's Demon Wayne Douglas Barlowe
- Adams_Douglas_ _Autostopem_przez_galaktyke
- Juliusz SśÂ‚owacki Balladyna
- Cordonnier, Marie Die Nacht mit Isabelle
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- listy-do-eda.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
siła, chevalier. Waszmości, jako inżynierowi, nie potrzeba przypominać tej
znanej prawdy. W każdym razie jeszcze nie doszło pomiędzy nami do rozprawy,
a ja nie mam zwyczaju wszczynać niesnasek. W chwili obecnej zdaję sobie
sprawę z jednej tylko rzeczy, a mianowicie, że nie możemy się ważyć na zbyt
dalekie odjeżdżanie od wyspy, bo krążowniki trzech narodów dybią na nas na
wszystkich morzach.
- Znajdziemy się w matni - bąknął O'Donnell posępnie.
- Bynajmniej - odrzekł skwapliwie mój dziadek. - Jak dotąd, wiodło nam
się w grze doskonale. Teraz powinniśmy wycofać się i oczekiwać posunięć
innych graczy. O ich poczynaniach zadecyduje nasza... Ale kapitan Flint już
wszedł na pokład. Ta rozmowa jest bezcelowa, skoro fakt musi usunąć na bok
domysły.
Przyjrzał się nam wszystkim z pewnym zasępieniem.
- Jedno tylko mam jeszcze do powiedzenia - dorzucił. - Cokolwiek by się
przytrafiło, pozwólcie mi prowadzić rozmowę.
- I tak to waćpan uczynisz, czy z naszą wolą, czy pomimo naszej woli -
burknÄ…Å‚ O'Donnell.
Flint, miotając stek przekleństw, przelazł przez barierę i kaczym chodem
jął piąć się na rufę. Marcin opuścił w dół pętlicę dryndającą na głównej
rei, a w chwilę pózniej podniesiono na niej Johna Silvera ze szczudłem
uwieszonym u szyi. Darby i reszta przybyszów wbiegli po bocznej drabinie i
zmieszali się z załogą "Jakuba". Gały wyłaziły im z oczodołów, gdy okrążali
stos leżących skarbów; Długi John kusztykał wraz z nimi, przysłuchując się
chciwie opowiadaniom majtków "Jakuba", oceniając wagę pak i brył kruszcu i
z przejęciem odczytując napisy na baryłkach i skrzyniach bitej monety.
Ich przywódca z równą szczerością okazywał po sobie chciwość, jaką
wzbudzał w nim ten obraz. Jego zielone oczki z obu stron cienkiego,
wydłużonego nosa migotały gorącym blaskiem, sine policzki posiniały jeszcze
bardziej, a osmagana wiatrami skóra twarzy porysowała się siatką
szkarłatnych żyłek, które w miarę podniecenia nabierały coraz żywszej
barwy. Jednak gdy rzucił wzrokiem na Piotra i na mnie, zapomniał zgoła o
skarbie.
- Aha, więc twoi zakładnicy wrócili do ciebie, Murrayu? A niechże mnie
kule biją, ładny mi kawał urządziłeś! Dochowałeś wierności, dochowałeś... a
jakże! Chciałeś mi dać dwóch zakładników zamiast jednego. Mówiłeś, że
dotrzymasz umowy, dotrzymasz... oczywiście, jest to rzecz zbędna, ale
chcesz uczynić cośkolwiek, aby stwierdzić wierność swego sojuszu ze mną!
Mówiłeś, że muszę wziąć ich obu albo żadnego! Obu albo żadnego! Dobrze,
okpiłeś mnie wówczas, Murrayu, ale drugi raz ci się to już nie uda, do
pioruna!... Inaczej niech siÄ™ nie nazywam Johnem Flintem!
Dziadek w milczeniu wysłuchał tej przemowy, oczekując, aż korsarz zejdzie
ze schodów wiodących na rufę i stanie oko w oko z nami.
- Nie odpowiadam za wypuszczenie przez ciebie zakładników - odrzekł
wówczas jak najozięblejszym tonem. - A niechże mię piorun spali, Flincie,
przecież przestrzegałem cię, że okręt twój uległ wielkiemu rozprzężeniu.
Czy myślisz, że mając wszystkich marynarzy pijanych zdołasz na uwięzi
utrzymać dwóch ludzi silnych i nie bitych w ciemię?
- Mniejsza, czy byliśmy pijani czy trzezwi, ale ich nam obiecano -
postawił się Flint nieco zaczepnie. - Zresztą, mogłeś nam ich oddać... boć
nie fraszka, to, że zabili mi dwóch ludzi... oni albo ci, którzy pomagali
im wydostać się z "Konia Morskiego".
- Nikt z "Jakuba" im nie pomagał - odrzekł Murray. - Ręczę ci słowem
honoru. Nie mogę za to tego samego powiedzieć o twoim rodzoniusieńkim
okręcie, chociaż oni obaj, gdy zjawili się przede mną w parę dni po naszym
odjezdzie, opowiadali, że działali na własną rękę.
- Na własną rękę czy nie na własną, ale gdzież się podziało dwóch moich
ludzi? - zaperzył się Flint. - Dobrzy marynarze na pniu się nie rodzą.
- Istotnie się nie rodzą: na pokładzie "Konia Morskiego" mordują się w
najlepsze nawzajem - potwierdził dziadek. - Dalipan, waszeć nie masz
żadnych dowodów na poparcie swego zarzutu.
- %7ładnych dowodów?! - zawył Flint. - Ci dwaj wykradli się z mego
lazaretu, a tejże nocy dwaj ludzie stojący na warcie...
Dziadek podniósł brwi.
- Phi, phi! SÅ‚yszane rzeczy! "Dwaj ludzie stojÄ…cy na warcie!" Nawet John
Silver i ślepy Pew zdołaliby się wymknąć takim niedorajdom, a cóż dopiero
dwaj zdrowi ludzie, z których jeden jest chyba największym osiłkiem,
jakiegom widział w mym życiu.
- No tak, dwóch uciekło, a dwóch zginęło - upierał się Flint przy swoim.
- A jeżeli nie stało się to za pośrednictwem tych dwóch, którzy uciekli...
- Jakież masz na to dowody?
- Dowody?
- Tak, dowody, powiedziałem. Gdzież ich ciała?
- Doprawdy, nigdyśmy...
Dziadek wzruszył ramionami.
- Widzisz! Zdaje się, że sam nie wiesz, co mówisz, mój drogi... Pozwólże
mi jednak powtórzyć, że jeżeli zostawiłeś okręt przez całą noc na opiece
dwóch ludzi, zasłużyłeś na to, by postradać zakładników i ażeby pozbawiono
życia całą wartę. W każdym razie nie zyskasz sobie mego współczucia.
Flint ujął w garść rękojeść puginału.
- Ejże, mówię ci, Murrayu, że ta cała sprawka brzydko pachnie. Sam
waszmość namawiałeś mnie do wzięcia zakładników, nie moja to była myśl.
Potem zaś, ledwie przyszli na mój okręt, wnet już byli z powrotem u was. To
mi siÄ™ nie podoba. Jest w tym jakieÅ› matactwo!
- Gdybym twoich zakładników znalazł na pokładzie "Jakuba" przed odjazdem
albo nazajutrz, byłbym ci ich zwrócił - odrzekł Murray głosem stanowczym. -
Ale nie ma się tu o co kłócić, bo czy miałeś zakładników, czyś ich nie
miał, widzisz, że powróciłem ze skarbem, tak jakem ci był przyrzekł.
- Już to dość dawno, jak waszmość wyruszyłeś - utyskiwał Flint. -
Zmitrężyłeś cały miesiąc ponad to, coś obiecywał.
- Miałem po temu ważne powody - odparł dziadek. - W czasie drogi
powrotnej aż dwukrotnie mnie ścigano.
Flint dał się przekonać; jednocześnie oczy jego, jak gdyby przyciągane
magnesem o nieprzezwyciężonej sile, jęły znów błądzić po stosie skarbów
ułożonych na pokładzie.
- Waszmość musiałeś mieć niebywałe powodzenie - przyznał niechętnie. -
Dyć tu jest złoto indyjskie!
Spojrzał w górę i w tym momencie spotkał się z przerażonym wzrokiem
Moiry. Na wargach zaigrało mu szyderstwo.
- Ale, jak widzę, wieziecie tu pasażerów - podjął rozmowę. - Złoto i
kobiety! Piękna to kombinacja, Murrayu, ale w naszych ustawach istnieje
jedno prawidło, za którego wprowadzeniem sam najwięcej gardłowałeś.
Paragraf czwarty, hę? Utkwił mi on w łepecie, gdyż raz stosowałeś go do
mnie: "Ażeby zaś było mniej sposobności do bójek i niesnasek w naszej
drużynie, postanawiamy dalej, że należy zabronić szulerki w każdym wypadku,
gdy kapitan uzna ją za narażającą na szwank naszą zgodę; podobnież, że w
żadnym czasie i w żadnych okolicznościach nie wolno brać i trzymać kobiet
gwoli rozpusty na naszych okrętach ani na żadnym okręcie, który by
przewoził naszą załogę". I cóż waszmość na to powiesz? Gdzież się teraz
podział paragraf czwarty?
- Pragnę, aby go przestrzegano zarówno na pokładzie "Konia Morskiego",
jak i na pokładzie "Króla Jakuba" - odciął się Murray. - Co się zaś tyczy
szulerki, to zdaje mi się, że waćpan dajesz swym podwładnym zupełną
swobodÄ™.
- Chcę być panem na swoim statku - odrzekł Flint kwaśno. - Jednakże
waszmość nie odpowiedziałeś na moje pytanie.
Dziadek zażył tabaki.
- Ta białogłowa - rzekł z lekkim przejęciem - jest córką tego oto mojego
przyjaciela, pułkownika O'Donnella, ten zaś pan należy do zastępu mych
sojuszników, którzy umożliwili mi zdybanie okrętu wiozącego skarby.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]