do ÂściÂągnięcia ^ pdf ^ ebook ^ pobieranie ^ download
Podstrony
- Strona startowa
- Rice Anne Spiaca Krolewna 1, Przebudzenie Spiacej Krolewny
- Anderson, Poul The Broken Sword
- Cecily von Ziegesar [Gossip Girl 06] You're the One That I Want (pdf)
- My z Marymontu
- MaśÂ‚śźeśÂ„stwo z rozsć…dku Beverley Jo
- Frederic Pohl Cykl Saga o Heechach (4) Kroniki Heechów
- Heyer Georgette Uciekajaca narzeczona
- Zdradzona Amy Meredith
- NapolĂŠon Bonaparte Oeuvres de Napoleon Bonaparte, TOME III
- Gumowska Irena Bć…dśź zdrów
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- fashiongirl.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Mężczyzna usiłuje sobie przypomnieć, o kogo chodzi. Aha, o tego mordercę.
— Nie żyje — mówi.
Podnosi rękę i przykłada do skroni wyciągnięty palec w charakterze rewolweru.
— Skąd wiadomo? — pyta Piotr.
— Radio powiedziało godzinę temu. Znaleźli go w polu.
— Tak szybko — mówi Maria. — Przykro mi, że wam zawracałam głowę tą historią.
— Mario, wystarczy, daj już spokój.
— Wiedziałam, że tak było — mówi Klara. Maria skończyła wino. Mężczyzna wrócił za
kontuar.
— Chodź, Mario, jedziemy — mówi Piotr.
— Nie
miałam
czasu
go
sobie wybrać — mówi Maria. — Spadł na mnie tak
nieprzewidzianie. Nad granicą wysadzilibyśmy go w lesie i poczekali na niego po drugiej
stronie, nad rzeką. Drżąc ze strachu. Ale wszystko byłoby dobrze. Gdyby udało nam się
dowieść go do granicy, to potem już by sobie życia nie ode brał znając nas.
— Nie chcesz spróbować o nim zapomnieć?
— Nie chcę — mówi Maria. — Bez przerwy tylko o nim myślę. To było zaledwie
kilkanaście godzin temu, Klaro.
Wychodzą. Już wracają z pola naładowane wozy. Ci, co pierwsi skończyli żniwa.
Uśmiechają się do turystów. Twarze ich są szare od kurzu. Na wozach śpią dzieci.
— Piękna jest cała dolina Jucaru — mówi Klara. — O sto kilometrów od Madrytu. Zaraz
powinniśmy w nią wjechać.
Prowadzi teraz Piotr. Klara chce siedzieć koło Judyty. Maria przesiada się na przednie
siedzenie. Klara położyła ręce na ramionach dziewczynki. Maria zasypia, gdy tylko wyjeżdżają
ze wsi. Nie budzą jej przejeżdżając doliną Jucaru, ale dopiero wtedy, gdy widać już z daleka
Madryt. Słońce jeszcze całkiem nie zaszło. Znajduje się na wysokości kłosów zboża. Przyjadą
do Madrytu zgodnie z planem, jeszcze przed zachodem słońca.
— Ach, jaka byłam zmęczona — mówi Maria.
— Madryt, patrz.
Patrzy. Miasto podchodzi do nich jak wielka kamienna góra. Później widać, że w tej górze
wyżłobione są czarne dziuple, obrysowane przez zachodzące słońce, i że rozkłada się ona na
geometryczne, prostokątne bryły różnej wysokości, przedzielone pustymi przestrzeniami, w
których gra różowe światło umierającego dnia.
— Jaki wspaniały widok — mówi Maria. Wyprostowuje się, przeczesuje ręką włosy,
patrzy na Madryt nurzający się w ruchomym morzu zbóż.
— Jaka szkoda — dodaje.
Klara drgnęła jak ukąszona i rzuca wyzywająco:
— Co szkoda?
— Bo ja wiem? Tego całego piękna.
— Dopiero teraz widzisz, że to takie piękne?
— Przespałam. Właśnie się obudziłam. Piotr zwalnia. Musi zwolnić, tak urzekająco piękny
jest Madryt widziany z daleka.
— Dolina Jucaru też była piękna — mówi. — A nie chciałaś na nią patrzeć.
Hotel jest pełny. Ale dla nich pokoje są zarezerwowane.
Udaje im się nakarmić szybko Judytę, która zasypia ze zmęczenia.
W pokojach zalega jeszcze całodzienny upał. Więc prysznic przyjemnie chłodzi ciało.
Tuszuje się długo, pod ostrym strumieniem wody, ciepłej, bo upał dosięgną! nawet rur
kanalizacyjnych biegnących pod ziemią. Sama.
Klara przygotowuje się w swoim pokoju na tę noc — miłosną. Piotr, wyciągnięty na łóżku,
też o tej nocy myśli, trochę zasmucony ze względu na Marię.
Pokoje ich sąsiadują z sobą. W nocy Klara nie będzie mogła krzyczeć z rozkoszy.
Judyta zasnęła. Klara i Maria przygotowują się do nocy, do swoich różnych nocy. Piotr
wspomina Weronę. Wstaje z łóżka, wychodzi ze swego pokoju, stuka do drzwi swojej żony,
Marii. Czuje w ustach gorzki smak umarłej miłości. Wchodząc do pokoju Marii jest jak by w
żałobie po swojej miłości do Marii. Nie wiedział jednak, że będzie tak do głębi przejęty
samotnością Marii, której stał się przyczyną, i żałobą, którą Maria przywdziała po nim na ten
wieczór.
— Mario — mówi.
Czekała na niego.
— Pocałuj mnie — mówi Maria.
Maria pachnie niezastąpionym zapachem jego władzy nad nią, jego winy w stosunku do
niej, jego ochoty na nią. Maria pachnie zapachem więdnącej miłości.
— Jeszcze, pocałuj mnie jeszcze — mówi Maria. — Piotr, Piotr.
Całuje ją jeszcze. Maria odsuwa się od niego i patrzy mu w oczy. Judyta śpi. Piotr wie, co
teraz będzie. Czy wie? Maria cofa się pod ścianę i patrzy na niego szeroko otwartymi oczami,
zamiast podejść do niego bez wstydu, jak to miała w zwyczaju.
— Maria! — woła Piotr.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]