do ÂściÂągnięcia ^ pdf ^ ebook ^ pobieranie ^ download
Podstrony
- Strona startowa
- 0415403510.Routledge.Green.Political.Thoughts.May.2007
- 02. May Karol Krolowa Cyganow
- May Karol Wyścig z czasem
- May Karol Benito Juarez
- May Karol W Hararze
- James P. Hogan Giants 4 Entoverse
- 05. Thorpe Kay Uwodzicielka z Barbadosu
- D B Reynolds [Vampires in America 04] Sophia [ImaJinn] (pdf)
- Anthony, Piers Cluster 2 Chaining The Lady
- Cartland Barbara Znak miśÂ‚ośÂ›ci
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- charloteee.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ją speszyło. Wszystko stało się tak nagle. Tom wtargnął w jej życie jak burza i
zmienił je w jeden wielki chaos. Szybko zebrała swoje ubranie z dywanu i włożyła
je. Dopiero kompletnie ubrana odważyła się spojrzeć mu w oczy.
- Moja biedna mała Jane - Tom patrzył na nią z rozbawieniem. - Twoje spokojne,
uregulowane życie nagle się zmieniło. A stało się to w ciągu jednej nocy za sprawą
pewnego wariata. Boisz się tego, co kryje się gdzieś na dnie twojej osobowości.
Boisz się zboczyć z tego utartego szlaku, nie chcesz zrobić kroku w nieznane.
Wziął ją w ramiona i zaczął kołysać tak, jak się uspokaja małe, przestraszone
dziecko.
- Moja mała Jane! Idz do siebie i przemyśl sobie w spokoju wszystko, co się
wydarzyło. I nie zapomnij, że cię kocham.
Tom pocałował ją w czoło i odprowadził do drzwi.
- Kocham cię - nawet bez tych pięciu kilogramów.
Tego ranka Jane czuła się tak zmęczona i wyczerpana, że wbrew swoim zwyczajom
pojechała do college'u samochodem. Dziekan odpowiedział krótko na jej powitanie,
nie podnosząc wzroku znad papierów.
- Tom powinien też tu zaraz być - powiedziała, starając się, żeby to zabrzmiało
obojętnie.
- Nie. Zadzwonił przed paroma minutami i powiedział, że musi się spotkać z ojcem.
Aha, miałem pani przekazać informację, że klucz od jego domu jest w skrzynce na
listy i żeby pani pamiętała o kocie - Tony spojrzał na nią pytająco. - Czy
zaprzyjazniła się pani z Tomem?
Jane zarumieniła się.
- Nie, nie. Po prostu jesteśmy sąsiadami i czasem sobie pomagamy.
- No, dobrze. W końcu to nie moja sprawa. ( Wziął kilka zapisanych stron z biurka. -
Chciałbym coś z panią
omówić, pani Thomasis.
- Co tak uroczyście, Tony? - Jane zmusiła się do uśmiechu.
- Chcę od razu przejść do rzeczy. Jane, otrzymałem katedrę na Uniwersytecie
Kalifornijskim. Panią zaproponowałem na moje miejsce tutaj.
Jane otworzyła usta, ale nie była w stanie wykrztusić słowa.
- Wiem, że inni koledzy też liczą na to stanowisko, ale mój wybór padł na panią. Nie
wiem, czy rada zaakceptuje tę kandydaturę, ale sądzę, że mój głos będzie ważny, a
może nawet decydujący.
Jane usiadła w fotelu. Nie mogła się skupić. Noc z Tomem postawiła pod znakiem
zapytania wszystkie jej dotychczasowe cele życiowe. Jeszcze wczoraj propozycja
zajęcia stanowiska Tony'ego niezmiernie by ją uszczęśliwiła. Ale dziś wcale nie
była pewna, czy kariera i szczęście osobiste mogą iść w parze.
- Do końca letniego semestru wszystko będzie już jasne. Ze swoimi kwalifikacjami
ma pani niewątpliwie najlepsze szanse i rada powinna poprzeć mój wybór.
- Tony... nie wiem, co mam powiedzieć...
- Niech pani nic nie mówi. Najpierw musi się pani przyzwyczaić do tej myśli.
Zobaczymy się pózniej.
Całe popołudnie Jane spędziła w domu czekając, że Tom się zjawi. Jedyną osobą,
która zadzwoniła, był Bill Woods. Chciał się upewnić, czy Jane pamięta o jego
zaproszeniu na piątek. Z ciężkim sercem obiecała stawić się na spotkanie. Nie
umiała znalezć na poczekaniu jakiejś zgrabnej wymówki.
Wieczorem poszła nakarmić Dżyngis Chana. Bez Toma jego mieszkanie było zimne
i nieprzytulne i Jane postanowiła czym prędzej wrócić do swoich czterech ścian. Aż
do północy czekała na jakiś znak życia od Toma, ale telefon milczał.
Dlaczego Tom nie zadzwonił? Był jej tak bardzo potrzebny. Chciała z nim
porozmawiać, czuć jego bliską obecność, patrzeć w jego czarne oczy. Przypomniała
sobie swoje życie z Jerrym. Jakże często czekała wtedy na niego, na jego telefon... I
nagle uświadomiła sobie, że po raz drugi już by tego nie zniosła - ciągłej samotności
i ciągłego czekania.
Następnego ranka, przed pójściem do pracy, zaniosła kotu jedzenie i picie.
Wychodziła już, gdy przy drzwiach rozległ się dzwonek. Może to Tom? Jane
otworzyła drzwi i stanęła naprzeciw młodziutkiej
dziewczyny w wieku szesnastu, może siedemnastu lat. Osłupiała. Gęste, czarne loki,
wielkie czarne oczy, okolone gęstymi, długimi rzęsami, mocna budowa ciała...
- Pani musi być córką Toma - rzekła cicho.
- A pani jego aktualną towarzyszką życia - w tych słowach nie było ani
lekceważenia, ani wrogości. Dziewczyna po prostu stwierdzała fakt.
- Myli się pani. Nie jestem towarzyszką życia pani ojca. Jestem jego sąsiadką.
- Okay, jest pani sąsiadką. Gdzie jest mój ojciec?
- Nie mam pojęcia. Wczoraj wyjechał. Czy wiedział, że pani przyjedzie?
Dziewczyna zdjęła z ramienia torbę i weszła do domu.
- No, to poczekam tu na niego.
- Nie odpowiedziała mi pani na moje pytanie. Czy ojciec wiedział, że ma pani
zamiar go odwiedzić?
- A czy to ważne?
- No tak. Bo ja nie wiem, kiedy on wróci.
- Wszystko jedno. Mam czas. Jak siÄ™ pani nazywa?
- Jane Thomasis, a pani?
-Jo. Proszę mi mówić po imieniu. - Dziewczyna obejrzała Jane od stóp do głów. -
Nie, chyba rzeczywiście nie jest pani kochanką taty. Mama wspominała o
ordynarnych, niewykształconych kobietach, farbowanych na blond i koniecznie z
wielkim cycem. Nie pasuje pani do tego obrazu.
- Czy mam podziękować? - zakpiła Jane i spoważniała. Słuchaj, Jo, za kilka minut
muszę być w college'u, a nie chcę, żebyś została sama. Możesz jechać ze mną, w
południe będę wolna.
Jo pokręciła głową.
- Tu poczekam na tatÄ™.
- Przykro mi, Jo, ale to niemożliwe. Muszę najpierw porozmawiać z twoim ojcem.
- ProszÄ™ bardzo, ale ja zostanÄ™ tutaj.
Jane westchnęła. Tego jeszcze brakowało - przekorna nastolatka. Jakby nie miała
dosyć codziennego użerania się z tymi niezrównoważonymi podlotkami.
- Widocznie nie chcesz mnie zrozumieć. Bez pozwolenia ojca nie zostaniesz sama w
jego domu. Myślę, że wyraziłam się dostatecznie jasno.
Jo spuściła głowę i milczała.
- W jaki sposób się tu znalazłaś? Czy twoja matka wie o tej wycieczce?
- Jasne - Jo nie podniosła wzroku.
- To powinnyśmy ją zawiadomić, że dobrze dojechałaś.
- Ja... Nie...nie, to zbyteczne. Zadzwoniłam już do niej z lotniska - Jo ociągała się
przez chwilę, potem podniosła głowę i obdarzyła Jane promiennym uśmiechem. -
[ Pobierz całość w formacie PDF ]