do ÂściÂągnięcia ^ pdf ^ ebook ^ pobieranie ^ download
Podstrony
- Strona startowa
- Loyola Ignacy Äwiczenia duchowne
- Kraszewski JĂłzef Ignacy Na krĂłlewskim dworze
- Kraszewski_JĂłzef_Ignacy_ _Stara_baĹĹ_cz._1
- 259. Buck Carole Badz jego swiatlem
- Friedrich August von Hayek DROGA DO ZNIEWOLENIA
- E72 RM 529 RM 530 schematics v1.0
- Lisle, Holly Sympathy for the Devil
- Lingas śÂoniewska Agnieszka Szukaj Mnie Wsród Lawendy Gabriela TOM 3
- De_Camp_Lyon_Sprague_ _Szalony_Demon
- JAS Droga w śÂwiaty NadzmysśÂowe Radśźa Joga nowoczesna
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- pojczlander.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
chatki .poczęli stawiać bogatsi tylko, ubożsi rodzajem dachów bez zrębu pokrywali modły, w
ostatku kloc na podobieństwo dachu odrobiony zwyczajową chatę (domowinkę, tak zowią
ludzie do dziś dnia trumnę w wielu miejscach na Rusi) zastąpił.
Chatynki te grobowe, niskie, czarne, na wpół porozwalane i przegniłe, jak innym poleskim;
tak i temu smętarzowi, ocienionemu kilką sosnami starymi i wierzbami rosochatymi, nadawały
oryginalną fizjognomię.
Była to wioska umarłych obok wsi żywych stojąca. Hawnul, jakby sobie po drodze to
miejsce przypomniał, skierował się ku niemu, spojrzawszy tylko na %7łużla, który z konia
zlazłszy w ślad za nim dążył.
Oba razem wstąpili na piaszczyste wzgórze, od wieków służące wiosce za miejsce
pogrzebu, i zatrzymali się pod rozłożystym jałowcem, który w pośrodku czarne swe gałęzie
szeroko po żółtej wydmie rozkładał. Hawnul obejrzał się wkoło, jakby szukał, czym ziemię
poruszyć, a %7łużel zrozumiawszy myśl jego pobiegł po gałąz sosnową, która nie opodal leżała.
Aatwo było rozgrzebać tę ziemię nie zsiadłą, nie związaną korzeniami roślin, bo prócz kilku
krzaków piołunu i dziewanny nic na niej nie rosło i %7łużel wykopał dół aż nadto wystarczający
na pogrzebanie zwłok dziecięcia.
Ale o pół łokcia w głąb gałąz stuknęła o coś i spod piasku obnażona zaświeciła czaszka
trupia. Paweł krzyknął i porzucił robotę. Przez cały ciąg jej Hawnul stał czuwając nad
szczątkami dzieciny, z oczyma w nie wlepionymi. Głos towarzysza go obudził, spojrzał w
głąb, usta mu się skrzywiły i nie wyjmując kości sam jął się w maleńkim dołku układać
nieforemne szczątki.
Ukląkł, pochylił się, zgiął i jak matka układa w kolebce do snu ukochane dzieciątko, tak on
z ostrożnością powoli rozszarpane członki zbliżał ku sobie, na miękkim składając je piasku.
Potem rękami zsunął na ciałko otaczającą ziemię i rozogniony począł gromadzić dokoła, jak
mógł zasięgnąć, piasek, kamyki, gałązki, co znalazł pod ręką.
%7łużel pomagał mu bojazliwie i w kilka chwil usypali mogiłę dziecięciu pod starym
jałowcem, ale Hawnulowi dosyć na tym nie było. Na próżno chciał go od tej roboty oderwać
ekonom, nie było sposobu, zdawał się nie rozumieć, nie słyszeć, nie widzieć nic, oprócz
piasku, który połami nosił, nasypywał, ubijał, coraz większy gromadząc usyp.
To dziwne, gorączkowe zajęcie trwało już godzin kilka. Ekonom kręcił się z nim razem i
coraz to słówko wrzucił nieznacznie o powrocie do domu, ale Hawnul coś się gniewać nie
umiał i słyszeć też nie chciał. Jak bezduszna machina pracował coraz żywiej, coraz
bezprzytomnie] się rzucając.
%7łużel wydołać mu już nie mógł, pot lał się z niego strumieniem, siły go opuszczały i musiał
oddaliwszy się trochę, sparty o drzewo, wypocząć. Ale oczy jego wciąż były skierowane na
Hawnula, bez wytchnienia znoszącego jeszcze piasek, bierwiona, szyszki sosnowe i kamyki.
Już słońce miało się ku zachodowi, a Hawnul nie poprzestawał jeszcze. %7łużel odważył się
prawie gwałtem oderwać go i za rękę pochwyciwszy, nie bez strachu, zawrócił ku domowi.
Sumienie kazało mu się na to odważyć, choć znając siłę i popędliwość pana obawiał się, by go
48
w miejscu nie ubił.
Ale Hawnul tak był widać znużony, tak nieprzytomny, że gdy go Paweł pochwycił, zatoczył
się tylko, krzyknął i upadł twarzą na ziemię bez czucia.
Opodal przechodzili właśnie ludzie z pól wracający, a %7łużel widząc, że sam sobie rady nie
da, dosiadł konia i, choć z wielką biedą i nie bez pomocy kańczuka, zmusił ich, żeby mu
pomogli odnieść Hawnula do domu.
Wzięli go jak martwego na ramiona i tak, powoli się mieniając, dodzwigali do Krasnego.
%7łużel posłał po doktora, a sam nie odstępując chorego usiadł przy jego łóżku. %7łycie
zatamowane powróciło mu jeszcze, ale umysł zdawał się obłąkany, oczy nie widziały, uszy nie
słyszały, usta nie otwierały się jednym wyrazem, jednym westchnieniem. Dano znać pani, która
ledwie się zwlókłszy z łóżka przyszła, siadła przy nim i słowa także nie rzekłszy rzewnie
płakać zaczęła. %7łużel, który jej prawie nie znał, bo rzadko i krótko ją widywał. ł~strzegł
jednak łatwo, że we łzach jej więcej było żalu nad sobą samą niż niepokoju o męża. Zdawała
się na tym stanowisku raczej z obowiązku, z konieczności, niż z potrzeby serca.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]