do ÂściÂągnięcia ^ pdf ^ ebook ^ pobieranie ^ download
Podstrony
- Strona startowa
- Strugaccy A. i B. Piknik na skraju drogi
- Christie Agatha Przeznaczenie
- Gordon Eklund Falling Toward Forever
- Dan Abnett Eisenhorn 01 Xenos
- 6 MeksykaśÂ„ski śÂ›lub
- GRD0912.Lovelace_Merline_Bukiet_na_walentynki
- Arnett.Kevin.Mysteries.Myths.or.Marvels.eBook EEn
- Człowiek wobec miar i czasu w przeszłoÂści
- 0415403510.Routledge.Green.Political.Thoughts.May.2007
- 252. Field Sandra Razem dookośÂ‚a śÂ›wiata
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- fashiongirl.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Nie mógł go sformułować. Próbował tylko znalezć ukryte prawi-
dłowości. W aktach zostały jego ró\norodne notatki, pytania, któ-
re sam sobie zadawał, ślady starań, by odpowiedzieć na te pytania.
Wszystkie ofiary były pracownikami organów. Przypadek?
Czy sÄ… analogiczne przypadki, kiedy ofiara nie jest zwiÄ…zana z or-
ganami?
I pózniejszy, innym - czerwonym - atramentem dopisek: Nie
odnaleziono. 16.02.1969.
Wszystkie ofiary to leningradczycy. Nawet Kalitin, zabity w Mo-
skwie, przyjechał z Leningradu. Centrum - w Leningradzie?
Odpowiednia broń - mo\liwa. Ale tylko teoretycznie. Prak-
tycznie to uciÄ…\liwe i niewygodne.
śadnej kobiety. Przypadek?
I- czerwonym atramentem: Penza, 1966. Maniak seksual-
ny. Posługiwał się specjalnie zrobionym młotkiem, mia\d\ył gło-
wy. Osiem ofiar. Tylko kobiety!
Z pięciu przypadków: trzy w lecie, jeden - wiosną, jeden ~
na jesieni. I ani razu zimÄ…? Dziwne. "
I tak dalej.
Kim był ten mój Mądrala? Z aluzji, pochrząkiwań, ukradko-
wych spojrzeń, poirytowania kierownictwa i innych odruchów
przepytanych osób, wywnioskowałem, \e mój Mądrala w swoim
czasie uciekł za granice.. A szkoda! Naprawdę, szkoda.
Rozdział 2
Teczka od razu zainteresowała mnie solidnością materiału. Było
to coÅ› porzÄ…dnego, dobrze zrobionego, bez \adnego naciÄ…ga-
nia. To było prawdziwe. Męczyłem się. z nią dość długo: poszu-
kałem i znalazłem ocalałych świadków, porozmawiałem z nie-
którymi śledczymi, konsultowałem się. z wojskowymi.
Od śledczych nie udało mi się dowiedzieć niczego nowego.
Wszyscy byli ju\ w podeszłym wieku, wszyscy na emeryturze, wszy-
scy obra\eni, bo nie doceniono ich zasług wobec partii, wobec naro-
du, zmuszono do dymisji, a oni przecie\ wtedy byli w pełni sił...
I nie miałem nadziei usłyszeć od nich nowych faktów. Interesowały
mnie nowe wersje, nowe hipotezy, nowe idee: jak to się mogło stać?
Nic interesującego nie usłyszałem. "E-e-e, kapitanie, a widziałeś, co
wyprawia w człowieku kula z przesuniętym środkiem cię\kości?..."
Ale wiedziałem, \e to nie była kula. I nie promień laserowy. I nie
impuls cieplny. Wojskowi naukowcy wytłumaczyli mi (jak w swo-
im czasie mojemu Mądrali), \e mo\na zorganizować takie "pęknię-
cie mózgu", przy czym nawet technicznie jest to mo\liwe, nie tylko
teoretycznie, ale po co? Istnieje tyle prostych, wygodnych, Å‚atwych,
oszczejdnych, cichych sposobów... Po co takie barbarzyńskie roz-
rzucanie mózgu za pomocą urządzenia, które trzeba by było monto-
wać na czołgu albo artyleryjskim pudle?
Teraz wiem, \e starałem się wówczas znalezć odpowiedz na
pytanie, na które nie ma odpowiedzi. Rozumiałem gdzieś tam z ty-
}u głowy, \e tak naprawdę pytanie: jak to się robi, mo\e okazać się
drugorzędne, ale wydawało mi się, \e w ka\dym przypadku odpo-
wiedz jest potrzebna - nawet je\eli nie posunie mnie do przodu.
W ogóle szczerze przypuszczałem wtedy, \e prawidłowo posta-
wione pytanie zawiera w sobie połowę odpowiedzi. W to, \e pyta-
nie postawiono prawidłowo, nie wątpiłem ani przez sekundę. Co
mo\e być bardziej prawidłowego od pytania:, Jaką bronią popeł-
niono przestępstwo?" To podstawa ka\dego śledztwa... Skąjd mo-
głem wiedzieć, \e zacząłem wcale nie kryminalne śledztwo, i \e
właściwie, nawet śledztwem nie mo\na tego nazwać - w ka\dym
razie w zwyczajnym prawniczym sensie tego słowa.
W tysiąc dziewięćset siedemdziesiątym pierwszym roku, zno-
wu jesienią, w listopadzie, zdarzyła się śmierć Mikołaja Aristarcho-
wicza Kamanina. Ta śmierć narobiła szumu w mieście (i nie tylko
w mieście - Moskwa w końcu te\ się wtrąciła) i zrodziła mnóstwo
Strona 95
Strugaccy A i B - Poszukiwanie przeznaczenia(txt)
plotek, w tym głupich, ale przera\ających. Prawdą było tylko to, \e
ciało rzeczywiście znalazła przychodząca słu\ącą, stara znajoma Ka-
manina, jego sÄ…siadka jeszcze z mieszkania wielorodzinnego, z tych
flibustierskich czasów, kiedy młodziutki Kola-kogucik dopiero za-
czynał siebie sprawdzać na niwie ojczystego piśmiennictwa, ma-
rząc o tym, \eby zostać wielkim proletariackim pisarzem, porusza-
jącym ludzkie dusze, ryczącym głośnikiem partii i komsomołu.
Kobieta (właściwie staruszka, miała z osiemdziesiąt lat), a więc
ta krzepka mocna staruszka zjawiła się jak zwykle w środę, o dzie-
wiątej rano, otworzyła frontowe drzwi swoim kluczem i odkryła,
\e Kola Aristarchowicz jest znowu pijany, jeszcze po nocy - światło
w gabinecie się pali, a on sam le\y na stole całym ciałem na papie-
rach i śpi - i dwie butelki jak na zawołanie -jedna pusta pod fote-
lem, a druga, z odrobinÄ… na dnie, na malutkim stoliczku, obok
maszyny do pisania.
(Do tego czasu Mikołaj Kamanin był ju\ skończonym alko-
holikiem. Mię wstrząsnął ludzkimi duszami i chocia\ znalazł się
wśród największych, nie wiem, czy jego ambicja była zaspoko-
jona. Jak większość ludzi z jego pokolenia, którzy przeszli przez
armię, wiernopoddańcze wzloty, ideologiczne upadki, partyjne
Przeróbki, werbowanie do organów, rozpaczliwe ataki dysydenc-
twa, przekształcające się nagle w ataki rozpaczliwego dupolizania -
ludzi, którzy prze\yli Wielki Strach i Mały Strach i strach Stra-
chu, i inne uroki epoki budowy ostatecznego i nieodwołalnego
komunizmu, na starość stał się. miękkim, cichym, tchórzliwym,
umiarkowanie nikczemnym i bardzo pijącym osobnikiem, o któ-
rym mówią: "No, to człowiek nieszkodliwy, mo\na nawet po-
wiedzieć - porządny". Wszystko zale\y od skali porównawczej.
Ale rzeczywiście był nieszkodliwy. Miał ju\ koło siedemdziesię-
ciu lat, cierpiał na serce, rozpaczliwie bał się raka, co miesiąc
rzucał palenie i lubił coś czerwonego. Właściwie niczego ju\
więcej nie lubił - ani kobiet, ani czytania, ani tym bardziej pisa-
nia, ani oglądania telewizji, ani kina, ani przyjęć, na które za-
wsze go zapraszaliśmy. Niczego nie lubił oprócz czegoś czerwo-
nego. Było mu wszystko jedno, co to jest dokładnie: cherry,
brandy, czy jakaÅ› "palonka", czy zagraniczny portwajn, a kiedy
niczego nie było pod ręką, brał zwykłą wódeczkę i zaprawiał ją
wiśniowym syropem albo \urawinową konfiturą).
Marudząc i zrzędząc gniewnie coś o świniach, które gdzie
\yją, tam paskudzą, staruszka zabrała się za sprzątanie w gabine-
cie, który, jak jej się wydawało, był tym razem nie tylko brudny,
ale na dodatek zarzygany. W momencie, gdy pochyliła się, \eby
wyłączyć lampę na biurku, nagle zobaczyła, w co zmienił się jej
Kola Aristarchowicz..:
SprawÄ™ zatuszowano. Do komitetu obwodowego napisano,
\e prawdopodobnie to samobójstwo po pijaku, w nekrologu po-
wiadomiono: "w tragicznych okolicznościach stracił \ycie", a na-
prawdę nikt, jak i w poprzednich przypadkach, nic nie wiedział.
Ale skoro nie było ani rabunku, ani narzędzia zabójstwa, ani mo-
tywów - w ogóle niczego nie było, oprócz zwariowanej starusz-
ki, która tępo twierdziła cały czas: ".. .główki nie ma, co? Nie ma
swojej główki!..." - a skoro niczego nie było, to nie mo\na było
nic zrobić.
Zrozumiałem od razu, \e to kolejny przypadek z serii, gdy
dotarły do mnie plotki, które rozeszły się, oczywiście, równie\
po urzędzie. Ale trzeba było odczekać parę miesięcy, póki spra-
wy nie umorzono, i teraz ju\ ją dostałem na absolutnie prawnych
podstawach - w gestiÄ™ naszej specjalnej grupy, zgodnie z pismem
mojego bezpośredniego, Drogiego Towarzysza Szefa.
Szósta sprawa wylądowała w teczce, jak nabój w strzelbie -
mocno, zgrabnie i na swoim miejscu. Znowu Leningrad, znowu
nie zima, znowu mę\czyzna... Znowu z organów. Chocia\ praw-
dziwym fachowcem raczej nie mo\na było go nazwać. Pracował
[ Pobierz całość w formacie PDF ]