do ÂściÂągnięcia ^ pdf ^ ebook ^ pobieranie ^ download
Podstrony
- Strona startowa
- Lackey Mercedes Trylogia Magicznych Wiatrow 2. Wiatr Zmian
- Christie Agatha Kot wśÂ›ród gośÂ‚ć™bi
- Cygler Hanna Czas zamknić™ty
- Lima Barreto Triste Fim de Policarpo Quaresma
- Boswell_Barbara_Najmlodsza_siostra_RPP139
- Milburne_Melanie_Nie_wszystko_mozna_kupic
- Jakub Sprenger, Henryk Instytor Mlot na czarownice
- Annabel Joseph Mercy (pdf)
- McMahon_Barbara_ _Intryga_i_Milosc_ _Nie_ma_ucieczki
- Christopher Buecheler The Blood That Bonds (pdf)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- charloteee.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Rozumiem kapitan uśmiechnął się do siebie. No cóż, pani Liliano, czuję, że ma pani jeszcze
coÅ› do powiedzenia w tej sprawie?
Właśnie, nie jestem pewna powiedziała wahająco ale jak wybiegłam wtedy na ulicę, to na
przystanku, tramwajowym po przeciwnej stronie ulicy mignęła mi Urbańska; głowy jednak za to nie dam.
Jedzie na całego... pomyślał Roszczyk, głośno zaś' powiedział:
Sprawdzimy to; widzę, że ulżyło pani po tej spowiedzi?
I tak. i nie szepnęła pani. Ale czy mogłabym prosić o utrzymanie tego wszystkiego w tajem-
nicy przed moim mężem?
Myślę, że nie będzie potrzeby wprowadzania go w te szczegóły. A teraz chciałbym jeszcze poroz-
mawiać z panią o redaktorze Zawidzkim.
Słucham szepnęła potulnie.
Czy nie mówił ostatnio pani, że spodziewa się spadku lub coś w tym rodzaju? Może padały jakieś
uwagi, aluzje, z których dałoby się wywnioskować...
Zaraz, zaraz... przerwała kapitanowi Krzycka. Coś mi się przypomina. Co prawda, nie było
mowy o żadnym spadku, ale Janusz spodziewał się dużych pieniędzy i to w najbliższym czasie.
Pieniędzy, skąd? Nie mówił tego?
Nie, śmiał się tylko, że ma taki ,,magiczny papierek, za który mu nielicho zapłacą". Pokazywał mi
nawet z daleka jakiś strzęp gazety do którego coś tam było podpięte, ale nie wiem co, bo zaraz go schował.
A gdzie przechowywał ów cenny papierek?
Widziałam wówczas, że wcisnął go do środkowej szuflady biurka i biurko zaraz zamknął na klucz.
Kiedy to było?
Tego ostatniego dnia powiedziała cicho.
Rozumiem i dziękuję pani. A o Urbańskiego niech się pani nie martwi. W ostatecznym rozrachun-
ku każdy otrzyma, to na co zasłużył zakończył enigmatycznie.
A co będzie z Krysią... z Zawidzką?
No, cóż, prawdopodobnie skończy się to tak, jak określił pani mąż. Jest przecież mnóstwo okolicz-
ności łagodzących. Odpowiadać będzie w każdym razie z wolnej stopy.
Czy mogę już odejść, panie kapitanie?
Tak. proszę, oto przepustka, do widzenia pani. Piękna Liliana z wyrazną ulga; opuściła pokój, a ka-
pitan zamyślił sie głęboko; Po chwili wszedł porucznik Kowalski.
Sprawdziłem tego Małeckiego meldował już od progu. Szatniarz ze szpitala go pamięta. Py-
tał, do której wolno odwiedzać chorych. Tego podejrzanego możesz już skreślić.
A co z Zamorskim?
Ciągłe nic. W okolicznych szpitalach nie leży. Sprawdzają w dalszych.. Pogotowie ratunkowe nie
udzielało pomocy nikomu takiemu .A teraz bomba! %7ładnego z Urbańskich nie było w domu w krytycznych
godzinach; dzieci. bawiły się u sąsiadów!
Przesłuchali taśmę z ostatnim zeznaniem Krzyckiej i postanowili pojechać do mieszkania Zawadzkich.
A tymczasem nad głową nic nie przeczuwającego inżyniera Urbańskiego, zbierała, się grozba burza.
*
Dotarłszy do mieszkania Zawidzkich, obaj oficerowie rzucili się w pierwszej kolejności na środkową
szufladę biurka. Co prawda znajdujące się w niej papierki były już uprzednio dokładnie przewertowane i
posegregowane przez Kowalskiego, Roszczyk jednak chciał sprawdzić, czy pod dnem szuflady nie ma ja-
kiegoś schowka. 'Gdy po wyciągnięciu szuflady i oświetleniu wnęki latarką dojrzał wewnątrz coś białego,
bez słowa spojrzał na zmieszanego podporucznika i wsunął dłoń w otwór. Plik zmiętoszonych papierów
najwidoczniej wysunął się z przepełnionej szufladki i uwiązf poza tylną ścianką.
Roszczyk wyciągnął papiery jeden po drugim. Były tam dwie stare umowy na prace zlecone, jakieś
protokoły w sumie nic ciekawego. Dopiero któryś z kolei świstek wywołał okrzyk kapitana.
Popatrz no tutajł
Byl to skrypt dłużny. Wynikało z niego, że Urbański pożyczył od Janusza Zawidzkiego 20 000 zł, któ-
re zobowiązał się zwrócić w całości w dniu 17 maja bieżącego roku.
O rany, przecież 17 maja było właśnie w ten poniedziałek! wykrzyknął porucznik.
No. to już coś jest powiedział Roszczyk. Aatwiej będzie skruszyć naszego inżynierka, ale to
jeszcze nie to, czego szukam!
Dla odmiany w chwilę potem Kowalski położył przed kapitanem list, pisany dużym, wyraznym pi-
smem. List był z Toronto, obfitował w różnego rodzaju informacje z życia jakiejś starszej pani; naszych
oficerów zainteresował jednał pewien szczególny fragment, pani pisała:
... A teraz, Krysiuniu. zwracam się do Ciebie z wielką prośba. Nie wiem, jak długo jeszcze pożyję, a
bardzo chciałabym Cię przed śmiercią zobaczyć. Pragnęłabym również poznać Twego męża, o którym mi
zbyt wiele, nie pisałaś. Proszę, abyś tu przyjechała z mężem, jeśli to możliwe i pobyła u mnie przez kil-
ka miesięcy. Uzbierałam dosyć pieniędzy, aby Wam zapewnić wygodną podróż i pobyt u mnie. Mam duże
mieszkanie, puste teraz po wyjezdzie Marly. Jeżeli zechcecie mam dosyć znajomych, którzy pomogą Wam
znalezć na ten okres odpowiednią pracę, abyście mogli porobić jakieś oszczędności na przyszłość. Ty jako
plastyczka na pewno znajdziesz tu pole do popisu, choćby wśród naszej Polonii. A więc czekam z niecierpli-
wością Twojej odpowiedzi. Możecie przylecieć samolotem, ale ja osobiście proponuję statek, bo podróż
morzem jest cudowna i relaks całkowity. Twoja kochająca matka chrzestna
Bronisława Sobecka
List nosił datę sprzed miesiąca, Roszczyk i Kowalski patrzyli na siebie bez słowa.
Miał nosa ten profesor od czubków zaśmiał się porucznik ot i cała tajemnica nawrócenia Za-
widzkiego. %7łe też ludzie tak się czepiają tej zagranicy! A swoją drogą los się do nich uśmiechnął: daleka
podróż, mieszkanie i utrzymanie nic by ich nie kosztowały. Wszystko, co udałoby się im zarobić, przywiez-
liby do kraju i...
A to co znowu? krzyknął nagle Roszczyk,. przerywając monolog młodszego kolegi. Chwilę mil-
czał, ściskając w ręce jakiś wycinek z Expressu Wieczornego" Z przypiętym do niego wąskim paskiem
papieru wreszcie bez słowa podał go Kowalskiemu.
Patrzyli teraz na siebie, nie dowierzając własnym oczom, i nagle obaj wybuchnęii gromkim śmiechem.
Kapitan oprzytomniał pierwszy.
Jedziemy, szybko! Ale czekaj, zatelefonujÄ™.
Połączył się z komendą i wydał polecenie, aby natychmiast sprowadzono Urbańskiego. Następnie up-
chali papiery byle jak do szuflady, zabrali dokumenty, które ich zainteresowały, i wypadli z mieszkania.
Gdy znalezli się na parterze, do windy wsiadała młoda dziewczyna, której twarz wydała się Roszczykowi
znajoma. Uśmiechnął się pod nosem-
Kiedy około godziny piętnastej wylądowali ponownie w komendzie, Urbański już czekał.
Gdy znalazł się na krześle przed biurkiem Roszczyka, ten powiedział ostro:
Usiłował, nas pan wykiwać, panie Urbański, ale nic z: tego. Gdzie pan był krytycznego dnia mię-
dzy godziną siedemnastą a dziewiętnastą?
CÓ%7Å‚ to za ton, panie kapitanie obruszyÅ‚ siÄ™ wezwany. Przecież mówiÅ‚em już panu, że sie-
działem w domu z żoną i dziećmi.
Kto może to poświadczyć?
Jak to kto? Oczywiście żona.
Niestety, żona tego nie poświadczy, bo jej również nie było w domu w tym czasie.
Nie... było? Nie rozumiem bąkał Urbański, patrząc zdumionym wzrokiem na kapitana.
Był pan przekonany, że żona w tych godzinach siedziała w domu i może zapewnić panu alibi; otóż
wyprowadzam pana z błędu: znajdowała się w krytycznym czasie na ulicy Topolowej.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]