do ÂściÂągnięcia ^ pdf ^ ebook ^ pobieranie ^ download
Podstrony
- Strona startowa
- 187. Harlequin Desire Linz Cathie Pozadanie w cieniu lodowcow
- Center of Earth and Sky 1
- King Stephen Mroczna wieza I
- Green Roger Lancelyn Mity skandynawskie
- Analizowanie budowy, fizjologii i patofizjologii narzć…du śźucia
- Beverly Connor [Diane Fallon Forensic Investigation 07] Dust To Dust (pdf)
- Lowell Elizabeth Donovanowie 04 Rubinowe bagna
- Harris Charlaine Harper 4 Grobowa tajemnica
- Holly Black Faerie Tales 3 Irons
- Jackson Shirley Poskramianie demonów
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- anusiekx91.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
udało mi się wprowaóić przepuklinę do wnętrza.
W tym miejscu opowiadania doktora Fornerola księgarz Paillot poszedł usłużyć da-
mom, które żądały zajmujących książek do czytania na wsi. Doktor, zwracając się tylko
do pana de Terremondre, ciÄ…gnÄ…Å‚ dalej:
Byłem wykończony. Mówię memu chłopu: Trzeba pozostać w łóżku i o ile moż-
ności leżeć na wznak, aż bandażysta zrobi wam pas podług moich wskazówek. Trzeba
leżeć na wznak, bo inaczej znów uwięznie! Wiecie teraz, jak to smakuje! Nie mówię już
o tym, że któregoś dnia możecie z tego klapnąć. Zrozumieliście? Tak jest, panie dok-
torze! No, dobrze! Idę na óieóiniec umyć się pod studnią. Pojmuje pan, że po tej
czynności musiałem się nieco oczyścić; rozbieram się po pas do naga i przez kwadrans
szoruję się szarym mydłem. Potem ubieram się znów. Wychylam kieliszek wina, któ-
re przyniesiono mi do ogródka. Przyglądam się, jak wstaje szary óień, słucham śpiewu
skowronka i wracam do pokoju chorego. Ciemno w nim zupełnie. Wołam w kierunku
łóżka: Hę? Zrozumiano? Leżeć nieruchomo, aż przyniosą nowy pas. Ten, który macie,
anat e an e W cieniu wiązów 40
nic nie wart. Słyszycie? Nikt nie odpowiada. Zpicie? Wtem słyszę za sobą głos starej:
Panie doktorze, nie ma go już w domu, pilno mu było iść do winnicy .
Poznaję po tym naszych chłopów rzekł pan de Terremondre.
Zamyślił się i dodał:
Panie doktorze, Paulina Giry ma teraz czteróieści óiewięć lat. Debiutowała w 1876
roku w Wodewilu; miała wtedy dwaóieścia dwa lata. Jestem tego pewny.
W takim razie miałaby teraz lat czteróieści trzy, bo mamy rok 1897.
To niemożliwe rzekł pan de Terremondre ma najmniej sześć lat więcej niż
Róża Max, która z pewnością przekroczyła czteróiestkę.
Róża Max! Nie przeczę, ale mimo to jest to jeszcze piękna kobieta powieóiał
doktor.
Ziewnął, przeciągnął się i dodał:
Powróciwszy od chorego o szóstej rano, zastaję w swoim przedpokoju dwóch pie-
karczyków, którzy oznajmiają mi, że gospodyni ich, piekarka z ulicy des Tintelleries,
właśnie ma roóić.
Ale rzeki pan de Terremondre czyż aż dwóch piekarczyków trzeba było,
żeby to panu powieóieć?
Przysłano ich po kolei odrzekł doktor. Pytam ich, czy wystąpiły już cha-
rakterystyczne objawy. Nie odpowiadają, a wtem nadjeżdża trzeci piekarczyk na wózku
swego pana. Wsiadam, sadowię się obok niego. Skręcamy i oto pęóę po bruku ulicy des
Tintelleries.
Przypomniałem sobie zawołał pan de Terremondre Giry debiutowała w Wo-
dewilu w 69 r., a w 76 mój kuzyn Courtrai znał ją& i często u niej bywał.
Czy mówi pan o Jakubie de Courtrai, rotmistrzu dragonów?
Nie, o Agenorze, który umarł w Brazylii& Ma ona syna, który zeszłego roku
skończył Saint-Cyr.
Tak przemawiał pan de Terremondre, kiedy pan Bergeret, profesor naówyczajny na
wyóiale humanistycznym, wszedł do sklepu.
Pan Bergeret był jednym z trzech kandydatów do krzeseł akademickich firmy Paillot
i najwytrwalszym jej gościem. Przyjacielską ręką przerzucał tam stare i nowe utwory,
a chociaż nie kupił nigdy żadnej książki, z obawy, by nie podrapała go żona lub cór-
ki, był zawsze życzliwie przyjmowany przez pana Paillot, który wysoce go szanował jako
rezerwuar i destylator tego kunsztu literackiego, z którego żyją i bogacą się księgarze.
Ten kąt starych ksiąg był jedynym miejscem w mieście, w którym pan Bergeret przeby-
wać mógł z zupełnym zadowoleniem. W domu pani Bergeret przepęóała go z pokoju
do pokoju dla różnych powodów gospodarskich; w uniwersytecie óiekan, który go nie
znosił, wyznaczył mu na wykład ciemną i niezdrową piwnicę, dokąd niewielu schoóiło
studentów, a w trzech ośrodkach towarzyskich miasta krzywo patrzono na niego za to,
że nazwał Joannę d'Arc maskotą żołnierską.
Pan Bergeret wsunÄ…Å‚ siÄ™ do kÄ…ta starych ksiÄ…g.
òieÅ„ dobry panom. Co nowego?
Tylko óiecko piekarki z ulicy des Tinteileries rzekł doktor. Sprowaói-
łem je na świat przed dwuóiestu minutami. Miałem właśnie opowieóieć to panu de
Terremondre. I mogę dodać, że nie poszło to bez trudu.
To óiecię rzekł profesor wahało się, czy się naroóić, czy nie. Nigdy nie
zgoóiłoby się na to, gdyby było obdarzone rozumem i zdolnością przewidywania i wie-
óiało o losie człowieka na ziemi, a w szczególności w naszym mieście.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]