do ÂściÂągnięcia ^ pdf ^ ebook ^ pobieranie ^ download
Podstrony
- Strona startowa
- King.William. .Przygody.Gotreka.i.Felixa.03. .ZabĂłjca demonĂłw
- Jackson Brenda Delaney's desert sheikh
- Boge Anne Lise Grzech pierworodny 14 Powrót syna
- Milburne Melanie Zamek w Prowansji
- Beagle, Peter S The Folk of the Air
- Delinsky_ Barbara_Marzenia_sie_spelniaja_03_T125
- Hans Fallada Kaśźd y umiera w samotnośÂ›ci
- Mortimer Carole Noc cudów
- Anne Rice Kroniki Wampirze 4 OpowiećąĂ˘Â€ĹźÄ‚„‥ o zćąĂ˘Â€Âšodzieju ciaćąĂ˘Â€Âš tom 1
- H Warner Munn Merlin's Ring
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- wblaskucienia.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wyszorowałam spody wszystkich garnków, wytarłam kurz w bawialni, wymyłam okno w
wejściowych drzwiach, uporządkowałam swoje biurko i starannie położyłam moje cieknące
wieczne pióro na stertę zeszytów klasowych studentek męża. Następnie wypolerowałam
meble w jadalni, umyłam klawisze pianina i wypróżniłam wszystkie popielniczki na całym
parterze. Umyłam też zegary i ekran telewizora. Wsunęłam laski męża do specjalnego
pojemnika w hallu. Wymiotłam obydwie werandy, wzięłam wilgotną ścierkę i przetarłam
meble ogrodowe. Zadzwoniłam do sklepu i zamówiłam dwie kaczki na sobotnią kolację i dwa
tuziny kaczanów świeżej kukurydzy. Następnie wzięłam prysznic, zeszłam na dół i zabrałam
się do gotowania kolacji. Zawiadomiłam męża, że w sobotę będziemy mieli pieczoną kaczkę
na kolację. Zrazu twarz rozjaśniła mu się, ale po chwili zachmurzył się i zauważył, że nie
wszyscy ludzie są amatorami kaczek i że byłoby może lepiej, żebym zrobiła jakąś pieczeń.
W sobotę rano zbudziłam się z zaciśniętymi pięściami i szczękami i wstając
przyrzekłam sobie solennie, że przez cały dzień nie powiem ani jednego zbytecznego słowa,
że będę urocza, uśmiechnięta i opanowana, opanowana, opanowana. Ubierając się nuciłam
francuską piosneczkę, ale trochę zbyt gwałtownie odciągnęłam roletę, co obudziło mojego
biednego męża. Ostatni sobotni poranek przed rozpoczęciem szkoły, długi wolny weekend,
pożegnanie lata, więc oczywiście lało jak z cebra. Laurie miał po południu grać w baseball,
Jannie umówiła się ze swoją, przyjaciółką Carole, żeby pójść do wypożyczalni książek, gdzie
bibliotekarka pozwalała im pomagać przy wydawaniu książek, tyle że wymagała, żeby miały
czyste ręce. Sally była zaproszona do piaskownicy naszych sąsiadów. Barry'ego zamierzałam
posadzić na rower i puścić samopas przed dom. Laurie miał, jak zawsze w sobotę przed
południem, lekcję gry na trąbie, co oznaczało, że musiałam jego i jego trąbę zawiezć do
miasteczka i potem po niego powrócić. Przez chwilę zastanawiałam się, czy zostawiłam
firanki z gościnnego pokoju na podwórku, gdzie wywiesiłam je, żeby wyschły. Obawy moje
okazały się słuszne.
- Sobota? - dowiadywał się sennie mój mąż.
- Sobota - potwierdziłam nie trwoniąc słów. - Pada deszcz.
- Sylwia dziś przyjeżdża.
Kopnęłam mu ranne pantofle głęboko pod łóżko i wyszłam z sypialni. Kiedy mijałam
pokój Barry'ego, mój najmłodszy przyłączył się do mnie. Widać zorientował się, że pada, bo
pod pachą trzymał niedzwiadka Dikidiki. Sally wywalcowała ze swojego pokoju śpiewając
piosenkę o trzech olbrzymach, która nigdy dotąd nie wydawała mi się taka paskudna. Panie
miały zjawić się około drugiej. Salły i Barry wymyli, jak się okazało, pędzle po farbie w
świeżo przeze mnie wyszorowanej łazience.
Barry zaczął robić plany.
- Dikidiki ma dzisiaj urodziny - oświadczył. - Robimy dla niego przyjęcie i zapraszamy
wszystkie niedzwiadki, i wszystkie króliczki, i wszystkie lalki.
- I mamcia upiecze mu torcik urodzinowy - ucieszyła się Sally. - I zrobimy paczuszki z
prezentami i mamcia zrobi nam lemoniadę, wyjmiemy serwis dla lalek i będziemy jedli torcik
i cukierki.
Nie tracąc niepotrzebnie słów nalałam sobie mocnej kawy i kazałam Barry'emu zbudzić
brata, a Sally zbudzić siostrę, następnie wypuściłam psa na dwór i wpuściłam do domu koty.
Pozbierałam z ganku mokre gazety poranne i nie odpowiedziałam, kiedy mąż zszedł na dół,
przeciągnął się i zauważył, że oczywiście musi jak na złość akurat dzisiaj padać. Nie
odezwałam się też, kiedy wpadł do kuchni wściekły Laurie i wskazał palcem na ociekające
szyby. Zamknęłam oczy i odliczyłam do dziesięciu, kiedy Jannie krzyknęła ze schodów, że
podczas weekendu zawsze leje, że jest to straszne i że wszystkie jej plany wzięły w łeb. Mąż
opowiedział Barry'emu i Sally o tym, że odwiedzi nas niebawem bardzo sympatyczna pani, i
dodał, że jeżeli będą grzeczni przez cały weekend, to w poniedziałek każde z nich dostanie
prezent. Nie tylko dzieci, ale niedzwiadek Dikidiki także. Zjawiła się Jannie ze stertą książek
pod pachą i oświadczyła ponurym tonem, że ona zawsze ma takie pieskie szczęście, ale to
zawsze. Mąż podszedł do okna, a potem zwrócił się do mnie.
- Czy myślisz, że będzie tak padało przez cały weekend? - zapytał.
- Tak.
Po śniadaniu Sally i Barry poszli na górę, żeby wyczesać niedzwiadka Dikidiki i
[ Pobierz całość w formacie PDF ]