do ÂściÂągnięcia ^ pdf ^ ebook ^ pobieranie ^ download
Podstrony
- Strona startowa
- GRD0912.Lovelace_Merline_Bukiet_na_walentynki
- H Warner Munn Merlin's Ring
- Błażejewski, Michał J.R.R. Tolkien, Powiernik Pieśni
- IMO Standard Marine Communication Phrases (2002)
- Arct Bohdan Cena śźycia
- Crystal Rose I'll Be Your Drill Soldier
- Amoruso Elisa Dzien dobry, kochanie
- DUBLIN 4 by Maeve Binchy
- Alex_Joe_ _Smierc_mowi_w_moim_imieniu
- Zelazny, Roger My Name is Legion
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- listy-do-eda.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Zarazem staraliśmy się pilnować, żebyśmy sami nie zostali czyjąś przekąską. Kiedyś przepłynąłem
przez tunel z jaskrawożółtego koralowca i po drugiej stronie czekała na mnie bardzo duża i głodna
ryba. Mimo że migiem rzuciłem się do ucieczki, na pewno by mnie złapała, gdyby nie pojawienie się
jeszcze większego stworzenia, które przepłoszyło napastnika. Choć stwór, który mnie uratował,
mignął mi tylko przed oczami, zdawało mi się, że ma ogon ryby i tors mężczyzny.
Przez sześć dni i pięć nocy utrzymywaliśmy kurs na północ. Często po zmroku blade światło
rosnącego półksiężyca tańczyło na falach. Nie byłem jednak w nastroju, by delektować się jego
pięknem. Zamiast niego widziałem twarz osoby, którą mogłem utracić na zawsze. Zostały niecałe trzy
tygodnie.
W końcu nadeszła chwila, kiedy Rhia skręciła gwałtownie ku wybrzeżu. Poprowadziła nas do małej
delty, gdzie strumień słodkiej wody wylewał się do morza. Ze słonym smakiem otaczających mnie
wód mieszała się czystość stopionego śniegu, frywolność wydr i niezachwiana trwałość zagajnika
prastarych świerków. Popłynęliśmy w górę strumienia tak daleko, jak się dało. Potem
skoncentrowałem się i powtórzyłem zaklęcie, którego nauczyła mnie Cwen.
Nagle stałem po kolana w rwącym strumieniu, trzymając w jednej dłoni laskę, a w drugiej rękę Rhii.
Nieco dalej w dół strumienia Bambulo rzucił się na błotnisty brzeg, odkasłując i krztusząc się. Chyba
zapomniał, że ludziom ciężko się oddycha z głową pod wodą.
Kiedy Bambulo dochodził do siebie, Rhia i ja strząsnęliśmy wodę z naszych ubrań i z siebie. Rhia
powiedziała, że jej zdaniem strumień płynie z samego Jeziora Twarzy. Niedługo potem całą naszą
trójką wędrowaliśmy wzdłuż kamienistego brzegu, wspinając się po stoku.
Splątany las porastających brzeg olch i brzóz utrudniał marsz. Za każdym razem, kiedy Bambulo
chciał się oswobodzić z gałęzi, które łapały go za płaszcz, wilgotne dzwoneczki pobrzękiwały.
W pewnej chwili zatrzymałem się, dysząc ciężko od wspinaczki. W oko wpadł mi rosnący między
korzeniami brzozy grzyb z kosmatym kapeluszem i wyciÄ…gnÄ…Å‚em go z ziemi.
- Może to dziwnie zabrzmi - powiedziałem, odgryzając kęs - ale będę tęsknić za tymi małymi białymi
robakami.
Rhia otarła czoło i wyszczerzyła do mnie zęby. Zerwała grzyb dla siebie.
- Może znajdziesz więcej robaków w Jeziorze Twarzy.
- Skąd się wzięła ta nazwa? Wiesz?
Przeżuwała zamyślona.
- Niektórzy twierdzą, że od kształtu jeziora, które przypomina twarz mężczyzny. Inni, że od mocy
wody.
- Jakiej mocy?
- Legenda mówi, że jeżeli zajrzysz do jeziora, to uświadomisz sobie ważną prawdę o życiu. Nawet
jeżeli wolałbyś nie znać tej prawdy.
XVII
WIZANIE
Szliśmy dalej po kamienistym brzegu, który wznosił się wśród olch. Choć potykaliśmy się o korzenie,
a ciernie rozrywały nam ubrania, nie zwalnialiśmy tempa. Po kilku godzinach i wielu zadrapaniach na
goleniach koryto zaprowadziło nas do wąskiej doliny otoczonej stromymi zalesionymi wzgórzami.
Omiotła nas intensywna woń sosen. Między drzewami w póznopopołudniowym słońcu lśniły
wystające z ziemi kawałki białego kwarcu.
W dolinie panowała jednak dziwna cisza. Nie śpiewały ptaki, nie popiskiwały wiewiórki, nie
bzyczały pszczoły. Nasłuchiwałem uważnie, licząc, że wychwycę ruch jakiegoś żywego stworzenia.
Rhia, jakby czytając w moich myślach, pokiwała znacząco głową.
- Zwierzęta i ptaki trzymają się z dala od tej doliny. Nikt nie wie dlaczego.
- Są mądrzejsze od ludzi - zauważył Bambulo, którego dzwoneczki nadal ociekały wodą.
Przyglądałem się, jak Rhia zmierza ku brzegowi jeziora na środku doliny. Jezioro, o prawie czarnej
wodzie, było tak nieruchome, że nawet jedna zmarszczka nie mąciła jego powierzchni. Rzeczywiście,
gdy patrzyło się pod pewnym kątem, jego kontury przypominały profil twarzy mężczyzny, któremu
wystawała zadziorna, mocno zarysowana szczęka - taka jak u mojego ojca. Na wspomnienie o nim
zesztywniałem. %7łałowałem, że jego charakter nie dorównywał wyglądowi. %7łe nie był na tyle silny,
by postawić się Rhicie Gawrowi, kiedy miał
okazję. %7łe nie był na tyle silny, by pomóc swojej żonie, Elen, kiedy go potrzebowała.
Z zamyślenia wyrwał mnie jakiś wrzask.
Rhia stała na brzegu jeziora i wpatrywała się w mroczną wodę. Trzymała dłonie przed sobą w geście
obronnym, a plecy odchyliła ze strachu. Jeżeli przestraszyło ją coś w jeziorze, to dlaczego się nie
odsunęła ani nie uciekła? Wpatrywała się w wodę jak zahipnotyzowana.
Pobiegłem do niej. Bambulo ruszył za mną, potykając się na zmianę o swój podarty płaszcz i
plątaninę pnączy porastających brzeg. Kiedy znalazłem się przy Rhii, odwróciła się.
Jej cera, zazwyczaj rumiana, była śmiertelnie blada. Na mój widok wstrzymała oddech, jakby nagle
się przestraszyła. Potem zadrżała i złapała mnie za rękę, żeby się nie przewrócić.
Zaparłem się nogami o ziemię, by utrzymać jej ciężar.
- Wszystko w porzÄ…dku?
- Nie - odparła słabym głosem.
- Zobaczyłaś coś w jeziorze?
- T-tak. - Jeszcze raz się otrząsnęła i puściła moją rękę. - Lepiej tam nie zaglądajcie.
- Zgoda - oznajmił Bambulo, zerkając nerwowo na mroczną wodę. - Chodzmy.
- Zaczekajcie.
Podszedłem na skraj jeziora. Kiedy zajrzałem do nieruchomej wody, zobaczyłem własne odbicie,
przez chwilę tak wyrazne, jakby z jeziora spoglądał na mnie mój brat blizniak. Zastanowiło mnie, co
mogło być przerażającego w tak idealnym odbiciu?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]