do ÂściÂągnięcia ^ pdf ^ ebook ^ pobieranie ^ download
Podstrony
- Strona startowa
- Fiedler Arkady DziÄkujÄ Ci, Kapitanie
- Nicola Cornick Odzyskana narzeczona
- Glen Cook The Tyranny of the Night
- Cities in Flight James Blish
- Harrison Harry Stalowy Szczur 2 Zemsta Stalowego Szczura
- Kaitlyn O'Connor [Beastmen of Ator 01] Alien Abduction (pdf)
- Ahern, Jerry Krucjata9 PśÂonć ca Ziemia
- Pullman Philip Dobry czśÂowiek Jezus i śÂotr Chrystus
- Gorski Artur swiadek smierci lustra
- Amy Meredith 2 Polowanie
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- charloteee.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Lewis, co...
Więcej nie zdążyła powiedzieć, bo wycisnął na jej
ustach pocałunek. Ogarnęło ją rozkoszne ciepło i ekscy
tujące mrowienie. Język Lewisa wdarł się bezlitośnie do
jej ust i uniemożliwił protesty. Doznania były coraz inten
sywniejsze, pocałunek coraz bardziej namiętny.
Na chwilę otrzezwiała, gdy Lewis nagle ją puścił. Zorien
towała się, że zdejmuje resztę ubrania. Gra światła i cieni na
jego muskularnym ciele była wspaniała. Przyglądała się
zafascynowana temu widowisku i nie mogła oderwać oczu.
- Lewis - szepnęła - czy to jest naprawdę konieczne?
Jego cień pochylił się i przez chwilę przypominał
kształtem sokoła. Znów złączyli się w pocałunku.
- Tak, moja droga Caro. To jest absolutnie koniecz
ne. - Głos Lewisa miał ochrypłe brzmienie. - Tymczasem
powiem ci jeszcze wszystko, co powinnaś wiedzieć. Zare
zerwowałem termin w kościele na sobotę rano, czyli na
pojutrze. W każdym razie sprzeciwów nie przyjmuję. Na
ślub mam specjalną licencję. A jeśli wciąż myślisz, że cię
nie kocham...
Caroline szeroko otworzyła oczy.
- Kochasz mnie? Nie wiedziałam...
- Czy ty jesteś całkiem szalona? - Przez chwilę wyda
wało się, że Lewis znowu wpada w złość. - Jak bardzo
oczywiste to musi być?
Caroline nie odpowiedziała, bo pocałował ją znowu.
Czuła pod palcami jego ciepłe ciało, bardzo intrygujące,
miała bowiem wrażenie, że jest zarazem twarde i miękkie.
Pogłaskała go po torsie i usłyszała westchnienie. Lewis
ułożył się obok niej na pryczy.
- Myślałam, że ożeniłeś się ze swoją łajbą - powie
działa w końcu i spojrzała w jego niebieskie oczy, do któ
rych miała teraz tak blisko. - O ile pamiętam, była dzielna
i gotowa na każde ryzyko, byle tylko wyjść zwycięsko
z próby.
- Taka była. I dlatego przysiągłem, że się nie ożenię,
póki nie znajdę kobiety, która jej dorówna.
Levis zsunął z Caroline okrywający ją płaszcz i do
tknął koronek koszuli. Wstrzymała oddech, a on zręcznie
zaczął rozwiązywać tasiemki.
- Protestuję, Lewis. Robiłeś to wcześniej.
Roześmiał się.
- Co? Czyżbyś uważała mnie za hulakę? Zasadnicza
panna Whiston nigdy nie zawrze rozejmu z hulakami.
Pochylił się nad jej piersią i Caroline wydała cichy
okrzyk, a zaraz potem podsunęła do pieszczot drugą.
Ogarniały ją zupełnie nowe doznania, gwałtowne i obez
władniające.
- Surowa panna Whiston - głos Lewisa był bardzo
schrypnięty, a jego dłonie poznawały jej nagie ciało - nig
dy nie pozwoliłaby sobie na takie niestosowne zachowa
nie. - Zsunął jej koszulę. - Bez wątpienia byłaby przera
żona samą myślą o takim niewłaściwym zachowaniu. -
Okrył pocałunkami jej szyję, a gdy dotarł aż do piersi, Ca-
roline mogła już myśleć tylko o pragnieniu, które się
w niej obudziło.
- Czy wiesz, jak bardzo czekałem na to, aż odnajdę
moją uroczą Caro? - spytał cicho. - Wiedziałem, że ona
po prostu się ukryła, ale skoro nareszcie jest, to nigdy wię
cej nie pozwolę jej odejść.
- Lewis - Caroline nie bardzo mogła się skupić, ale
miała jeszcze ważną sprawę do załatwienia - czy powie
działam ci już, że cię kocham?
Zobaczyła w jego oczach błysk triumfu.
- Kochana Caro.
Objęła go z całej siły. Przyjemnie było dotykać jego
pleców i przyciągać go do siebie. Gdy znowu spletli się
w pocałunku, zdawało jej się, że pragnienie za chwilę ją
spali.
- Lewis, proszę.
- Och, panno Whiston. - Niby spoglądał na nią kpią
co, ale w jego spojrzeniu tlił się żar. - Przyjemności nie
należy zanadto przyśpieszać.
- Pózniej - szepnęła Caroline, prężąc nagie ciało. -
Pózniej możesz się nie śpieszyć.
Usłyszała jeszcze jego śmiech i była to ostatnia świa
doma myśl, zanim porwał ją wir doznań. Nie myślała
już o konwenansach ani o stosownym zachowaniu. Su
rowa panna Whiston bezpowrotnie odeszła w zapom
nienie.
W chacie było zimno, więc Caroline wtuliła się mocniej
w ciepłe, męskie ciało. Lewis poruszył się nieznacznie
i przygarnął ją do siebie, tak że policzkiem dotknęła wgłę
bienia przy jego obojczyku.
- Lewis, mówisz, że pojutrze mamy się pobrać?
- Jutro. Już minęła północ - odparł sennie.
- Ale jeszcze nie przyjęłam twoich oświadczyn. - Ry
sowała mu palcami jakiś wzorek na torsie. Gdy pochyliła
się nad jego twarzą, zobaczyła uśmiechnięte usta.
- No, nie. Czy to znaczy, że ich nie przyjmiesz, tylko
uciekniesz?
- Mogłabym...
- A ja sprowadziłbym cię z powrotem i powiedział
każdemu, kto ośmieliłby się mieć coś przeciwko temu, że
chciałaś ukraść rodzinne srebra.
Wargi Caroline znalazły się tuż nad jego ustami.
- A są jakieś srebra? - spytała szeptem.
- Uhm. - Lewis z wysiłkiem się poruszył. - Na pewno
znalazłbym coś, czym mógłbym poprzeć takie oskarżenie.
Leniwie wyciągnął rękę i ułożył Caroline obok siebie.
Potem przesunął palcem po wewnętrznej stronie ramienia,
i przy okazji musnął pierś. Caroline zadrżała.
- Czy sądzisz, że będzie ci ze mną dobrze w małżeń
stwie, Caro?
- Znośnie. - Westchnęła, bo dłoń Lewisa zabłądziła na
ej brzuch. - Naturalnie będziesz musiał zachowywać się
rozsądnie.
- Nie mam zamiaru, zapewniam cię. Czy to jest roz-
sądne? - Delikatnie pocałował ją w kącik ust. - A to? -
Równie delikatnie pogłaskał ją po piersi.
- Lewis?
- Tak, Caro? - Nie przerwał czułych pieszczot.
- To nie jest stosowne tak szybko robić drugi raz to,
co zrobiłeś przedtem.
Lewis pochylił się nad nią.
- Dokładnie pamiętam, że sama tego chciałaś. Powie
działaś, że ma być wolniej.
Caroline uznała, że nie ma sensu wysilać umysłu. Zre
sztą nie było to potrzebne. A gdy Lewis zaczął znów ją
całować, tym razem zupełnie bez pośpiechu, zdążyła po
myśleć jeszcze, że może już nigdy nie będzie musiała być
surowa i zasadnicza.
- Caroline, moja dzielna i piękna - szepnął Lewis po
między pocałunkami. - Moja nieustraszona Caro, wyma
rzona towarzyszko. Zdaje mi się, że w końcu trafiła kosa
na kamień.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]