do ÂściÂągnięcia ^ pdf ^ ebook ^ pobieranie ^ download
Podstrony
- Strona startowa
- 00000054 Gomulicki Wspomnienia niebieskiego mundurka
- Caldwell Erskine Jenny
- 403. Crosby Susan Pokusa
- Clifford D. Simak Over the River & Other Stories.
- Der Hexer 16 Die Prophezeiung
- Crespy Michel śÂowcy gśÂów
- Izabela Litwin, Joanna Carignan Zanim wyjdziemy na ulicćÂ
- Christie Agatha Przeznaczenie
- Dziennik zakochanej nastolatki Baccalario Pierdomenico, Peruzzi Elena
- Jennifer Roberson Sword Dancer 4 Sword Breaker
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- fashiongirl.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wszystkim nieźle w kość.
129
anula - emalutka
Spojrzał na nią z obawą, że uraził ją zbyt kolokwialnym wyrażeniem.
Camilla spojrzała na niego porozumiewawczo.
–
Chyba jestem w stanie to sobie wyobrazić. One naprawdę potrafią dać w
kość.
Napiła się kawy i zapatrzyła w okno. Zapadła niezręczna cisza.
–
Podoba się panu tutaj, Steven?
Poczuł na sobie życzliwe spojrzenie jej niebieskich oczu.
–
Dobrze panu tutaj?
Zamrugał powiekami.
- Całkiem nieźle.
- Jest pan bardzo dobrym studentem. Co ma pan zamiar robić dalej? Myślał pan
już o jakiejś specjalizacji?
Myślał, oczywiście, że myślał. Jego największym marzeniem było wyrwać się
stąd jak najszybciej, skończyć z całą tą donikąd nie prowadzącą farsą, i wyjechać.
Ruszyć w świat i zobaczyć, jak żyją ludzie. Może wstąpić do Korpusu Pokoju,
pojechać do jakiegoś biednego kraju i uczyć dzieci czytać i pisać.
Przez chwilę zastanawiał się nad odpowiedzią. Powiedzenie prawdy oczywiście
nie wchodzi w rachubę. Doktor Pritchard jest za bardzo zaprzyjaźniona z całą jego
rodziną, żeby usłyszeć szczerą odpowiedź.
- Jeszcze nie wiem. Może zacznę studiować socjologię – odparł wymijająco, nie
patrząc jej w oczy.
- Interesuje się pan strukturami społecznymi?
- Coś w tym stylu. Chciałbym się dowiedzieć więcej o specyfice poszczególnych
klas społecznych i o tym, jak dokonuje się rozdział dóbr na świecie.
Chyba za dużo powiedział. Nigdy nikomu nie mówił takich rzeczy w obawie
przed śmiesznością i ewentualnymi trudnymi pytaniami.
Doktor Pritchard wcale się nie roześmiała, i chyba nie zamierzała mu zadawać
trudnych pytań. Uniosła kubek z kawą.
–
Tak właśnie myślałam, po przeczytaniu pana pracy. Ma pan bardzo
interesujące poglądy i sprawnie je wypowiada.
130
anula - emalutka
Sprawiła mu przyjemność, ale nie okazał tego. Chwali go, bo chce go urobić i
namówić do wstąpienia do koła naukowego albo jakiegoś innego nudziarstwa.
Następne słowa doktor Pritchard były jednak tak dziwne, że przez chwilę sądził,
że się przesłyszał.
Patrzył na nią, czując, że krew odpływa mu z twarzy.
- Chyba nie dosłyszałem, przepraszam... Co pani... powiedziała?
- Zapytałam, od jak dawna znasz Zeke'a i Szybkostrzelnego? – powtórzyła
spokojnie.
W dalszym ciągu nie wierzył, że ją zrozumiał. Chyba jednak się przesłyszał...
–
Skąd pani... Jak...
Na jej twarzy ukazał się smutny uśmiech.
–
Nieważne, skąd ani jak. Mam pewne źródła informacji, Steve. Jak rozumiem,
poznałeś ich tego lata, kiedy się tu przeprowadziłeś, tak?
Poczuł się tym bardziej nieswojo, że zaczęła mówić mu po imieniu. Czyżby
traktowała go protekcjonalnie?
- Tak – mruknął. – Któregoś dnia poszedłem na koncert rockowy do parku i
zacząłem z nimi rozmawiać. Tak się poznaliśmy, ale jakim cudem pani o tym wie?
- Czy uważasz, że naprawdę ich znasz? – odpowiedziała pytaniem na pytanie.
Jej spokojne, niebieskie spojrzenie przenikało go do głębi, penetrowało jego
myśli. Udał, że pije kawę.
–
Czy wiesz, że oni obaj weszli w konflikt z prawem? I że Zeke jest na
warunkowym zwolnieniu, bo napadł na staruszkę i brutalnie ją pobił?
Uniósł na nią oczy.
–
Skąd pani to wszystko wie?
–
Już ci przecież powiedziałam, mam swoje źródła informacji.
W jej głosie brzmiał smutek. Steve poczuł, że ogarnia go złość.
- Może te pani źródła się mylą – powiedział, próbując powstrzymać drżenie rąk;
był tak wzburzony, że zapomniał o swojej zwykłej uprzejmości. – Ludzie tacy jak
Zeke i Szybkostrzelny są tacy, jacy są, bo nikt nigdy nie dał im szansy, żeby mogli
131
anula - emalutka
się zmienić. Nikt nigdy nie wyciągnął do nich ręki, wszyscy tylko ich gnębią i z góry
potępiają.
- Doświadczenie mnie uczy, że jeśli wszyscy kogoś gnębią, to jakiś powód
takiego stanu rzeczy musi istnieć.
- Oczywiście! Jakże by inaczej! – zawołał tak głośno, że kilku studentów
odwróciło się od stolików i spojrzało na nich ze zdziwieniem.
Zniżył głos i mówił dalej:
–
Problem polega na tym, że oni nigdy nie mieli prawdziwego domu, zawsze
żyli na ulicy, w nikim nie mieli oparcia. Kiedy ja się tutaj zjawiłem, wszyscy byli dla
mnie bardzo mili i chętni do pomocy, po prostu prześcigali się w życzliwości.
Dlaczego? Bo mam bogatego ojca i wiadomo, że nic mi nie trzeba. Nigdy niczego nie
potrzebowałem, bo i tak wszystko miałem. Ale kiedy pojawi się ktoś taki jak Zeke,
zaraz wszyscy wzywają policję. To najszybszy sposób załatwienia sprawy. Tylko tro-
chę niesprawiedliwy.
Camilla patrzyła na niego bez słowa.
–
Uważasz, że Zeke jest taki, jaki jest – powiedziała w końcu powoli, jakby się
nad czymś zastanawiała – bo nikt nigdy mu nie pomógł? To dobry chłopak, tylko lu-
dzie go nie rozumieją, czy tak?
–
Właśnie. Sądzę, że gdyby dać mu szansę, byłby normalnym, porządnym
chłopakiem. Zachowuje się tak, jak się zachowuje, bo nikt nigdy nie traktował go jak
człowieka.
–
Rozumiem. Niestety, nie mogę przyznać ci racji.
Mówiła to wszystko z denerwującym spokojem. Jej chłód i opanowanie
wyprowadziły go z równowagi.
–
Niech pani posłucha. Nie wiem, skąd zna pani Zeke i wie, jaki on jest, ale
wiem jedno: ktoś taki jak pani nie jest w stanie zrozumieć takich ludzi jak on. To po
prostu niemożliwe.
Spojrzała na niego chłodno.
- Dlaczego?
132
anula - emalutka
- Dlatego... – Urwał i zaczął staranniej dobierać słowa. – Dlatego że nigdy nie
zetknęła się pani ze światem, w jakim on żyje. Nie wie pani, jak to jest, kiedy
wszyscy człowiekiem gardzą i wytykają palcami, bo jest gorszy. Nie ma pani pojęcia,
jak czuje się ktoś bity, poniżany, stale żyjący w strachu i głodzie. Gdyby pani to
wiedziała, nie byłaby pani tak pochopna w osądach.
Camilla lekko uniosła głowę i znowu spojrzała w stronę okna. Miał przed sobą
jej delikatny, piękny profil. Gniew z niego opadł. Poczuł wyrzuty sumienia.
- Pani doktor... – powiedział nieśmiało.
- Tak, Steven, słucham.
- Przepraszam, że się uniosłem.
Zaczerwienił się. Niepotrzebnie narobił sobie kłopotów. Nie trzeba było wdawać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]