do ÂściÂągnięcia ^ pdf ^ ebook ^ pobieranie ^ download
Podstrony
- Strona startowa
- Jerzy Stefan StawiĹski PuĹkownik Kwiatkowski albo dziura w suficie
- (17) Szumski Jerzy Pan Samochodzik i... KindĹźaĹ Hasan beja
- Jerzy KrzysztoĹ ''ObĹÄd''(1)
- Mythical Beasties Isaac Asimov
- Mercedes Lackey & Rosemary Edghill Bedlam's Bard 04 Beyond World's End
- Art of Public Speaking
- Maciszewski Szlachta Polska i jej paśÂstwo
- Tadeusz Boy Zelenski Szkice literackie
- A. Maclean Dziala Nawarony
- JAS Droga w śÂwiaty NadzmysśÂowe Radśźa Joga nowoczesna
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- quentinho.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
śledztwa, z urzędu muszą również starać się o wykrycie i wyświetlenie tego wszystkiego, co
mogłoby być pózniej wykorzystane na rozprawie sądowej jako okoliczności łagodzące.
Kiedy major Krzyżewski przedstawił Władysławowi Baczyńskiemu dowody,
stwierdzające jego bezpośredni udział w obu morderstwach, wbrew wszelkim oczywistym
racjom były kierowca samochodowy nie przyznał się do winy.
- To niczego nie dowodzi - bronił się. - Takich rewolwerów, pochodzących ze Lwowa,
może być dużo. Nie tylko ja należałem w czasie okupacji do organizacji bojowej. Ten, który
schował pistolet w krzakach nad Odrą, mógł być również członkiem jakiejś lwowskiej grupy
konspiracyjnej. I to właśnie on zastrzelił Henryka N. i Stanisława S. Ja nie mam z tym nic
wspólnego. Mój pech polega jedynie na tym, że to ja znalazłem ukrytą broń i zostałem
zatrzymany w momencie, kiedy niosłem ją do komendy milicji.
Tej wersji Baczyński trzymał się wiernie przez kilka następnych przesłuchań, podczas
których major Krzyżewski ani słowem nie wspomniał, że zna jeszcze inne ciemne sprawki
rewolwerowca.
Na kolejnym spotkaniu oficer milicji nagle zadał Baczyńskiemu zaskakujące pytanie;
- Dlaczego usiłowaliście zastrzelić Zenona H., swojego byłego przełożonego z
Polskiego Radia?
Przesłuchiwany długo milczał. Nareszcie zrozumiał, że siedzący naprzeciwko niego
człowiek w mundurze milicyjnym wie o nim o wiele więcej, niż to się Baczyńskiemu
dotychczas zdawało. W tej sytuacji dalsze naiwne zaprzeczanie wszystkiemu i tłumaczenie
wydarzeń przedziwnymi zbiegami okoliczności nie miało sensu. Przestępca postanowił
zmienić taktykę. Może dzięki temu zdoła uratować przynajmniej głowę? Po dobrej chwili
odpowiedział wreszcie:
- Gdybym chciał, zabiłbym go pierwszą kulą. Miałem go przed sobą o cztery kroki. A
jednak nie zrobiłem tego. Psa zastrzeliłem, bo na pewno był wściekły. Mnie znał, a przecież
wiecznie się rzucał. Równie dobrze mógł pogryzć innych ludzi. Parę razy ostrzegałem Zenka,
że to wściekła bestia. Nie słuchał. Sam sobie winien.
Przyznanie się do zastrzelenia psa automatycznie obalało poprzednią wersję o
znalezieniu pistoletu w krzakach przy moście Grunwaldzkim. Baczyński już nie zaprzeczał
oczywistym faktom, choć starał się je usprawiedliwić.
- Dlaczego zastrzeliliście Henryka N.?
- Nie zastrzeliłem jubilera. Pożyczyłem mu kilkaset dolarów. Mało, że Henryk N. nie
chciał oddać długu, to jeszcze groził, że mnie zadenuncjuje milicji. Chcąc wyciągnąć od
złotnika moje pieniądze, zagroziłem mu pistoletem. Wtedy mój dłużnik rzucił się na mnie, aby
odebrać mi broń. W czasie szamotania padły przypadkowe strzały. Zegarka nie zrabowałem,
sam Henryk N, dał mi go jako zastaw za pożyczone dolary.
I to zeznanie, chociaż już znacznie bliższe prawdy od poprzednich wykrętów, było
fałszywe. Pomocnik jubilera stwierdził bez wahań, że w dniu swojej śmierci Henryk N. miał
zegarek na ręku. Wieczorem, w czasie zamykania sklepu, szef sprawdzał na tym zegarku
godzinę.
- A jak to było na Krzykach z tym zabójstwem inżyniera Stanisława S.?
Aresztowany wyjaśniał, że to stało się również przypadkowo. Przedsiębiorca
budowlany był bardzo bogatym człowiekiem. Do swojego majątku doszedł nieuczciwą drogą.
Wyzyskiwał pracujących u niego robotników i oszukiwał instytucje państwowe, na których
zlecenie wykonywał roboty. Należało więc inżyniera Stanisława S. odpowiednio ukarać. On,
Władysław Baczyński, postanowił być wykonawcą wyroku. Miał zamiar otworzyć w nocy
drzwi garażu, wyprowadzić z niego drogi, zagraniczny samochód inżyniera, pojechać tym
wozem nad Odrę i zepchnąć auto z wysokiego brzegu do wody. Nie wiedział, że inżynier
jeszcze nie wrócił. Kiedy on, Baczyński, usiłował otworzyć bramę garażu, nadjechał samochód
i oświetlił go swoimi latarniami. Przedsiębiorca wyskoczył z wozu i rzucił się na obcego,
otwierającego garaż. Znowu, jak poprzednio, w czasie bójki padł strzał. %7ładnej teczki z
pieniędzmi inżynier Stanisław S. nie miał przy sobie. Jeżeli leżała gdzieś w samochodzie, to
on, Baczyński, ani jej nie widział, ani tym bardziej nie zabierał. Te teczkę najprawdopodobniej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]