do ÂściÂągnięcia ^ pdf ^ ebook ^ pobieranie ^ download
Podstrony
- Strona startowa
- informatyka inkscape podstawowa obsluga programu krzysztof ciesla ebook
- Jerzy Stefan StawiĹski PuĹkownik Kwiatkowski albo dziura w suficie
- Kryzys Pieniadza â Krzysztof Hollis
- Alistair MacLean Mroczny KrzyĹźowiec
- (17) Szumski Jerzy Pan Samochodzik i... KindĹźaĹ Hasan beja
- BoruĹ Krzysztof Jasnow
- DIABEĹ PRZYCHODZI NOCÄ_Jerzy Edigey
- Jordan_Penny_Za_bogaty_na_meza_Rod_Parentich_01
- Sarah Ashley CzuśÂe chwile
- Bezwstydna cnota Nora Roberts
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- fashiongirl.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Uderzyłem ją w twarz. Nie zdążyła się osłonić. Upadła na poduszki. Powtarzała jęcząc: o Jezu, nic nie widzę,
o Jezu, nic nie widzę. Zrozumiałem, że zdarzyło jej się pierwszy raz w życiu dostać w twarz, i to tak mocno, i
to właśnie ode mnie. Przestała jęczeć, ale wciąż trzymała się za głowę, a potem ostrożnie obmacywała
podpuchnięty policzek. Przychwyciłem jej załzawione spojrzenie, pełne oszołomienia.
- Mogłeś... mnie... zabić - wykrztusiła.
- Nie ma obawy. To ci dobrze zrobi. Od jutra nie wono ci ruszyć się na krok bez mojego zezwolenia. Będę cię
odprowadzał i przyprowadzał ze szkoły. Nie wytrzeszczaj oczu. To co, że masz siedemnaście lat? Tak samo
do miasta będziesz chodzić pod opieką matki albo moją.
- Tatusiu, ja się boję.
- Czego?
- Ciebie się boję - wyszeptała naciągając kołdrę pod brodę jak mała dziewczynka ogarnięta strachem.
- To dobrze - uśmiechnąłem się. - To już Biblia zaleca. Ojciec to grozne słowo.
- Ale ja nigdy...
- Właśnie. To był mój błąd wychowawczy, że nigdy się mnie nie bałaś. Od jutra jesteś pod moją ścisłą
kuratelą. Pamiętaj. To wszystko na razie. Nie mam więcej czasu. A teraz śpij dobrze. Gaszę światło.
Dobranoc.
Wróciłem do swojego pokoju. %7łona ścieliła mi tapczan. Było to całkiem zbyteczne. Nie potrzebowałem snu.
Nie ma czasu do stracenia. Trzeba działać, a nie spać. Tymczasem ona od razu z namową: połóż się, jesteś
zmęczony. Wcale nie jestem. Góry mógłbym przenosić, a ty mi opowiadasz, że jestem zmęczony. Przecież
trzeba spać, mówi, sen ci dobrze zrobi. I namawia mnie, jakby nie słyszała moich słów. Gdyby każdy był tak
naładowany energią jak ja, świat doznałby oszałamiającego przyspieszenia i z sekundy na sekundę zmieniał
się na lepsze, Amazonki zaczęłyby nawadniać Sahary, pszenice wykwitłyby na piaskach. A ona mnie posyła
do łóżka! Mnie, człowieka, którego mózg może przekształcić świat. I dlatego nigdy nie zaśnie. W jego przez
Jerzy Krzysztoń ''Obłęd'' 1980 r. strona 132 z 142
ewolucję wykształconych zwojach kryje się moc, przy której blednie potęga i chwała.
Oto on. Oto mój mózg. Pracuje na wszystkich częstotliwościach, uruchamia wszystkie zakresy, rejestry i
kody, z szybkością laserowego promienia śle impulsy, które trafiają w czaszki polityków, ekonomistów,
strategów. Prześwietlają je na wylot i przecinają te gordyjskie węzły, których tyle się naplątało w ich
przeciążonych, duszących się mózgach. Dają im powietrze i świeżą krew. Nowe idee. Pomysły. Inicjatywy.
Obracają każdą ich myśl na pożytek człowieka. I stało się!... Na wszystkich częstotliwościach, na całej
rozciągłości MHz odezwały się hymny narodowe, najpierw wielkich mocarstw, potem God Save The King,
Marsylianka, stałem wyprężony, przejęty dreszczem i dumą, oto dostojne tony Vande Mataram, Indie się
przyłączyły!, cała Azja, afrykańskie tam-tamy!, hymn Brazylii, Ekwadoru, Hondurasu, wielu nie
rozpoznawałem, po rodzaju muzyki mogłem się domyślać, z jakich to stron świata, przebijały gdzieś z
bardzo daleka tony niezwykłego instrumentu, przypominającego mrdangam, pomyślałem, że to któryś z
mędrców Dalekiego Wschodu przesyła mi hołdy, odezwały się dzwony Wiecznego Miasta, dzwięk z
niedołężnych głębin spiżu, ale wciąż czekałem na pieśń, która powinna zwieńczyć te wszystkie hymny
narodowe. Grano je na moją cześć. Rzecz niespodziewana, bo któż by się tego spodziewał? I choć wrażenie
było ogromne, nie rozczuliłem się. Nie było we mnie cienia próżności. Duma szła w cuglach zdrowego
rozsądku. Nie jestem niczyim władcą, tylko służebnikiem narodów. Nikt mi nie zarzuci, że wiem lepiej od
nich, czego one chcą. Ale znam ich złą miarę i znam ich miarę dobrą. Wiadomo, co będę popierał i ku czemu
skłaniał, a co będę tępił i czego zabraniał jako Secret Agent of Good Will, Tajny Agent Dobrej Woli (SAGW
alias TADW). Nie wolno mi tego uczynić, ale wolałbym grać w otwarte karty. Teraz kiedy zostałem uznany
przez rządy świata. Zresztą z tym uznaniem, choć nadal grają hymny, rzecz jest problematyczna. Każdy
będzie się starał wywrzeć na mnie swój wpływ, nakłonić do swoich zamiarów i interesów. Moja niezależność
stanie się zewsząd zagrożona. Obronić ją to mój główny obowiązek. Inaczej zasupłam się, uwikłam, spętam i
sam dla siebie stryczek ukręcę.
Jestem ponadnarodowy. Nawet mój własny naród będzie musiał to zrozumieć. Mój własny naród, który nie
odezwał się i nie uznał mnie do tej pory, choć zdążyły to zrobić nawet Ekwador i Honduras, ale wiadomo
przecież, że najtrudniej zdobyć uznanie wśród swoich. Doleciał hymn Sarawaku. I tam wieść o mnie dotarła.
Cóż mogę obwieścić w tak podniosłej chwili? Powiem prosto. Zrobię, co do mnie należy. To straszna robota.
Kto chce, niech nazwie ją misją. Będę ją spełniał do ostatniego tchu. W imię solidarności ludów. A na boku
oświadczam, nie do protokołu - co z tego wyniknie, diabli wiedzą, tak zabagniliście ten świat!
I wtem słyszę tę pieśń, na którą czekałem. Teraz już jestem spokojny. Oto powstałem wraz z wyklętym ludem
ziemi, wraz z tymi, których gnębi głód. Trzymam głowę podniesioną, a pięści zaciśnięte. Ja, z
Międzynarodówki Mózgów. Uratuję Błękitną Planetę. Sprowadzę urodzaj dla ciała i ducha. Niech kwitnie
życie... - Stoisz jak słup! Stoisz jak słup! Krzysztof! Krzysztof! - To ona woła piskliwie i niepotrzebnie. - Cicho,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]