do ÂściÂągnięcia ^ pdf ^ ebook ^ pobieranie ^ download
Podstrony
- Strona startowa
- informatyka inkscape podstawowa obsluga programu krzysztof ciesla ebook
- King Stephen Mroczna wieĹźa 1 Roland
- 07 Mroczny sen Christine Feehan
- Canham Marsha Mroczna strona raju
- King Stephen Mroczna wieza I
- Kryzys Pieniadza – Krzysztof Hollis
- Boruń Krzysztof Jasnow
- Jerzy Krzysztoń ''Obłęd''(1)
- A. Maclean Dziala Nawarony
- Julie Kenner The Cat's Fancy
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- listy-do-eda.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
linia telefoniczna do wartowni jest zerwana. Zostawiam was pod opieką Hanga. Nie próbujcie tylko czasem
jakichś sztuczek. Jeśli sądzicie, że jeden człowiek, nawet uzbrojony w pistolet maszynowy, nie zapanuje nad
dziewięcioma mężczyznami w małym pomieszczeniu, to łatwo możecie się przekonać, dlaczego Hang jako
starszy sierżant dowodził batalionem strzelców w Korei. - Rozdziawił usta w ponurym uśmiechu. - Nie
muszę chyba tłumaczyć, po czyjej stronie walczył.
Co rzekłszy, zniknął wraz z drugim Chińczykiem. Wymieniłem spojrzenia z Marie. Twarz miała
zmęczoną, smutną, a nikły uśmieszek, którym mnie obdarzyła, był czysto machinalny. Wszyscy inni patrzyli
na strażnika, który z kolei nie patrzył na nikogo.
Farley odchrzÄ…knÄ…Å‚.
- A może byśmy się tak na niego rzucili, Bentall? - odezwał się swobodnie. - Z dwóch stron?
- Sam się pan na niego rzucaj - odburknąłem. Ja nawet nie kiwnę małym palcem.
- Do diabła, człowieku, kto wie czy to nie nasza ostatnia szansa! - W jego głowie brzmiała desperacja.
- Ostatnią szansę już pogrzebaliśmy. Pańska odwaga jest godna podziwu, Farley, czego nie da się
powiedzieć o pańskiej inteligencji. Niech pan nie będzie idiotą.
- Ale...
- Słyszał pan, co mówił Bentall? - odezwał się strażnik po angielsku, z silnym akcentem amerykańskim.
Nie bÄ…dz pan idiotÄ….
Farley opadł jak przekłuty balon; cała buta i determinacja opuściły go w jednej chwili, gdy uświadomił
sobie naiwność swego przypuszczenia, że strażnik nie włada innym językiem niż ojczysty.
- Usiądzcie na podłodze i skrzyżujcie nogi ciągnął strażnik. - Tak będzie bezpieczniej... dla was. Nie chcę
nikogo zastrzelić. - Przerwał, a po namyśle dorzucił: - Z wyjątkiem Bentalla. Dziś w nocy zabiłeś dwóch
członków mojego klanu, Bentall.
Z braku stosownego komentarza, puściłem to mimo uszu.
- Kto chce, może palić - rzekł Chińczyk. Rozmawiać też możecie, byle głośno.
Nikt się jakoś nie kwapił, żeby skorzystać z pozwolenia. Są sytuacje, w których trudno o jakiś miły temat
do rozmowy, a to właśnie była jedna z nich. Ja zaś nie miałem ochoty na pogawędki także dlatego, że
chciałem wreszcie pomyśleć w spokoju, choć podobno myślenie niewprawnym szkodzi. Próbowałem dociec,
jak to się stało, że Hewell i spółka tak szybko przebili się przez tunel. Wiedziałem, że mieli zaatakować o
świcie, a tymczasem nastąpiło to o kilka godzin wcześniej. Czyżby sprawdzili, że nie ma nas w łóżkach?
Możliwe, ale mało prawdopodobne. Gdy do nas zajrzeli po pożarze, nie wykazywali cienia podejrzliwości. A
może znalezli w kopalni martwych strażników? To już bardziej prawdopodobne, choć i tak za dużo w tym
elementu przypadku.
Przypuszczam, że pod ciężarem goryczy i smutku powinienem się zgiąć do samej ziemi, o dziwo jednak
nawet o tym nie myślałem. Przegraliśmy tę grę i kropka; a może tylko przegraliśmy pierwszą partię? To
jednak dwie różne rzeczy. Marie najwyrazniej czytała w moich myślach.
- Wciąż kombinujesz, Johnny? - Posłała mi taki uśmiech, jakim nie obdarzyła jeszcze nikogo, nawet
Witherspoona, a mnie serce zaczęło wywracać koziołki niczym nadworny błazen, dopóki sobie nie
przypomniałem, że ta dziewczyna każdego potrafi oszukać. Tak jak mówił pułkownik: nawet siedząc na
krześle elektrycznym wciąż byś kombinował, jak się z tego wywinąć.
- Jasne, że kombinuję - przyznałem kwaśno. - Kombinuję, ile mam życia przed sobą.
Dostrzegłem urażony błysk w jej oczach i odwróciłem głowę. Hargreaves przyglądał mi się w zamyśleniu.
On też się bał, ale przynajmniej nie przestał myśleć. A to był mądry facet.
- Póki co, nie jest pan jeszcze stracony, prawda? - odezwał się. - Mam wrażenie, że ani Hewell, ani ten tutaj
nie zawahaliby się pana zabić, a jednak tego nie robią. Hewell powiedział, że chwilowo nie mogą pozwolić
panu umrzeć. Kiedyś pracował pan z doktorem Fairfieldem. Czyżby więc to pan był tym ekspertem od paliw,
którego oczekiwaliśmy?
- Na to wygląda. - Nie było sensu zaprzeczać, nie minęło pół godziny, odkąd poznałem fałszywego
Witherspoona, a już mu o tym powiedziałem. Ciekawe, czy mogłem jeszcze popełnić jakiś błąd, którego się
ustrzegłem? Patrząc wstecz, sądzę, że nie. - To długa historia. Opowiem ją panu innym razem.
- Potrafi pan to zrobić?
- Niby co?
- Odpalić rakietę?
- Nie wiem nawet, jak się do tego zabrać - skłamałem.
- Przecież pracował pan z Fairfieldem? naciskał Hargreaves.
- Nie nad paliwami stałymi.
- Ale...
- Nie mam bladego pojęcia o najnowszych badaniach nad paliwami stałymi - warknąłem ostro. I pomyśleć,
że miałem go za mądrego faceta. Czy ten cholerny dureń nigdy już się nie zamknie? Nie zdaje sobie sprawy,
że słucha nas strażnik? O co mu chodzi, chce mi ukręcić powróz na szyję? Zobaczyłem, że Marie przeszywa
go wściekłym wzrokiem. - Są zbyt utajnione zakończyłem temat. - Wysłali niewłaściwego eksperta.
- To ci pomoc - mruknÄ…Å‚ Hargreaves.
- Prawda? Nawet nie miałem pojęcia o istnieniu tego waszego Mrocznego Krzyżowca. A przy okazji, może
by mnie pan tak oświecił na jego temat? Należę do tych, którzy uważają, że człowiek powinien się uczyć do
[ Pobierz całość w formacie PDF ]