do ÂściÂągnięcia ^ pdf ^ ebook ^ pobieranie ^ download
Podstrony
- Strona startowa
- (17) Szumski Jerzy Pan Samochodzik i... KindĹźaĹ Hasan beja
- DIABEĹ PRZYCHODZI NOCÄ_Jerzy Edigey
- Jerzy KrzysztoĹ ''ObĹÄd''(1)
- Zeromski Stefan Sen O Szpadzie
- Chiwn Stefan ZĹoty pelikan
- Tim Powers The Drawing of the Dark
- Asimov's Science Fiction Magazine 01 2002
- Carola Dunn [Regency Trilogy 03] Polly and the Prince (pdf)
- Wielki diament t
- 294. Roberts Alison Dobre rokowania
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- pojczlander.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
biuro. Można z niego dzwonić tylko wieczorem albo o świcie. Czy ty masz zamiar po tym
wszystkim wracać do wojska?
Nie wiem westchnął Kwiatkowski. Przydałyby mi się wariackie papiery.
Udajesz wiceministra bezpieczeństwa, a nie potrafisz zrobić z siebie wariata?
Dudek wyszedł. Kwiatkowski otworzył walizkę i powiesił garnitur w szafie. Krysia usiadła
na tapczanie i przypatrywała mu się uważnie.
Mój stryjek był aktorem i przed wojną grał czasem w filmach powiedziała nagle.
Pamiętam, jak w jakiejś stróżówce przymierzali mundury ułanów, a pózniej koń o mało mnie
nie kopnął. To dobrze, że nie potrzebujecie koni do waszego przedstawienia.
W porządku, jestem aktorem przyznał Kwiatkowski. Ale wiesz, że nie chodzi mi ani
o sławę, ani o pieniądze.
Mój stryjek ryzykował tylko upadek z konia, a ty możesz wpaść do lochu na długie lata,
może nawet stracić życie. Czy zdajesz sobie sprawę, na co się porywasz?
Tak nagle strach cię obleciał?
Podszedł do niej i wziął jej głowę w swoje ręce.
To ja cię sprowokowałam. Krysia patrzyła mu uważnie w oczy. Uniosłeś się ambicją,
chciałeś mi zaimponować... To był głupi zakład.
Dawniej rycerze ginęli w walce z imieniem ukochanej na ustach powiedział Kwiat-
kowski. Chcesz się wycofać? Boisz się, że mnie nie pokochasz?
Krysia patrzyła mu w oczy, milcząc, ale po chwili wybuchnęła śmiechem.
O to się nie boję... Boję się o ciebie.
Już cię nie obchodzi chłopak katowany w UB?
Obchodzi mnie, i to bardzo... ale jest ich tylu... Jeżeli nawet wyrwiesz im jednego, to ilu
tam jeszcze zostanie?
Kwiatkowski usiadł i pocałował ją w czoło.
Zawsze o jednego mniej. Nie mówmy już o tym, Krysiu.
Następnego dnia Kwiatkowski i Dudek, obaj w mundurach, zjawili się w bazie samocho-
dowej. Kwiatkowski wszedł do budynku kwatermistrzostwa.
Pułkownik Kwiatkowski przedstawił się sierżantowi. Pułkownik Kawałek obiecał mi
łazik. Sierżant poderwał się zza biurka.
Sierżant Tomaszek! Wiem, obywatelu pułkowniku. Zaraz wydamy. Obywatel pułkownik
zechce podpisać.
Kota w worku?
Już prezentuję!
Wyszli na podwórze. Sierżant Tomaszek wskazał willysa.
Sprawdzcie go, Dudecki! rozkazał Kwiatkowski. Dudek usiadł za kierownicą, urucho-
mił silnik, ruszył do przodu, wrzucił wsteczny bieg.
45
W porządku, towarzyszu pułkowniku! zameldował.
Sierżant podsunął Kwiatkowskiemu papier i wskazał miejsce, przy którym napisano na
maszynie: Płk Andrzej Kwiatkowski, Wiceminister Bezpieczeństwa . Kwiatkowski podpisał
z rozmachem.
Zameldujcie pułkownikowi Kawałkowi, że oddam mu ten samochód w jak najlepszym
stanie powiedział Kwiatkowski i wskoczył zgrabnie do willysa.
Wyjechali na ulicę.
Następnego dnia rano w mieszkaniu zajmowanym przez Kwiatkowskiego spotkali się Kry-
sia, Kwiatkowski i Dudek. Dudek wyciągnął z kieszeni papierek.
To jest numer centrali na Cyryla i Metodego.
A w tym biurze na pewno nie ma nikogo? zaniepokoił się Kwiatkowski. Nie daj Boże
ktoś podsłucha rozmowę...
Złażą się dopiero o dziewiątej wyjaśnił Dudek. Towarzyszka sekretarka może dzwonić.
Pamiętasz nazwisko ubeka? zapytał Kwiatkowski.
Kapitan Bąkiewicz.
Krysia nakręciła numer. Widać było, że z trudem panuje nad sobą.
Urząd? zapytała cichym głosem. Dzwonię z ministerstwa. Powtórzcie kapitanowi
Bąkiewiczowi, albo kto tam będzie, że szykuje wam się dzisiaj niespodziewana wizyta. Puł-
kownik Kwiatkowski. Nawet nie pytajcie, bo on jest utajniony. Na liście płac jako wicemini-
ster. Szybko wynieście śmiecie. Nie macie mi za co dziękować, robię to dla Bąkiewicza. Tyl-
ko nic mu nie mówcie, że mi się podoba.
Krysia odłożyła słuchawkę i spojrzała pytająco na Kwiatkowskiego.
Brawo! powiedział. Możemy zakładać teatr.
W parę godzin pózniej willys wjeżdżał w uliczkę Cyryla i Metodego. Prowadził porucznik
Dudek, obok rozpierał się niedbale pułkownik Kwiatkowski, a z tyłu, z pepeszami, siedzieli
sierżant Krowicki i kapral Bidak. Zajechali z fantazją przed Urząd. Kwiatkowski i Dudek
wyskoczyli z samochodu, obaj podoficerowie zostali na miejscach. Wartownik przy wejściu
wyprężył się służbiście. Weszli do środka. Na korytarz wybiegł tłusty osobnik w mundurze
majora.
Towarzyszu pułkowniku, melduje się zastępca szefa Urzędu, major Kowalski.
No, widzicie, ja jestem Kwiatkowski. Kwiatkowskich i Kowalskich jest jak psów. Nawet
proponowałem towarzyszowi Radkiewiczowi, że zmienię nazwisko, ale nie pozwolił, bo
Kwiatkowski dobrze brzmi propagandowo, że niby najprawdziwszy Polak, he, he, he! Zaraz...
To mój adiutant, porucznik Dudecki, zdolny enkawudzista.
Dudek wyprężył się i ścisnął dłoń majora Kowalskiego. Kwiatkowski rozejrzał się po ko-
rytarzu.
Ta podłoga powinna błyszczeć, towarzyszu majorze powiedział surowo. I przydałoby
się trochę zieleni. Urząd nie powinien przypominać kostnicy.
Zrobi się, towarzyszu pułkowniku! Proszę do mnie! Weszli do gabinetu szefa. Nad biur-
kiem wisiał portret Feliksa Dzierżyńskiego, a obok Radkiewicza. Kwiatkowski rozsiadł się
za biurkiem. Dudek położył przed nim tekturową teczkę. Kwiatkowski otworzył ją i zaczął
przerzucać papiery. Były to jakieś formularze podatkowe z makulatury.
Siadajcie, towarzyszu! rozkazał. Z prac Urzędu jesteśmy ogólnie zadowoleni. Ale
dobrze wiemy, że nie panujecie jeszcze nad sytuacją w mieście. Dotarły do nas meldunki, że
na waszym terenie ukrywa się kupa dezerterów z wojska.
Wyłapiemy ich, towarzyszu, ale na to trzeba czasu. Od końca wojny minęło tylko pięć
miesięcy...
Pewno za mało macie informatorów. Musimy głęboko spenetrować środowisko reakcyjne.
Ludność nieuświadomiona politycznie, towarzyszu pułkowniku poskarżył się major
Kowalski. Oporna masa.
46
Ludzi można przekonać, nawet wrogów. Trzeba tylko przebadać ich życiorysy. Zawsze
się znajdzie jakaś pięta, jak u Achillesa.
Byłem na przeszkoleniu w Moskwie, towarzyszu odparł z dumą major Kowalski.
Staramy się oddziaływać psychologicznie, jak towarzysze sowieccy. No, ale czasami psy-
chologia nie pomoże...
Czasy są rewolucyjne, Kowalski, i nikogo nie będziemy prosić o przebaczenie powie-
dział surowo Kwiatkowski. Chodzi o to, żeby uderzać mocno i celnie. I nie robić hałasu.
Przerzucił jeszcze parę kartek.
Aha! Macie u siebie Sankowskiego Romana, lat siedemnaście?
Major Kowalski zajrzał do kartoteki.
Aha, jest taki. Gówniarz.
Co macie przeciw niemu?
Wlazł do kotła, w mieszkaniu Rudka Bogdana, oficera akowskiego podziemia.
Do czego się przyznał?
Jeszcze się wyłguje. Potrzymamy, to się przyzna, że należał do akowskiej siatki. Teraz
mówi, że chciał się dowiedzieć o zdrowie tego Rudka, rannego w powstaniu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]