do ÂściÂągnięcia ^ pdf ^ ebook ^ pobieranie ^ download
Podstrony
- Strona startowa
- Clancy Thomas Leo (Tom) 5 Zwiadowcy 5 Wielki Wyścig
- Crichton Michael Wielki skok na pociąg
- kiryl bulyczow pieriestrojka w wielkim guslarze
- Graham Heather Wielki błękit
- Reynolds Alastair Przestrzeń objawienia 06 Diamentowe psy. Turkusowe dni
- Elyssa Lynne [Torr
- Loius L'Amour The Last of the Breed
- Fromm Erich Ucieczka od wolnosci
- Alistair MacLean Mroczny Krzyśźowiec
- Anthony, Piers Cluster 2 Chaining The Lady
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- charloteee.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Dowcip polega na tym, że nie wiemy. Prababcia Karolina wymyśliła, że skoro on jest
podwójny, a my jesteśmy blizniaczki, powinnyśmy go znalezć i posiadać. Może jakoś
wykorzystać. Szczegółowych instrukcji nie udzieliła, bo sama nie była pewna, czy on w ogóle
jeszcze istnieje. Mamy cichą nadzieję, że nam coś doradzicie. Przez prawie sto pięćdziesiąt lat
rodzina Kacperskich była czystym błogosławieństwem dla Przyleskich i Noirmontów.
- Przez sto trzydzieści trzy - uściśliła Krystyna.
- Dzięki Noirmontom Kacperscy z nędzy wyszli - przypomniał Jędruś surowo. - Do dziś
nam jeszcze zostało Florianowe złoto, a że oni wszyscy - wskazał brodą swoich synów i córkę -
nie głupie i nie chciwe, to zwykła łaska boska. Słuszne jest, żeby i wam coś zostało. Sprzedać to
możecie, ale czy ja wiem...
***
Jako następny w charakterze eksperta i doradcy, wystąpił Paweł.
Zanim jeszcze ruszyłyśmy z powrotem do Warszawy, uzgodniłyśmy sprawę. Z
propozycją wyskoczyła Krystyna, oceniająca naszych przyszłych przytomnie i bez złudzeń.
- Idiotyzmem było przyjechać dwoma samochodami - rzekła gniewnie, wchodząc do
mojego pokoju, gotowa już do drogi. - W jednym mogłybyśmy teraz naradzać się do upojenia.
Nie będziemy przecież jechać równo, wrzeszcząc do siebie przez otwarte okna.
- Szczególnie że deszcz pada - zgodziłam się i usiadłam na łóżku. - No? Masz jakiś
pomysł?
Usiadła naprzeciwko mnie, na fotelu.
- Mam. Trzeba to zwalić na łeb właściwemu chłopu. Andrzej odpada, niepraktyczny
życiowo, twój Paweł lepszy. Proponuję, żeby naradzić się z nim od razu, dzisiaj wieczorem.
- Ale Andrzeja musimy dokooptować, bo inaczej się obrazi.
- Myślisz...?
- Jestem pewna. W każdym razie powinien. Przy okazji załatwisz kwestię tego bogatego
gacha, którego doisz dla jego dobra.
- Bardzo dobrze, to ma swój sens. Gdzie się spotkamy?
- U mnie chyba, nie? Do niego mogłaby się wedrzeć ta suka, Iza, u babci za dużo rodziny,
będą przeszkadzać. Chyba że u ciebie?
- Nie, wolę u ciebie. Ty potem będziesz zmywać, a nie ja. Bierz go wobec tego i zaraz po
przyjezdzie zaczniemy po sobie dzwonić.
Z westchnieniem wzięłam od niej grubą wełnianą skarpetkę, wybraną jako eleganckie etui
na klejnot. Miałam nadzieję, że wreszcie ona popilnuje skarbu, a ja zyskam trochę świętego
spokoju. Okazało się, że nic z tego, znów pada na mnie. Nosem mi już wychodziły przemyślne
schowki i wyszukane podstępy, włożyłam zatem skarpetkę wraz z zawartością najzwyczajniej w
świecie do torby.
No i na Krystynę już w pobliżu Poddębic dokonano napadu.
Pojechała pierwsza, ja zaś zostałam daleko z tyłu, bo między nią a mną wywaliła się na
szosę cała kopiasto załadowana przyczepa siana w bryłach geometrycznych i musiałam
odczekać, aż trochę tego uprzątnęli. Napadu na nią wcale nie oglądałam.
Zatrzymała ją drogówka w postaci dwóch policjantów. Grzecznie kazali zjechać w
boczną drogę przy zagajniku i nie symulując już niczego, wyciągnęli spluwy. Na myśl, że
właśnie przekazała drogocenność w moje ręce, Krystyna dostała ataku straszliwego śmiechu i do
końca zbożnej akcji nie zdołała się uspokoić. Nawet rewizja osobista nie popsuła jej humoru.
Przeszukali ją oraz cały samochód, ani słowem nie zdradzając celu poszukiwań, wściekli
nieziemsko, po czym znikli, nie robiąc jej w rezultacie żadnej krzywdy. Przeszukiwanie pojazdu
trochę trwało i właśnie w tym czasie przejechałam spokojnie i bez żadnych złych przeczuć, a
Kryśka w zagajniku wyła z radości i łzy jej z oczu ciekły. Od śmiechu rozbolały ją żebra, ale nie
narzekała zbytnio na tę dolegliwość.
Pózniej, przez czysty przypadek, dowiedziałyśmy się, jak to wyglądało od drugiej strony.
Prawdziwa drogówka w liczbie trzech funkcjonariuszy stała całkiem gdzie indziej.
Wszyscy trzej nagle złapali się za szyję, zdziwili się, skąd osy o tej porze roku, zle się wyrazili o
insektach i film im się urwał. Równocześnie zapadli w sen błogi i głęboki, po jakimś czasie zaś
ocknęli się wśród krzewów, pozbawieni mundurów, za to, ku własnemu bezgranicznemu
zdumieniu, a także uldze, nie pozbawieni broni. Medycznie zostało stwierdzone, iż uśpiono ich
nabojami na grubego zwierza. Zciśle biorąc, brak odzieży zauważyło dwóch, trzeci miał na sobie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]