do ÂściÂągnięcia ^ pdf ^ ebook ^ pobieranie ^ download
Podstrony
- Strona startowa
- Graham Masterton Cykl Manitou (1) Manitou
- Clancy Thomas Leo (Tom) 5 Zwiadowcy 5 Wielki Wyścig
- Crichton Michael Wielki skok na pociąg
- kiryl bulyczow pieriestrojka w wielkim guslarze
- Jane Austen; Seth Grahame Smith Pr
- Wielki diament t
- Graham Masterton Podpalacze Ludzi (2)
- Heather Hummel Through Hazel Eyes (pdf)
- Allison Heather Nawiedzona
- Hipolito_Adolfo_Taine Filosofia_del_Arte_TomoI
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- fashiongirl.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
odwrócić się i zawołać: kocham cię!
- Będę czekała - powiedziała cicho i wyszła.
Załoga Crystal Lee" siedziała już przy stoliku
ozdobionym bukietem egzotycznych kwiatów; Bruce
włożył na tę okazję sportowy biały garnitur, Connie
160 WIELKI BAKIT
romantycznÄ… sukienkÄ™ w purpurowe kwiaty, Marina
kreację w krwistej czerwieni, jej mąż zaś wybrał dla
kontrastu spokojne beże.
- Tu jesteśmy! - zawołała Marina, gdy Melinda
weszła do sali.
- Zamówiłam dla ciebie drinka - powiedziała
Connie, wskazując szklankę, w której pływały kawał
ki ananasa, wiśni i pomarańczy. - To ponoć ich
specjalność, podobnie jak stek z żółwia.
Melinda lekko się skrzywiła.
- Już to jadłam i raczej nie polecam. Szkoda żółwi.
- A krów? - zareplikowała Connie.
- Staram się o tym nie myśleć - roześmiała się
Melinda.
Chwilę pózniej dołączył do nich Roc. Melinda nie
miała pojęcia, jakim cudem udało mu się upchnąć
do marynarskiego worka niebieskÄ… marynarkÄ™ i ko
szulę w paski. Panie pokojowe wykonały dobrą ro
botę, bo i jedno, i drugie było pięknie wyprasowane.
Jasny błękit marynarki podkreślał kolor jego oczu
i ładnie kontrastował z opalenizną i ciemnymi wło
sami.
- Zamówiliście już coś? - zapytał, siadając obok
niej.
- Jeszcze nie - odparła. - Może wezmiemy jakąś
rybÄ™?
- Chętnie. A propos ryby, wiecie, czego się dowie
działem o naszym przyjacielu delfinie?
- Nie! Mów! - zawołali jedno przez drugie.
- Nazywa siÄ™ Hambone i jest dobrze znany w tych
Heather Graham 161
stronach. Wielu nurków i rybaków miało przyjemność
się z nim spotkać. To niemal pewne, że uciekł z jakie
goÅ› oceanarium.
- Może z nami zostanie! - powiedziała Connie.
- I przyniesie nam szczęście - rozmarzyła się
Marina.
- Oby - dorzucił Roc, ściskając dłoń Melindy.
W czasie kolacji rozmawiali o delfinie i po raz setny
omawiali szczegóły nurkowań.
- Nawet nie wiesz, jakie to dla mnie ważne, że
udało ci się znalezć tę łyżkę - mówił Roc, z czułością
gładząc kolano Melindy. - Gdyby nie to, pewnie bym
zwątpił w sens dalszych poszukiwań. - Mówiąc to,
spojrzał jej w oczy. Ciepło. Z uczuciem.
Wieczór był cudowny. Po prostu niezapomniany.
Po kolacji zamówili kawę i desery. Jedząc, obser
wowali pary tańczące na parkiecie. Kiedy orkiestra
zagrała wolną, nastrojową melodię, Roc poprosił Me-
lindę do tańca.
- Udał nam się ten wieczór - zauważył, gładząc jej
włosy.
- Jest wspaniale - szepnęła, tuląc policzek do jego
ramienia.
Roc, który był bardzo dobrym tancerzem, niespo
dziewanie zatrzymał się w pól taktu. Melinda poczuła,'
jak pręży się i napina mięśnie. Kątem oka dostrzegła,
że ktoś za nim stoi i klepie go w ramię.
- Przepraszam, Trellyn, ale muszę ci przeszkodzić.
Odbijany! Nie wiem, czy zauważyłeś, ale tańczysz
z moją przyjaciółką.
162 WIELKI BAKIT
Melinda poczuła w całym ciele nieprzyjemny
chłód. Ręce zaczęły jej ciążyć, jakby były odlane
z ołowiu. Wiedziała, że nie może udawać, że nic się
nie stało. Z największym trudem zmusiła się, żeby
spojrzeć na Erica Longforda.
Był niemal tak samo wysoki i dobrze zbudowany
jak Roc. Nie mniej od niego przystojny...
Ale to nie on! To nie Roc! - krzyczało jej serce.
Spłoszona spojrzała szybko na Erica, a potem na
swojego męża. On też przyglądał się Ericowi. Jego
oczy miały taki wyraz, że Melinda poczuła, jak ugina
jÄ… siÄ™ pod niÄ… nogi.
- Longford - powiedział spokojnie.
Muzycy nie przestali grać, ale on już z nią nie
tańczył. Skrzyżował ręce na piersiach i mierzył rywala
lodowatym spojrzeniem.
- No proszÄ™, co za spotkanie. Co ty tu robisz,
Longford?
- To samo, co ty. Tańczę - odparł Eric, kładąc rękę
na ramieniu Melindy.
Chciała się do niego odsunąć, ale trzymał ją mocno.
Nagle poczuła na drugim ramieniu dłoń Roca.
- Trellyn, ogłuchłeś? Powiedziałem: odbijany! -
syknÄ…Å‚ Eric.
- Zapomnij o tym!
Napięcie pomiędzy nimi było tak wielkie, że Me
linda miała ochotę krzyczeć. Dobrze znała Roca.
Wiedziała, jakie myśli chodzą mu po głowie. Mogła
się założyć, że już sobie wytłumaczył niespodziewaną
obecność Longforda. Pewnie myślał, że potajemnie
Heather Graham 163
nawiązała z nim kontakt i powiedziała, gdzie ma jej
szukać...
- SÅ‚uchaj, Trellyn, Melinda i ja...
- Longford, co z tobą? Nie rozumiesz, co mówię?
Nie ma żadnego odbijanego. W każdym razie nie tym
razem!
Obaj trzymali ją za ręce. I ciągnęli w przeciwne
strony. Oto kara za brak rozwagi i wyobrazni. Za
chwilę zostanie rozszarpana na strzępy.
- Ericu - zaczęła stanowczo, starając się nie dopuś
cić, by sytuacja wymknęła się spod kontroli. Chciała
dać Rocowi jasny sygnał, że z nikim się nie kontak
towała. Z każdą chwilą była coraz bardziej rozżalona
i zła. Bolała ją łatwość, z jaką przestawał jej wierzyć
i zaczynał podejrzewać o nielojalność.
- Zaczekajcie! - zawołała, próbując się oswobo
dzić. I gdy tak szarpała się między nimi dwoma, ktoś
trzeci położył ręce na jej ramionach.
- Panowie! Możecie puścić moją córkę? - zapytał
głęboki męski glos.
Ojciec! O dobry Boże!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]