do ÂściÂągnięcia ^ pdf ^ ebook ^ pobieranie ^ download
Podstrony
- Strona startowa
- Clancy Thomas Leo (Tom) 5 Zwiadowcy 5 Wielki Wyścig
- Crichton Michael Wielki skok na pociąg
- Graham Heather Wielki błękit
- Wielki diament t
- John Brunner Huntingtower
- M. Pierce Dotkniecie Nocy
- Howard Robert E CieśÂ„ bestii
- Frederic Pohl Cykl Saga o Heechach (4) Kroniki Heechów
- Warren Murphy Destroyer 063 The Sky Is Falling
- Tadeusz Boy Zelenski Szkice literackie
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- quentinho.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ktoś zadzwonił do drzwi.
Kolka podszedł do drzwi i zobaczył, że stoi za nimi dziewczyna w ciemnych
okularach, szczelnie owinięta chustą.
Czy tutaj mieszka Nikołaj Gawriłow? zapytała.
To ja przyznał się Gawriłow, któremu od razu spodobał się niski, lekko
chrapliwy głos dziewczyny.
Kawaler? zapytała dziewczyna.
Rozwiedziony.
Aaknie prawdziwej miłości? zapytała dziewczyna.
Jeszcze jak! powiedział Gawriłow.
No to mam do was list od firmy Mitsubishi Lovers . List został wydruko-
wany dużą rosyjską czcionką.
Drogi przyjacielu! stało w nim. Dowiedzieliśmy się o Twoim proble-
mie i postanowiliśmy ci pomóc. Posyłamy Ci na próbę genetycznie wyhodowaną
idealną kochankę i żonę, najukochańszą istotę, Twoje seksualne marzenie Galinę
G. Zapoznaj się z nią, porozmawiaj. Jeśli ci się spodoba zostaw sobie. A nam
przyślij tylko podpisany papier o żądaniu zwrotu Japonii wysp południowokuryl-
skich. Otrzymanie tego listu będziemy uważali za początek naszej milej i owocnej
współpracy.
Póki Gawriłow, poruszając wargami, czytał list, przybyła zdjęła ciemne oku-
lary, zrzuciła chustę i skromnie usiadła na krzesełku w kącie pokoju, ułożywszy
dłonie na kolanach.
160
Gawriłow obrzucił ją spojrzeniem, potem przypatrzył się uważnie, runął przed
nią na kolana i poprosił o rękę i serce.
Jestem gotowa być dla ciebie idealną kochanką i żoną powiedziała Ga-
lina w niezłym rosyjskim. Ale najpierw podpisz list.
Powiadają ludzie, że w Guslarze już pojawiło się około czterdziestu idealnych
kobiet z Japonii.
Ogólnie są wspaniałe, ale mówi się też, że są okropnie zazdrosne.
1996
przełożył Eugeniusz Dębski
Klina, klinem
Piętro Poganini odziedziczył jednopokojowe mieszkanie po śmierci swojej
babci Wasylisy Fieoktisownej Pogankinej w piętrowym domu z cegły na ulicy
Puszkina, na jej zbiegu z ulicÄ… RadzieckÄ….
Spadek przyszedł w bardzo szczęśliwym momencie, ponieważ mieszkanie
w Winnicy musiał zostawić swojej drugiej żonie Odarce, a otrzymanej od Związ-
ku Prawdziwie Rosyjskich Pisarzy mansardy w Moskwie nie udało się wyszarpać
od trzeciej i niewdzięcznej żony Waleni. Wyszło, że gwiazdce rosyjskiej litera-
tury masowej przyjdzie nocować na dworcach, ponieważ przyjaciołom i kochan-
kom tak już dopiekł, że nawet przynoszona na nocleg w charakterze daru butelka
Grzełki , nie załatwiała sprawy. Zwłaszcza, że i tak sam ją wypijał, w potem kle-
ił się do córki gospodarza albo do jego żony, czasem tłukł naczynia i wrzeszczał,
że Tołstoja, owszem, czytał, ale Tołstoj, znaczy się, jakoś mu nie leży.
Z pieniędzmi też nie było gładko, ponieważ za Potyczkę na orbicie Saturna
i Kochankę robota nie otrzymał żadnych pieniędzy.
W chwili tego pieniężnego i duchowego kryzysu, zmarła babcia Wasylisa, któ-
rej Pogankin od dziecka nie widział, więc przyjechał do Wielkiego Guslaru, mając
nadzieję, że spienięży mieszkanie za porządne dolary i nabędzie za nie powierzch-
niÄ™ mieszkaniowÄ… w Moskwie.
Piętro wszedł we władanie mieszkaniem o powierzchni osiemnastu metrów
kwadratowych i porozwieszał gdzie się dało ogłoszenia. Nie zaproponowano mu
więcej niż trzydzieści dolarów, a i to pod warunkiem, że naprawi cieknący dach.
Piętro nie znalazł lepszego rozwiązania, jak zakochać się w Darii Hoff, córce
kierownika apteki weterynaryjnej, a kiedy nie było już odwrotu, ożenił się z tą ko-
bietą i zrozumiał, że następny etap jego twórczości będzie ściśle związany z mia-
steczkiem Wielki Guslar. Trudno na małych grządkach też wyrastają ogromne
arbuzy!
Rano Piętro Poganini wkładał odpowiednio do pogody albo kapcie albo wa-
lonki i szedł do nabiałowego, a potem po solone ogórki. Pierwszy sklep był dla
Daszy, której serwował kawę do łóżka, a ogórki dla siebie żeby przeczyścić
mózg przed kolejnym zasiadaniem do biurka.
162
Właściwie więcej o Piętrze Pogankinie nie da się powiedzieć. Siedzi, pracuje,
popija, je ogórki, pisze powieść. Ani pożytku, ani szkody nie przynosi.
Ale w pewnej chwili w Wielkim Guslarze zaczęły się dziać dziwne rzeczy.
Wracający jesiennym zmierzchem ze szkoły, powtarzający drugą klasę Sie-
mion Liszajew i Ritka Polakowa natknęli się na czarnego smoka, wolno lecącego
nad ulicą, który co jakiś czas wypuszczał z nozdrzy jasny płomień i biały dym.
Drugoklasiści rzucili się do ucieczki.
Smok pędził za nimi, muskając szponami ziemię, a to, że pościg odbywał
się w całkowitej ciszy, wystraszyło dzieciaki jeszcze bardziej, niż gdyby ryczał
i tupał.
Dzieci wybiegły na plac przed Halą Targową, gdzie zauważył ich spacerujący
z psem staruszek Aożkin.
Potem Aożkin zobaczył smoka, który uderzył piersią w brzeg Hali Targowej,
ale przeszedł przez nią na wylot, jakby była niematerialna.
W tym momencie Aożkin, który chwycił pieska na ręce i wiał za dzieciakami,
nie pomyślał, że bezcielesnym może być sam smok. Może dlatego, że bardzo
przekonująco chlustał z niego płomień.
Od rana następnego dnia miasto znalazło się we władzy fantomów, co do któ-
rych nie wszyscy połapali się od razu, że są fantomami. Dlatego, kiedy tłum kra-
snoludów uzbrojonych w topory, wypadł na jezdnię moskwicza Miszy Stendala,
to ten tak depnął w hamulce, że w efekcie wyrżnął w lipę na chodniku. Wielu
widziało krasnoludów, ale gdzie zniknęli po incydencie, nie wiedział nikt. Nato-
miast przed stołówką numer 1 przemaszerowała grupa kosmonautów w dziwnych
skafandrach. Kosmonauci urządzili rozpaczliwą strzelaninę z przerażającymi zie-
lonymi istotami, obwieszonymi broniÄ… wyraznie nieziemskiego pochodzenia. TÄ™
strzelaninę widziało mnóstwo ludzi, ponieważ miała miejsce podczas przerwy
obiadowej dokładnie pod urzędem miejskim. Najpierw ludzie tylko sobie patrzyli,
ale kiedy rozległy się pierwsze serie i zielone promienie zaczęły razić przeciwni-
ka, gapie rzucili się do ucieczki. Część powywracała się, podrapała i poobijała,
kogoś podeptano, ktoś był ranny. Ale kontuzje, co należy podkreślić, nie były wy-
nikiem działania broni kosmicznych wojowników ich powodem była panika
i ścisk. Co prawda, guslarczycy nie przyznają się do tego. Im się wydaje, że bar-
dziej honorowo jest paść z ręki przybysza niż mieć guza z ręki, czy raczej łokcia,
Matriony Aożkinej.
Od tej chwili miasto znalazło się pod panowaniem potworów.
Nawet najkrótsza i niepełna lista fantomów, zamieszkujących ulice, a czasem
nawet mieszkania guslarczyków, mogłaby wprawić w przerażenie naszego czy-
telnika.
Na ulicach pojawiały się, rozpływały się w powietrzu albo pękały jak bańki
mydlane, uganiały się za dziećmi, psami, przechodniami, biły się między sobą,
straszyły babcie, oblegały izbę porodową i właziły do szpitala: smoki, węże, ża-
163
by wielkości parowozu, rusałki w szortach z blasterami. Do tego widziani byli
[ Pobierz całość w formacie PDF ]