do ÂściÂągnięcia ^ pdf ^ ebook ^ pobieranie ^ download
Podstrony
- Strona startowa
- Roberts Nora Gwiazdy Mitry 01 Zaginiona gwiazda
- 023. Roberts Nora Księstwo Cordiny 02 Gościnne występy
- Jak rozmawiać z Bogiem Lucy Rooney SND, Robert Faricy SJ
- Roberts Nora Rodzina Stanislawskich t2 Księżniczka
- 091. Nora Roberts Przerwana gra
- Roberts Nora Klucze Klucz Światła
- Roberts Nora 01 Pokochać Jackie
- Heinlein, Robert A Assignment in Eternity
- Heinlein Robert A. Daleki patrol
- 294. Roberts Alison Dobre rokowania
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- pojczlander.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
podobny do wijącego się węża.
Obok palnika leżały dwa ciała całkowicie naga, młoda
dziewczyna, ze zwiÄ…zanymi
rękoma i nogami, a przy niej dziecko, które mogło mieć
zaledwie kilka miesięcy. Po drugiej
stronie przysiadła ogromna, stara wiedzma, z dziwnym,
czarnym bębnem na kolanach. Powoli
i lekko uderzała w niego otwartymi dłońmi, ale nie
słyszałem dzwięku bębna.
Rytm kiwających się ciał przyspieszył się i na przestrzeń
leżącą pomiędzy ludzmi i
monolitem wyskoczyła naga kobieta z błyszczącymi oczami i
luzno spływającymi długimi,
czarnymi włosami. Zaczęła wirować na palcach, a potem
podbiegła do Kamienia, padła przed
nim i leżała bez ruchu. W następnej chwili zastąpiła ją
inna fantastyczna postać
mężczyzna, u którego pasa zwisała kozla skóra i którego
twarz zasłaniała maska sporządzona
z wielkiej wilczej głowy tak, że przypominał jakiś
monstrualny, senny koszmar, będący
przerażającą kombinacją elementów składających się na
dziką bestię i człowieka. W jednej
ręce trzymał pęk długich, świerkowych gałęzi, a światło
księżyca odbijało się od zwisającego
na piersiach ciężkiego łańcucha ze złota.
Mniejszy łańcuch sugerował, że powinien zwisać na nim
jakiś wisior, ale nie dostrzegłem
tam nic, co przypominałoby podobny przedmiot.
Ludzie coraz gwałtowniej wyrzucali ramiona, zdając się
podwajać zawodzenia, gdy
Strona 129
Howard Robert E - Conan. Cień bestii.txt
groteskowa kreatura wyczyniając różne łamańce
przeskoczyła kilkoma susami otwartą
przestrzeń. Kiedy znalazła się przy kobiecie leżącej
przed monolitem, zaczęła chłostać ją
gałęziami, a ona podskoczyła i wykręcając się tańczyła
najdziwniejszy taniec, jaki
kiedykolwiek widziałem. Jej oprawca tańczył wraz z nią,
utrzymujÄ…c dziki rytm, dotrzymujÄ…c
jej kroku przy każdym podskoku, bez przerwy bijąc jej
nagie ciało. Za każdym uderzeniem
bijący wykrzykiwał w kółko jakieś pojedyncze słowo, które
wszyscy powtarzali w
obrzydliwej ekstazie. Jednak jakie to było słowo, tego
nie mogłem rozróżnić.
Tancerze w oszołomieniu dziko wirowali, podczas gdy
obserwujÄ…cy ich stali w miejscu,
próbując powtarzać rytm tańca, kręcąc ciałami i machając
rękoma. W oczach dziko
wirujących rosło szaleństwo odbijając się w oczach
obserwujących. Tancerze wili się i kręcili
w coraz bardziej szaleńczym tańcu, który zmieniał się w
bestialsko obsceniczny, a wiedzma
wyła i uderzała w bęben jak oszalała przy wtórze
szatańskiej melodii, jaką wydawały
uderzenia gałęzi.
Krew ściekała z nagiej tancerki, zdawało się jednak, że
nie czuje bólu chłostania i pobudza
to ją do jeszcze dzikszych łamańców; wskoczyła w smugę
żółtego dymu, który teraz
rozszerzył się i niczym macki otoczył obie wirujące
postacie. Potem nagle wyskoczyła z
biczownikiem postępującym tuż za nią, eksplodowała
nieopisaną wprost siłą dynamicznego
ruchu na fali całkowitego szaleństwa, upadła na trawę
trzęsąc się i dysząc, jakby była
całkowicie wyczerpana. Ale dzikie chłostanie nie ustawało
i zaczęła pełzać na brzuchu w
kierunku Kamienia. Kapłan czy jak go nazwać
postępował za nią, bijąc z całą siłą
ramion jej nie osłonięte ciało, gdy wijąc się zostawiała
na zdeptanej ziemi ślad krwi. Dotarła
wreszcie do monolitu, krztusząc się i dysząc wyrzuciła
ramiona, objęła go i w bezbożnej
adoracji pokryła zimny kamień gorącymi pocałunkami.
Fantastyczny kapłan podskoczył wysoko, odrzucając
splamione krwią gałęzie, a
zgromadzeni wyjąc, z pianą na ustach odwrócili się ku
sobie i zaczęli zębami i pazurami
Strona 130
Howard Robert E - Conan. Cień bestii.txt
szarpać na sobie ubrania i ciało, w jakimś całkowitym
zaślepieniu. Kapłan . długim
ramieniem chwycił dziecko i wykrzykując Imię, zakręcił
nim wysoko w powietrzu i
roztrzaskał główkę o monolit, zostawiając na czarnej
powierzchni przerażającą plamę z
mózgu. Zmrożony grozą widziałem, jak rozszarpuje palcami
drobne ciałko i rzuca krwawe
kawałki na podstawę Kamienia, a potem ciska rozdarte
szczątki w płomień palnika, dławiąc
ogień i dym karmazynowym deszczem, w czasie, gdy za nim
wyły brutalne kreatury,
powtarzajÄ…c bez ustanku ImiÄ™. Potem nagle wszyscy padli
na ziemię wijąc się jak węże, a
kapłan triumfalnie wyrzucił w górę szeroko rozpostarte,
zakrwawione ręce. Otworzyłem usta,
aby krzyczeć ze zgrozy, wyrażając obrzydzenie, ale
wydałem z siebie tylko jakiś suchy
charkot. Na szczycie monolitu przykucnęło coś, co
przypominało monstrualną ropuchę!
Widziałem w świetle księżyca jej rozdęty, obrzydliwy
zarys i zobaczyłem coś, co mogłoby
być twarzą jakiegoś stworzenia, ogromne, mrugające oczy
odzwierciedlajÄ…ce bezdennÄ…
zachłanność, bezwstydne okrucieństwo i monstrualne zło,
jakie ciągle próbowało chwytać w
swe sidła synów ludzi, których ślepi i bezwłosi
przodkowie siedzieli na szczytach drzew. W
tych strasznych oczach odbijały się wszystkie bezbożności
i przerażające tajemnice, które
śpią w miastach na dnie mórz i które kryją się przed
światłem dnia w ciemnościach
odwiecznych pieczar. I teraz ta upiorna rzecz, którą
obrazoburczy rytuał, sadyzm i krew
wywołały z ciszy wzgórz, uśmiechała się szyderczo,
mrugając w dół do swych bestialskich
czcicieli, którzy czołgali się przed nią w obrzydliwym
poniżeniu.
Teraz kapłan w masce bestii na twarzy uniósł związaną i
ledwo poruszajÄ…cÄ… siÄ™
dziewczynę i skierował w górę, w stronę tego potwornego
horroru na szczycie monolitu. I
kiedy to monstrum z mlaskaniem wciągnęło powietrze,
śliniąc się z pożądania, coś załamało
się w moim mózgu i zapadłem w zbawienne omdlenie.
Oczy otworzyłem o bladym świcie. Wróciły do mnie
wszystkie wydarzenia nocy.
Skoczyłem na równe nogi i zacząłem się ze zdumieniem
Strona 131
Howard Robert E - Conan. Cień bestii.txt
rozglądać. Monolit wznosił się na
murawie ponury i milczący. Zielona, świeża i nie zdeptana
trawa falowała w porannym
wietrzyku. Przebiegłem szybko przez polankę, na której
skakali i wirowali tancerze i gdzie
ziemia powinna być kompletnie zryta, gdzie ofiara
czołgała się w swej bolesnej drodze ku
Kamieniowi, znaczÄ…c ziemiÄ™ strumieniem krwi. Ale teraz na
nieskalanej trawie nie było
nawet kropli krwi. Drżąc spojrzałem na powierzchnię
monolitu, o którą ten bestialski kapłan
roztrzaskał główkę dziecka ale nie dostrzegłem tam
żadnej plamy ani żadnych ponurych
szczątków.
Sen! To był przerażający koszmar& a może& wzruszyłem
ramionami. Ale jakże wyrazny
był ten sen!
Chyłkiem wróciłem do wioski i nie zauważony wśliznąłem
się do tawerny. Usiadłem
medytując nad dziwnymi wypadkami, jakie wydarzyły się tej
nocy. Powoli dochodziłem do
przekonana, że należy wszystko odrzucić jak jakieś senne
majaki. To, co widziałem, było
najwyrazniej tylko sennÄ… iluzjÄ…, pozbawionÄ… wszelkiej
materialnej substancji. Wierzyłem
jednak, że widziałem odbite cienie czegoś, co dokonało
się w jakiejś upiornej przeszłości. Ale
w jaki sposób mogłem to sprawdzić? W jaki sposób mógłbym
udowodnić, że ta moja wizja
[ Pobierz całość w formacie PDF ]