do ÂściÂągnięcia ^ pdf ^ ebook ^ pobieranie ^ download
Podstrony
- Strona startowa
- Roberts Nora Gwiazdy Mitry 01 Zaginiona gwiazda
- 023. Roberts Nora Księstwo Cordiny 02 Gościnne występy
- Jak rozmawiać z Bogiem Lucy Rooney SND, Robert Faricy SJ
- Roberts Nora Rodzina Stanislawskich t2 Księżniczka
- 091. Nora Roberts Przerwana gra
- Roberts Nora Klucze Klucz Światła
- Roberts Nora 01 Pokochać Jackie
- 294. Roberts Alison Dobre rokowania
- Nora Roberts Portret Anioła
- Howard Robert E Cień bestii
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- wblaskucienia.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
także powinien spróbować.
- Tak jest! Ugryzła jeden owoc.
- Niech pan uważa na pestki.
- Ellie jesteś niepoprawnym łakomczuchem. Zmarszczyła nos i roześmiała się.
- Każdy robi to, co umie.
Teraz Max spróbował "ogórka". Smakował całkiem niezle, choć zapach miał bardzo
słaby.
- Chyba powinniśmy zostawić nieco na śniadanie...
- Oczywiście. Mam już pełny żołądek.
Ellie schyliła się po dzban z wodą i łapczywie wypiła. Skoro zaryzykowali tak wiele,
jedząc nieznane owoce, bez sensu byłoby powstrzymywać się od wody.
- Teraz czuję się znacznie lepiej. Jeśli nawet umrzemy, to przynajmniej nie o pustym
żołądku... A może chwilę drzemki? Jestem śmiertelnie zmęczona.
- Myślę, że w nocy dadzą nam spokój. Niech pani śpi, ja będę czuwał.
- Nie, to nie fair. Po co wystawiać warty? Przecież i tak jesteśmy zdani na ich łaskę...
- Hm... w porządku. Niech pani wezmie przynajmniej ten nóż. W ten sposób będzie
trochÄ™ razniej na duszy...
- Dziękuję. Dobranoc, Max. Będę teraz liczyła owce...
- Dobranoc.
On także wyciągnął się na posłaniu z igliwia. Spod koszuli wyjął kilka kłujących igieł,
po czym usiłował o niczym nie myśleć.
- Max... Już pan śpi?
- Jeszcze nie, Ellie.
- Może zechciałby mi pan podać rękę? Trochę się boję...
- Nie mogę dosięgnąć pani dłoni.
- Skądże, to całkiem proste. Trzeba się tylko obrócić... Rzeczywiście, było to możliwe.
- Dziękuję, Max. Dobranoc raz jeszcze.
Leżał, na plecach i spoglądał na niebo. Choć na polanie było dość jasno, mógł dojrzeć
gwiazdy oraz niezliczone meteoryty, krążące po granatowym nieboskłonie. Zaczął je liczyć...
Wtem gwiazdy zawirowały, odłamki kosmicznego pyłu eksplodowały w jego głowie i zasnął.
Obudziły go pierwsze promienie słoneczne, przedzierające się przez gęstwinę gałęzi.
Uniósł głowę.
- Właśnie rozmyślałam, jak długo zamierza pan jeszcze chrapać... - powitała go Ellie -
Proszę spojrzeć, kto nas odwiedził.
Drżąc z zimna odwrócił się w drugą stronę.
Obok siedział mr. Chips, wcinając ogórkowate owoce.
- Hallo, Maxie...
- Hallo, Chipsie... Wtem spostrzegł karteczkę, przywiązaną na swoim miejscu.
- Ty gamoniu!
Małpka pobiegła do Ellie, szukać pociechy. W oczach zalśniły pierwsze łzy.
- Niech pan jej nie karci... - Eldreth stanęła w obronie zwierzątka - Chipsie obiecała
znalezć Maggie zaraz po śniadaniu. Prawda, kochanie?
- Chipsie iść szukać - potwierdziła małpka.
- Nie zasłużyła na taką ostrą naganę... - ciągnęła Ellie - W nocy nie mogłaby znalezć
drogi do domu. Musiała poczekać, aż się rozwidni. Znalazłam ją o świcie, śpiącą w moich
ramionach. Pocieszne zwierzę skończyło śniadanie, po czym uroczyście wypiło nieco wody z
dzbana.
- Chipsie szukać Maggie - obwieściła raz jeszcze.
- Tak jest, moja droga. Zrób to, jak umiesz najszybciej. Po chwili nie było już po niej
ani śladu.
- Mamy jakieś szansę? - dopytywał się Max.
- Chyba tak. Jej przodkowie żyli w lasach, powinna kierować się instynktem. Poza
tym ma świadomość, że sprawa jest pilna. Rozmawiałam z nią długo.
- Myśli pani, że coś z tego zrozumiała?
- Potrafi zrozumieć wystarczająco dużo, aby nie zawieść mego zaufania. A teraz ja
zapytam: czy ci ze statku znajdą nas jeszcze dzisiaj? Nie chciałabym spędzać tu kolejnej nocy.
- Ja także. Jeśli Chipsie się pospieszy...
- Na pewno.
- ...Wtedy mogliby zdążyć przed zachodem słońca.
- Mam nadzieję, że tak się stanie. Chce pan coś zjeść?
- A czy w ogóle cokolwiek zostało?
- Trzy ogórki na głowę. Ja już swoje zjadłam. Teraz kolej na pana. Proszę...
- Założę się, że pani kłamie. Zanim zasnąłem, było tylko pięć. Chipsie zjadła dwa...
Zrobiła obrażoną minę, jednak nie protestowała, gdy podzielił się z nią dziwnymi
owocami. Jedząc dostrzegł zmiany, jakie zaszły w ciągu nocy.
- A gdzie się podziały nasze robaczki świętojańskie?
- Tuż nad ranem przyszedł jeden z tych obrzydliwców i pozdejmował je z drzew. Już
chciałam krzyczeć, ale ponieważ zostawił mnie w spokoju, nie budziłam pana.
- Jestem zobowiązany. Ale widzę, że nasza przyzwoitka ciągle wisi na swoim
miejscu... Istotnie, balonowaty stwór nie opuścił gałęzi.
- Tak. O świcie widziałam także "Znikaczy".
- W takim razie może pani czuć się usatysfakcjonowana. Jak wyglądają?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]