do ÂściÂągnięcia ^ pdf ^ ebook ^ pobieranie ^ download
Podstrony
- Strona startowa
- 400_pyt_i_odp_do_egz_ust_pof_i_pzt_35_str
- Laurie Marks Elemental Logic 02 Earth Logic
- Sandemo_Margit_ _Saga_o_Czarnoksiezniku_Tom_2
- Jean Paul Sartre MdśÂ‚ośÂ›ci
- Pratchett_Terry_Nomow_Ksiega_Wyjscia
- Czarny potok Leopold BUCZKOWSKI
- Sparks Nicholas Noce w Rodanthe 2
- Forgotten Realms Elminster 02 Elminster in Myth Drannor # Ed Greenwood
- Dana Marie Bell The Gray Court 01 Dare To Believe
- Ahern, Jerry Krucjata9 PśÂ‚onć…ca Ziemia
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- anusiekx91.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Gdyby robił to przez cały dzień, przez cały dzień by patrzyła, kredka za kredką. Kręcił i
dmuchał, kręcił i dmuchał, rytuał bardziej namaszczony i prawy niż oficjalne parafowanie
dokumentów państwowych przez jedenastu ludzi z orderami.
Co? spytał, gdy zobaczył, że ona mu się przygląda.
Dziś rozmawiałam z matką Katie. Katie i tego jak-mu-tam. Powiedziała mi o lornetce.
Wstał i patrzył na nią, z kredką w ręku.
Katie i tego jak-mu-tam.
Roberta rzekł.
Matką jej młodszego brata Roberta. I jego starszej siostry Katie. Mówiła mi o tym
człowieku, o którym we troje rozmawiacie. Czy nie powinnam o czymś wiedzieć?
Jakim człowieku?
Jakim człowieku. Jaka lornetka. Uważasz, że wolno ci bez pozwolenia wynosić
lornetkÄ™ z domu?
Stał i patrzył. Miał jasne włosy, po ojcu, i swoistą posępność ciała, powściągliwość,
swoją własną, która nadawała mu niesamowitą dyscyplinę w grach, w sportach fizycznych.
Ojciec ci pozwolił?
Stał i patrzył.
Co jest takiego interesującego w widoku z ich pokoju? Chyba możesz mi powiedzieć?
Oparła się o drzwi, gotowa tkwić tam przez trzy, cztery, pięć dni zamknięta w
kontekście rodzicielskiej mowy ciała albo do chwili, gdy doczeka się odpowiedzi.
Odsunął jedną rękę od tułowia, odrobinę, tę bez ołówka, wnętrzem dłoni do góry, i
minimalnie zmienił wyraz twarzy, tworząc łukowatą wklęsłość między podbródkiem i
dolną wargą, jakby starcza niema wersja jego własnej reakcji, którą było pierwsze słowo
Co? .
Siedział bokiem przy stole, lewa ręka ułożona wzdłuż krawędzi blatu, dłoń zwisająca nad
prostopadłą krawędzią, zaciśnięta w delikatną pięść. Podniósł samą dłoń, bez podnoszenia
ręki, i trzymał ją w powietrzu przez pięć sekund. Zrobił tak dziesięć razy.
To było ich określenie, delikatna pięść , określenie z ośrodka rehabilitacyjnego, użyte
w instrukcjach.
Sesje okazały się skuteczne, cztery razy dziennie, rozciąganie nadgarstka, skręcanie
łokcia. To były rzeczywiste środki zaradcze na uraz, którego doznał w wieży, w
spadającym chaosie. To nie rezonans magnetyczny ani zabieg chirurgiczny przybliżyły go
do zdrowia. To był ten skromny program w domu, liczenie sekund, liczenie powtórzeń,
pory dnia zarezerwowane na sesje, lód, który stosował po każdym zestawie ćwiczeń.
Byli martwi i okaleczeni. On sam doznał lekkiego urazu, a powodem tych wysiłków
wcale nie była rozerwana chrząstka. Był nim chaos, lewitacja sufitów i podłóg, głosy
duszące się w dymie. Siedział w głębokim skupieniu, pracując nad pozycjami ręki, dłoń
zgięta ku podłodze, dłoń zgięta ku sufitowi, przedramię płasko na stole, w niektórych
układach kciuk wyprostowany do góry, niećwicząca ręka użyta do wykonania nacisku na
rękę ćwiczącą. Mył szynę w ciepłej wodzie z mydłem. Nie regulował jej bez konsultacji z
terapeutą. Czytał instrukcje. Zacisnął dłoń w łagodną pięść.
Jack Glenn, jej ojciec, nie chciał się poddać długotrwałemu naporowi demencji starczej.
Wykonał kilka telefonów ze swojej chaty w New Hampshire, a potem zabił się z karabinu
sportowego. Nie znała szczegółów. Miała dwadzieścia dwa lata, kiedy to się stało, i nie
wypytała miejscowych policjantów. Czy w ogóle jakikolwiek szczegół byłby do
zniesienia? Nieuchronnie jednak się zastanawiała, czy to ten karabin, który znała, który
pozwalał jej brać do ręki, z którego pozwalał jej mierzyć, ale nie strzelać, wtedy gdy
poszła z nim do lasu, jako czternastolatka, na podjęte bez większego przekonania
polowanie na szkodniki. Była dziewczynką z miasta i nie za bardzo wiedziała, co to są
szkodniki, ale wyraznie zapamiętała, co jej powiedział tamtego dnia. Lubił mówić o
budowie samochodów wyścigowych, motocykli, sztucerów myśliwskich, o tym, jak te
rzeczy działają, a ona lubiła słuchać. To był wyraz dystansu między nimi, że słuchała tak
gorliwie, wiecznych mil, tygodni, miesięcy.
Dzwignął broń i rzekł:
Im krótsza lufa, tym mocniejszy grzmot z rury.
Siła tego wyrażenia, grzmot z rury , niosła się przez lata. Wiadomość o śmierci ojca
zdawała się mknąć na grzbiecie tych trzech słów. To były okropne słowa, ale próbowała
sobie wmówić, że zdobył się na akt odwagi. O wiele za wcześnie. Jest czas, zanim choroba
wezmie górę, ale Jack zawsze respektował pierdolone niedoróbki w dziele natury i uznał,
że sprawa została przypieczętowana. Chciała wierzyć, że karabin, z którego się zabił, to
ten, który oparł na jej ramieniu pośród kęp modrzewi i świerków w strugach światła
tamtego dnia na północy.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]