do ÂściÂągnięcia ^ pdf ^ ebook ^ pobieranie ^ download
Podstrony
- Strona startowa
- Brashear Jean Marchand 07 Późna miłość
- Laurie King Mary Russel 07 The Game
- Carlisle Kate Lekcja uwodzenia
- 'Resistant Omegas 4 Lennox
- 09.Christenbery Jude Zapach luksusu
- Bruce Lansky [Girls to the Rescue 04] Girls to the Rescue Book 4 (pdf)
- Kulesza_Witold_ _Ateny_okresu_Peryklesa
- HT002. McWilliams Judith W dobrej wierze
- 63 Pani McGinty nie śźyje
- Kraszewski Józef Ignacy Na królewskim dworze
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- listy-do-eda.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przeczytane. Ale następna fotografia to szał. Wydaje okrzyk radości.
"Segowia! Segowia! Przecież czytałem, książkę o Segowii." Dorzuca z pewną szlachetnością:
"Wie pan, nie przypominam sobie już nazwiska jęj autora. Mam czasem dziurę w głowie. N ...
No... Nod...
- Niemożliwe - mówię mu żywo - przecież doszedł pan dopiero do Lavergne...", i zaraz żałuję
tego zdania: w ońcu nigdy mi nie mówił o tej metodzie lektury, to musi być szalony sekret.
Rzeczywiście, traci pewność siebie i jego grube wargi odymają się płaczliwie. Potem schyla
głowę i ogląda z dzie sięć kart pocztowych nic nie mówiąc.
Po pół minucie widzę jednak wyraznie, że rozpiera go potężny entuzjazm i że pęknie, jeśli nie
zacznie mówić:
"Kiedy dokończę swego wykształcenia (potrzeba mi jeszcze sześciu lat), dołączę się, jeśli mi
pozwolą, do studentów i profesorów odbywających co roku wycieczkę na Bliski Wschód.
Chciałbym uściślić pewne wiadomości - powiedział z namaszczeniem - byłbym też
zadowolony, gdyby przydarzyło mi się coś niespodziewanego, nowego, no po prostu, jakieś
przygody." Zniżył głos i zrobił szelmowską minę.
- "Jakie przygody? - pytam go zdziwiony.
- Najrozmaitsze, proszę pana. Pomyliłem pociąg. Wysiadam w nieznanym mieście. Gubię
portfel, przez pomyłkę zostaję zatrzymany, spędzam noc w więzieniu. Wie pan, myślę, że
można zdefiniować przygodę: wydarzenie, które wykracza poza zwykłość, niekoniecznie
będąc czymś nadzwyczajnym. Mówi się o magii przygód. Czy to wyrażenie wydaje się panu
słuszne? Chciałbym pana o coś zapytać.
- O co?"
Czerwieni się i uśmiecha.
"To może niedyskretne...
- Nie szkodzi, niech pan mówi." Pochyla się ku mnie i pyta z półprzymkniętymi oczyma:
"Czy miał pan dużo przygód?"
Odpowiadam machinalnie:
"Trochę." i rzucam się do tyłu, żeby uniknąć jego zionącego oddechu.
Tak, powiedziałem to machinalnie, bez zastanowienia.
Zazwyczaj jestem rzeczywiście raczej dumny, że miałem tyle przygód. Ale dzisiaj, ledwo
wymówiłem te słowa, zdjęło mnie wielkie oburzenie na siebie: zdaje mi się już że kłamię, że
przez całe życie nie miałem najmniejszej przygody, lub raczej że nie wiem, co oznacza to
słowo. Jednocześnie czuję na swoich barkach to samo zniechęcenie, które ogarnęło mnie w
Hanoi, prawie przed czterema laty, kiedy Mercier naciskał, żeby się do niego przyłączyć, i
gdy nie odpowiadając patrzyłem na khmerski posążek.
A myśl znajduje się tuż, ta gruba biała masa, która wtedy napawała mnie takim niesmakiem:
nie widziałem jej od czterech lat. "Czy można pana prosić..." - mówi Samouk.
Do licha! %7łeby mu opowiedzieć jedną z tych sławetnych przygód. Na ten temat nie powiem
już ani słowa.
"A tu - mówię, pochylony nad jego wąskimi plecami, dotykając palcem jednego ze zdjęć - to
Santillana, najpiękniejsza wioska w Hiszpanii.
- Santillana Gil Blasa? Myślałem, że nie istnieje.
Ach, proszę pana, ile można skorzystać z rozmowy z panem.
Od razu widać, że pan podróżował."
Wyrzuciłem Samouka za drzwi, wypchawszy mu kieszenie widokówkami, rycinami i
fotografiami. Wyszedł zachwycony, a ja zgasiłem światło. Teraz jestem sam. No, niezupełnie
sam. Jest jeszcze ta myśl, naprzeciw mnie, czeka. Zwinęła się w kłębek, jak wielki kocur.
Niczego nie tłumaczy, nie rusza się i zadowala się mówieniem nie. Nie, nie miałem przygód.
Nabijam fajkę, zapalam ją, wyciągam się na łóżku, nakrywam nogi płaszczem. Dziwi mnie,
że czuję się taki smutny i znużony. Nawet jeśli to prawda, że nigdy nie miałem przygód, cóż
to szkodzi? Przede wszystkim zdaje mi się, że chodzi tu tylko o słowa. Na przykład ta sprawa
z Meknes, o której myślałem przed chwilą: skoczył na mnie Marokańczyk i zamachnął się
wielkim scyzorykiem.
Ale ja zadałem mu cios pięścią poniżej skroni... Zaczął wtedy krzyczeć po arabsku, pojawiła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]