do ÂściÂągnięcia ^ pdf ^ ebook ^ pobieranie ^ download
Podstrony
- Strona startowa
- Brandon Mull Spirit Animals. Tom I Zwierzoduchy
- Fiedler, Lisa Mouseheart Bd. 1 Die Prophezeiung der Mäuse
- 41. Folwark Zwierzęcy George Orwell
- Heinrich Boll Zwierzenia klowna
- Fiedler Arkady Dziękuję Ci, Kapitanie
- Fiedler Arkady Dywizjon 303
- James Clemens 2 Witch Storm
- Anne Hampson Eternal Summer (pdf)
- Arthur C. Clarke Koniec Dziecinstwa
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- pojczlander.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
P u^ęunego kucharczyka do stopnia współtowarzysza i współłowcy. Ori 1 i i-;
, , y Ud tego czasu już me łajali my
go tak ostro za brak umieW i r i.
T.. , . , lieJLtnosci kulinarnych.
Klika dni po niei byłem r^- i- . ,, .
v J w>ieni mimo woli wiadkiem następujacej rozmowy między Wi niewskim a Staszkiem:
rodziców? my liSZ kiedy odwiedzisz znó^
Nie wiem.
- Dobrze byłoby, żeby jak naj M ,
- O, dobrze by było. Ale czemu?
- Wnet minie główny se2on na mot k a ich juz znacznie mniej &
Na motyle? & zan^t Å‚ c* i
., ; ^ Pytał htaszek niepewnym głosem, widocznie przypomina i,- i , w& ,. l JPu najaC sobie
niedawne wymówki Wi niewskiego. J
A iużci, na motyle 1VTe, . ,. . ,
. & y iV1wsisz nam przynie ć ich więcej, znacznie więcej! & J
Z mrówkojadem, niestety, rzecz zakończyła się niefortunnie. Po kilku dniach trzeba go było przenieć z
miedzianej kadzi do drewnianej skrzyni, zbitej z najtwardszego drewna. Lecz nawet najtwardsze
drewno się nie ostało. Mrówkojad w nocy skrzynię rozerwał i uciekł w las. Tyle
go było widać i wszelkie lady po nim zaginęły ku strapieniu Staszka.
Tak oto przyszło zwierzę z lasu i do lasu znów wróciło, niewiele wspomnień po sobie zostawiajac,
bo przelotnego gocia mało co poznalimy. A jednak ze wszystkich zwierzat, w wyprawie tej
schwytanych, o mrówkojadzie zachowałem pamięć najwdzięczniejsza. Zjawił się przecież u nas jak
dobry duch, by pomóc Staszkowi, i jak na ducha przystało znikł po spełnieniu swego posłannictwa.
Nam, starszym, przypomniał, że winnimy być ludmi z sercem nawet i w puszczy. Był to, słowem,
dobry i zasłużony mrówkojad.
I nawet lepiej się stało, że uciekł. Zapewne zmarniałby w niewoli. Trudno wykarmić i wychować
mrówkojada. A tak wiem, że gdzie w nadivaińskiej puszczy żyło zwierzę, które wspominam stale z
serdeczna życzliwocia. Wiodło w głuchym gaszczu beztroski żywot zjadacza mrówek i rozrywało,
gdy przychodził apetyt, twarde kopce, nocami za węszyło pewnie w pobliżu chaty Franciszka
Goncalvesa, straszac jego dzieci.
Swoim pojawieniem się u nas rozerwał inny kopiec ludzkiej nie wyrozumiałoci. Był to mrówkojad
rzeczywi cie zasłużony.
42
T
Jaszczur
od mego rutu.
Pamiętna cieżka, na której Staszek schwycił mrówkojada, często wracałem z lasu, rozciagajacego się
po drugiej stronie strumyka. Pewnego razu idac w skwarze południowym, zauważyłem na cieżce
olbrzymiego jaszczura, wygrzewajacego się na słońcu. Chciałem do niego strzelić, lecz zanim
zdażyłem ciagnać strzelbę z ramienia, jaszczur poderwał się i błyskawicznym susem wpadł w gaszcz.
Gdy następnego dnia o tej samej porze wracałem z lasu, pomylałem o dniu wczorajszym:
przygotowałem zawczasu fuzję i zaczałem się skradać. W istocie jaszczur jak kłoda leżał na tej samej
cieżce. Złożyłem się, ale w tej włanie chwili czujne stworzenie podskoczyło i chybiony strzał
poszedł w puste miejsce. Zaszele ciło tylko w krzewach i na tym niesławnie zakończyły się łowy.
W myl madrej zasady harcerzy, że w chwilach niepowodzenia należy się miać, każde własne pudło
wywoływało u mnie wesołoć. Więc i tym razem rozemiałem się w głos i pogroziłem palcem, w
stronę, gdzie ukrył się uciekinier. Pomimo naszej woli nawiazała się jaka nić sympatii między mna a
jaszczurem, który widocznie nie chciał zginać
Gdy wszedłem do chaty, zapytał mnie Goncalves, do csego strzelałem.
Do wielkiego jaszczura odpowiedziałem.
Barbaridadel zaperzył się nagle gospodarz. Znam
go, to bandyta! W zeszłym roku wychwytał mi kurczęta, a tego roku wypija mi wszystkie kurze jaja.
Jaka szkoda, że senhor go nie zatłukł! &
Spróbuję jutro.
W ciagu dalszej rozmowy dowiedziałem się, że Goncalves znał dokładnie jamę w gaszczu, w której
jaszczur się ukrywał. Chciałem zapytać, dlaczego, do diaska, nie wykopał żarłocznego opryszka z
płytkiej zazwyczaj nory i nie zabił go, skoro tyle szkód wyrzadza. Na szczęcie szybko ugryzłem się w
język, przypominajac sobie wrażliwo ć kabokli.
Ale przyszła mi myl złowienia jaszczura żywcem i zabrania go do Polski. Toż to byłaby gratka nie
lada! Zaproponowałem Goncalvesowi, a on radonie zgodził się wykopać zwierza za jednego
miłrejsa*: więc poniesienie w ostatnim roku strat na kilkadziesiat milrejsów nie poruszyło
gospodarza, natomiast zapaliła go perspektywa zdobycia jednego miłrejsa, co prawda w gotówce.
Wzięli my się zaraz do dzieła. Goncalves zaprowadził nas do jamy i okazało się, że niewiele potrzeba
[ Pobierz całość w formacie PDF ]