do ÂściÂągnięcia ^ pdf ^ ebook ^ pobieranie ^ download
Podstrony
- Strona startowa
- Brandon Mull Spirit Animals. Tom I Zwierzoduchy
- Fiedler Arkady Zwierzęta z lasu dziewiczego
- 41. Folwark Zwierzęcy George Orwell
- King Stephen Mroczna wieśźa 1 Roland
- Hans Fallada Kaśźd y umiera w samotnośÂ›ci
- Nicola Cornick Odzyskana narzeczona
- 739 a
- Jennifer Armintrout Blood Ties 2 Blood Ties The Possession
- An Introducing to Literary Studies
- Gill_Griffith_Judy_Kopciuszek_z_zatoki_19
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- charloteee.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
czym wolno pobiegł na prawo, w zupełnie ciemną z tej strony ulicę. Maria, kiedyśmy pózniej
rozmawiali o tej beznadziejnej nocy, zawsze kwestionowała tego psa, a jeżeli nawet robiła
ustępstwo co do jego prawdziwości , kwestionowała fakt obsikania przez niego plakatu CDU.
Mówiła, że jestem całkowicie pod wpływem jej ojca i, nie zdając sobie sprawy z kłamstwa czy
przeinaczania prawdy, stwierdziłbym, że pies uświnił plakat CDU, nawet gdyby to był w rzeczy-
wistości plakat SPD. Tymczasem jej ojciec gardził SPD o wiele bardziej niż CDU, a ja co widziałem,
to widziałem.
Dochodziła już piąta, kiedy odprowadzałem Heinricha do domu i kiedyśmy szli przez
Ehrenfeld, coraz to mruczał do mnie, wskazując drzwi domów: Wszystko to moje owieczki,
wszystko moje owieczki . Drzwi otworzyła jego jazgotliwa gospodyni o żółtawych nogach, ze złością
skrzecząc: Cóż to znowu? Poszedłem do domu i po kryjomu uprałem prześcieradło w łazience w
zimnej wodzie.
Ehrenfeld, pociągi załadowane węglem brunatnym, sznury do rozwieszania bielizny, zakaz
kąpania się i czasem nocą spadające z szelestem przed naszym oknem paczki śmieci, jak
przelatujące niewypały, których grozba rozwiewała się w chwili upadku z głuchym klaśnięciem,
przedłużana co najwyżej toczeniem się zgubionej skorupy jajka.
Heinrich miał przez nas znowu awanturę ze swoim proboszczem, ponieważ chciał dla nas
dostać pieniądze z funduszu na cele dobroczynne. Poszedłem wtedy jeszcze raz do Edgara
Wienekena, Leon przysłał nam swój zegarek kieszonkowy do zastawienia. Edgar wydębił coś niecoś
z robotniczej kasy zapomogowej i mogliśmy przynajmniej zapłacić za lekarstwa, taksówkę i połowę
honorarium lekarza.
Myślałem o Marii, o zakonnicy odmawiającej różaniec, o słowie przekątna , o psie, o
plakatach wyborczych, o cmentarzysku samochodów i o moich zziębniętych rękach po upraniu
prześcieradła - a jednak nie mógłbym przysiąc, że to wszystko było naprawdę. Nie mógłbym także
przysiąc, że staruszek w konwikcie Leona opowiadał mi, jak telefonuje do zapowiedzi pogody w
Berlinie, żeby nadwerężyć finanse Kościoła, a jednak słyszałem to, tak jak słyszałem jego mlaskanie
i przełykanie, kiedy pochłaniał swój budyń karmelowy.
19.
Nie namyślając się długo i nie wiedząc jeszcze, co powiem, nakręciłem numer Moniki Silvs.
Zanim przebrzmiał pierwszy dzwonek, podniosła słuchawkę i powiedziała: - Halo!
Sam jej głos dobrze mi zrobił. Jest mądry i mocny. Powiedziałem: -Tu Hans, chciałem...- Ale
ona przerwała mi: - Ach, to pan...
Nie zabrzmiało to obrazliwie ani nieprzyjemnie, ale wyraznie można było poznać, że czekała na
telefon od kogoś innego. Może od przyjaciółki, może od matki. Mimo to poczułem się urażony.
- Chciałem pani tylko podziękować - powiedziałem. - Pani była taka dobra. - Czułem wyraznie
zapach jej perfum Tajga czy coÅ› w tym rodzaju, o wiele za mocnych dla niej.
- Tak mi przykro - powiedziała. - To musi być dla pana straszne. - Nie wiedziałem, co ma na
myśli: recenzję Kosterta, którą widocznie czytało już całe Bonn, czy ślub Marii, czy też obie te
rzeczy naraz. - Czy mogę panu w czymś pomóc? - spytała cicho.
- Owszem - odparłem. - Mogłaby pani przyjść tu i zlitować się nad moją duszą, a także nad
moim kolanem, które mi mocno spuchło.
Monika milczała. Spodziewałem się, że zaraz powie dobrze , i było mi trochę nieswojo na
myśl, że naprawdę mogłaby przyjść. Ale ona powiedziała:
- DziÅ› nie mogÄ™, oczekujÄ™ wizyty.
Powinna była, a przynajmniej mogła powiedzieć, kogo oczekuje, przyjaciółki czy przyjaciela.
Słowo wizyta przygnębiło mnie.
Powiedziałem:
- No, to może jutro. Prawdopodobnie będę musiał co najmniej z tydzień przeleżeć.
- Czy mogłabym coś jeszcze zrobić dla pana, to znaczy coś, co dałoby się załatwić przez telefon?
Brzmienie jej głosu pozwalało mi mieć nadzieję, że może jednak chodzi o wizytę przyjaciółki.
- Owszem - odparłem. - Mogłaby mi pani zagrać mazurka B-dur opus 7 Chopina.
Roześmiała się i powiedziała:
- Ależ pan miewa pomysły! - Pod wpływem jej głosu po raz pierwszy zachwiałem się w mojej
monogamii. - Nie bardzo lubiÄ™ Chopina i gram go zle.
- Ach, to nic nie znaczy - powiedziałem. - Ma pani pod ręką nuty?
- Gdzieś tu muszą być. Niech pan chwileczkę zaczeka. - Odłożyła słuchawkę na stół, słyszałem,
jak idzie przez pokój. Wróciła dopiero po kilku minutach i przypomniało mi się, co Maria kiedyś
mówiła, że nawet niektórzy święci mieli przyjaciółki. Naturalnie tylko duchowe, ale bądz co bądz:
dawały im to, co w tej sprawie jest duchowe. Ja nawet tego nie miałem. Monika podniosła słu-
chawkę. - No - powiedziała z westchnieniem - mam już te mazurki.
- ProszÄ™, niech pani mi zagra mazurka B-dur opus 7 Nr 1.
- Parę lat nie grałam Chopina, musiałabym trochę poćwiczyć.
- Pani nie chce, żeby pani gość usłyszał, że pani gra Chopina?
- Ach - odpowiedziała ze śmiechem - on może to spokojnie usłyszeć.
- Sommerwild? - spytałem bardzo cicho, usłyszałem jej okrzyk zdziwienia i ciągnąłem: - Jeżeli
rzeczywiście o niego chodzi, to niech mu pani spuści na głowę wieko fortepianu.
- Wcale na to nie zasłużył - odpowiedziała. - Bardzo pana lubi.
- Wiem i nawet w to wierzę - odparłem - ale wolałbym mieć tyle odwagi, żeby go zamordować.
- Poćwiczę trochę i zagram panu mazurka - powiedziała Monika prędko. - Zadzwonię do pana.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]