do ÂściÂągnięcia ^ pdf ^ ebook ^ pobieranie ^ download
Podstrony
- Strona startowa
- Montgomery Lucy Maud Pat ze srebrnego gaju 02 Pani na srebrnym gaju
- Gordon Lucy Bracia Rinucci 03 Rzymskie wesele (Rzymskie wakacje)
- Jak rozmawiać z Bogiem Lucy Rooney SND, Robert Faricy SJ
- Gordon_Lucy_ malzenstwo_po_Wlosku__03_ _Arystokrata_z_Toskanii
- Gordon Lucy Gdzie ożywają legendy 365
- Monroe_Mary_Alice_ _Bestsellers_ _Klub_ksiazki
- Monroe_Mary_Alice_ _Kruche_piekno
- Julie Kenner The Cat's Fancy
- Dragonlance Dark Disciple 03 Amber and Blood # Margaret Weis
- Roberts Nora Willa
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- fashiongirl.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jestem twoją utrzymanka, nikim więcej.
Długo milczał. Nieco uspokoiło go sformuło-
wanie być może przesadziłam". Jako wytraw-
ny negocjator wiedział, co ono znaczy. Strona
atakująca, najczęściej mimowolnie, wysyła syg-
nał, że oczekuje jakiejś dróżki wiodącej do
porozumienia, choć sama jej nie widzi. Ludzie
w ferworze dyskusji najczęściej lekceważą takie
banalne zwroty, ale Kalil wiedział swoje. Jednak
potem padły słowa nad wyraz niebezpieczne:
ale sedno sprawy jest oczywiste". I musiał
koniecznie coś z tym zrobić.
S
R
- Utrzymanka, powiadasz... - Udał głęboką
zadumę. - Niezależna kobieta, która się do mnie
wprowadziła dwa lata temu, nigdy nie dopuś-
ciłaby do tego, by tak ją określano. - Wiedział,
jak do niej przemówić. Zaraz Jade otrząśnie się
z tego dziwnego nastroju i spojrzy na rzeczywis-
tość inaczej. - Silna, niezależna kobieta, która
sama decyduje o swoim...
- Zmieniłam się, choć tego nie zauważyłeś.
- Zauważyłem. Ale nie mogę uwierzyć, że
naprawdÄ™ tak widzisz nasz zwiÄ…zek. JesteÅ› silnÄ…,
niezależną...
- Tak go widzÄ™, Kalil. Bo taki jest.
I tyle jego sztuki negocjacji. Poczuł się głęboko
znużony, bo sytuacja zdawała się beznadziejna,
a on zupełnie bezradny. Słowa Jade, a szczegól-
nie jej ton... Jakby budowała mur.
Ogarnęła go desperacja. Już nie panował nad
sobÄ….
- I co ? Potem sobie znajdziesz nowego spon-
sora?! - wybuchnÄ…Å‚.
- A idz do diabła! - Zerwała się z krzesła.
Przytrzymał ją gwałtownie, zmusił, by usiadła.
Milczenie, jakże długie i jakże nabrzmiałe.
Oboje wiedzieli, że w tej strasznej rozmowie
przekroczone zostały jakieś granice. I oboje
wiedzieli również, że już się zza tych granic
wycofują. Pomogło im w tym milczenie. I coś
jeszcze, coÅ›, co kryli w swoich sercach.
S
R
- Nie pójdę do diabła - powiedział cicho Kalil.
- Nie szukam innego... - Powstrzymała się
przed słowem sponsor".
Uśmiechnął się lekko. Nie wypowiadając
tamtego słowa, Jade ułatwiła dalszą rozmowę.
Niby drobny, ale jakże ważny niuans.
Rozluznił się nieco.
- Czyli jestem wyjÄ…tkowy? - szepnÄ…Å‚.
- Zawsze byłeś wyjątkowy.
Znów potrzebowali ciszy. Napięcie zmalało,
spojrzenia złagodniały.
- Dlaczego? - dopytywał.
- Nie chcę się nad tym teraz rozwodzić...
- Może ja chcę...
Przymknęła oczy. Znów była podminowana,
wściekła. Zachowywał się jak narcyz, zapa-
trzony w siebie piękniś. Miała dość tego wypy-
tywania, dość mówienia o swojej durnej, bez-
nadziejnej miłości.
- A może tak byś się zastanowił nad pożeg-
nalnym prezentem?! - zawołała, zrywając się
z krzesła.
- Jade...
Znów chwycił ją za rękę, ale wyszarpnęła się
z furiÄ….
- Bo ja... - Głos jej się załamał. - Bo ja już
ofiarowałam ci wszystko, co mogłam. -I dokoń-
czyła z trudem: - Gdy się rozstaniemy, w moim
sercu zagoszczą tylko ból i pustka.
S
R
Mierzył ją wzrokiem. Twardym, władczym...
i czułym.
- Wcale nie zamierzam się z tobą rozstawać,
Jade.
- A ja z tobą tak i sprawa skończona. To po
pierwsze. A po drugie... Zastanów się, jak dziwacz-
nie brzmi taka deklaracja w ustach kogoÅ›, kto
przez dwa lata związku nie zdobył się ani razu na
wyznanie miłości.
Również wstał. I znów nastąpiła cisza. Kalil
wpatrywał się w Jade, jego oczy błyszczały
niesamowicie.
Wreszcie powiedział z mocą:
- Nie wyobrażam sobie przyszłości bez ciebie.
- A ja bez ciebie muszę. - Już nie była
wściekła. W jej głosie brzmiał tylko smutek.
- Przemyślałam to wszystko dokładnie. Nie
chcę... nie mogę być wieczną kochanką. Teraz
jesteśmy razem, choć nie do końca, bo dla twojej
rodziny nie istnieję. To mnie poniża, z każdym
dniem coraz bardziej...
- Nie musi tak być zaw...
- A jaki los szykujesz mi na przyszłości!
- Znów obudził się w niej gniew. - Ożenisz się
z inną kobietą, godną tego, by została księżną,
a ja mam tkwić w Atenach i czekać, aż raczysz
się pojawić? Miałbyś ze mną zdradzać swoją
żonę? Taki los mi szykujesz?!
- Nigdy, przenigdy! - zaprzeczył żarliwie.
S
R
- Jedyną kobietą, którą mógłbym poprosić o rękę
jesteÅ› ty.
- To niemożliwe...
- Zapewniam cię, że możliwe.
- Przecież twoja rodzina nigdy mnie nie
zaakceptuje. Nie po tym, jak żyłam z tobą.
Utrzymanka, kochanka, dziwka... Nie, na dwo-
rze pewnie używa się słowa ladacznica" - za-
drwiła gorzko.
Zaśmiał się rozbawiony.
- Jestem pewien, że wcale tak nie myślą.
- Nie chcieli mnie poznać, bo jestem twoją
kochankÄ…! I to siÄ™ nigdy nie zmieni!
- To poznają cię jako moją żonę - stwierdził
stanowczo.
Nie miała pojęcia, co o tym wszystkim myś-
leć. W głowie kłębiły jej się najróżniejsze myśli,
a w sercu wałczyły skrajne uczucia. Pewność,
którą słyszała w głosie Kalila, była jak balsam na
jej poranione serce, ale nie wiedziała, czy może
jej zaufać.
- Nie mówisz tego poważnie... To niemożliwe.
Podszedł bliżej i oparł dłonie na jej ramionach.
Przekazał jej swoje ciepło, poczuła się cudownie
bezpieczna. Jak wiele by straciła, gdyby musieli
się rozstać...
- Mówię jak najbardziej poważnie, aziz - po-
wiedział z naciskiem. -I mylisz się, jeśli myślisz,
że cię nie kocham.
S
R
- Nigdy tego nie powiedziałeś...
- Wiem, to okropne - przyznał z wielkim
żalem. - Uwierz mi jednak, że nie wynikało to
z braku uczucia do ciebie.
Spojrzała w jego oczy i dostrzegła w nich to,
czego nie widziała nigdy przedtem. Nie wątpiła,
że mówił szczerze. Zbyt szczerze, by zignoro-
wać jego słowa.
- Za pózno - powiedziała z bólem. - Roz-
stanie było nam pisane od dnia, w którym się do
ciebie wprowadziłam. Dopiero niedawno uświa-
domiłam to sobie.
- Uświadom więc sobie teraz, że nigdy nie
pozwolę ci odejść, aziz. Nigdy.
- Będziesz musiał - odparła smutno. - Twoja
rodzina nigdy mnie nie zaakceptuje, a ty nigdy
siÄ™ jej nie przeciwstawisz.
- Mówisz tak, jakbyś chciała, żebyśmy się
rozstali...
- Nie! To nie tak! - Widziała, jak odetchnął
z ulgą. - Po prostu życie tego od nas wymaga.
- A my czegoś innego żądamy od życia.
Nigdy siÄ™ nie rozstaniemy, aziz, bo pragniemy
być z sobą na zawsze. I nie powtarzaj w kółko,
że to niemożliwe. Prawdziwa wiara może prze-
nosić góry. Pokonamy wszystkie przeciwności,
obiecujÄ™. JesteÅ› mojÄ… kobietÄ… i nie dopuszczÄ™,
żeby to się zmieniło.
Bała się uwierzyć w jego słowa. Czekała na
S
R
nie tak długo, a gdy w końcu je usłyszała, nie
potrafiła się nimi cieszyć.
- Ale... - zaczęła niepewnie - ...twoja rodzi-
na... Przecież...
- Pokocha ciÄ™ tak samo jak ja.
- Nie, to niemożliwe... Ty nie kochasz mnie
prawdziwie. - Znów do tego wróciła. Tkwiło
to w niej jak bolesny cierń. - Nigdy nie powie-
działeś...
- Nie czułem takiej potrzeby - przyznał
z bólem. - Byłem zapatrzonym w siebie durniem,
który cieszył się twoją miłością. Powinienem był
więcej myśleć o tobie, a nie o tym, jak dobrze mi
z tobą. Ale uwierz mi, moje serce należy do ciebie.
Nie wiedziała, czy może mu uwierzyć.
- Proszę, Kalil, nie mów takich rzeczy, jeśli
nie jesteÅ› pewien... Nie teraz. Nawet nie wiesz,
ile to dla mnie znaczy. To za dużo na raz...
Proszę, przemyśl sobie wszystko dokładnie. Po-
rozmawiajmy o tym pózniej... po gali.
- Nie ufasz mi - powiedział z ciężkim wes-
tchnieniem.
To była prawda. Nie chciała jednak mówić
tego głośno, to byłoby zbyt bolesne dla nich
obojga. Wolała milczeć.
- Popełniałem błędy - przyznał zduszonym
głosem. - Ale je naprawię.
- Niektórych rzeczy nie możesz już napra-
wić - powiedziała smutno. - Już za pózno.
S
R
W odpowiedzi tylko się uśmiechnął i pocało-
wał ją. Ta czuła pieszczota sprawiła, że łzy
popłynęły jej z oczu.
- Nigdy nie pozwolę ci odejść - powtórzył
[ Pobierz całość w formacie PDF ]