do ÂściÂągnięcia ^ pdf ^ ebook ^ pobieranie ^ download
Podstrony
- Strona startowa
- Montgomery Lucy Maud Pat ze srebrnego gaju 02 Pani na srebrnym gaju
- 230. Anderson Caroline Samotna pani doktor
- 63 Pani McGinty nie Ĺźyje
- (Raija ze śnieżnej krainy 09) Bez korzeni Bente Pedersen
- Diana Palmer Long tall Texans 02 BiaśÂ‚a suknia
- Iain Banks Whit
- Andersen's Fairly Tales
- JAN JAKUB KOLSKI Kulka z chleba
- Deveraux Jude Ujarzmienie 02 Zdobywca
- Flux Orson Scott Card
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- anusiekx91.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jakby zamierzając przeciąć drogę swemu towarzyszowi. Lecz skręciły i cofnęły się, gdy
Kosgro chwycił małe stworzenie, które natychmiast zaczęło się wyrywać. Wówczas pozostałe
zerwały się do ucieczki. Poruszały się z taką szybkością, że nigdy nie zdołałabym ich
dogonić.
Kosgro z pewnym wysiłkiem zapanował nad jeńcem. Dyszał trzymając Oomarka,
podczas gdy chłopiec kopał i rył darń kopytami. Gdy podeszłam do nich, Oomark krzyknął
przenikliwie:
- Puść mnie, puść mnie! Kłamałaś! Griffy ego tutaj nie ma!
Puść mnie! Zawołam Bartare. Ona sprowadzi Panią i wtedy pożałujecie - naprawdę
pożałujecie.
Znowu był małym chłopcem. Teraz, w napadzie furii, utracił ów dziwny sposób
wysławiania się, jaki pojawił się wraz ze zmianami w wyglądzie.
- Chcę się zobaczyć z Bartare, Oomark. Jeśli ją zawołasz, będę ci bezgranicznie
wdzięczna&
Tak nagle zaprzestał prób wyrwania się, że nabrałam podejrzeń. Miałam nadzieję, że
Kosgro nie da się zwieść i nie puści go.
- Nie wiesz, co mówisz. Bartare i Pani sprawią, że będzie ci okropnie przykro. Bardzo
dobrze wiedzą, co zrobić, żeby komuś było przykro. Zobaczysz!
- Chcę zobaczyć się z Bartare. I myślę, że wiesz, gdzie ona jest. Mówiłeś, że wiesz,
miałeś mnie tam zaprowadzić.
- Nie lubię tamtego miejsca. Jestem już wśród swoich - należę do wolnego Ludu.
Pozwól mi wrócić do nich.
Stał spokojnie i teraz był raczej gotów błagać o wolność, niż walczyć o nią. Tylko że
w spojrzeniu utkwionych we mnie oczu kryła się chytrość, pomyślałam, że lepiej zrobimy nie
ufając mu. Jego towarzysze, do których chciał wrócić, zniknęli już z pola widzenia.
- Oomark, nie należysz do tego świata& - zaczęłam, ale zobaczyłam, że Kosgro
potrząsa głową. Wiedziałam, co chciał przez to powiedzieć: ten argument nie trafi do chłopca.
Miał rację, lecz może gniew byłby skuteczniejszy.
- Nie wierzę, że wiesz, gdzie jest Bartare. Tylko tak mówisz. Gdybyś naprawdę
wiedział, dowiódłbyś tego&
Nie miałam pojęcia jak postąpić, gdyby odmówił współpracy. Mogliśmy zatrzymać go
w charakterze więznia, lecz przecież nie zmusilibyśmy go, żeby pokazał nam drogę. A nawet
jeśliby się na to zgodził, skąd pewność, że prowadzi nas tam, gdzie chcemy?
- Będziesz żałować, naprawdę będziesz żałować!
- Doskonale, będę żałować. Lecz mimo to muszę zobaczyć się z Bartare.
- Ona jest z Panią. Nie lubię Pani. Nie chcę tam iść&
Jego niechęć do tajemniczej towarzyszki Bartare była tak wielka, że nie trafiały do
niego żadne argumenty. Mogłam tylko próbować wciąż od nowa.
- Chcesz wrócić do swoich przyjaciół, prawda? Zaprowadz nas zatem do Bartare.
Wówczas pozwolimy ci wrócić. Lecz dopóki tego nie zrobisz, zostaniesz z nami.
Być może w tym kosmatym ciele pozostała wystarczająco duża cząstka dawnego
Oomarka, by mógł odczuć wagę autorytetu dorosłego człowieka, bowiem odpowiedział
ulegle:
- Dobrze. W każdym razie nie będzie mi cię żal - i ciebie też kiedy spotkacie się z
PaniÄ….
- Chodzmy już - powiedziałam.
Oomark wyszczerzył zęby.
- Tym lepiej dla mnie. Wreszcie zobaczę twój koniec!
W jego głosie zabrzmiało coś więcej, niż zwykła dziecięca złośliwość. Tak jak
wcześniej w przypadku Bartare, tak i teraz odniosłam wrażenie, że zdobył wiedzę, jakiej
nigdy żadne dziecko nie powinno posiadać. Obca cząstka jego istoty znowu wzięła górę,
tłumiąc to, co jeszcze pozostało w nim z człowieka. Uniósł wzrok, oglądając się na Kosgro.
- Możesz mnie puścić, ty Pomiędzy - powiedział tonem rozkazu. - Nie ucieknę.
Chcesz, żebym to przysiągł na Darń i na Liść?
Kosgro cofnÄ…Å‚ siÄ™ o krok.
- Wystarczy mi twoja obietnica.
- Więc chodzmy, jeśli tego chcecie!
Ruszył przed siebie, rozgorączkowany i zniecierpliwiony, co chwilę oglądając się na
nas.
Podążyliśmy za nim. Prowadził, utrzymując takie tempo, że musieliśmy kłusować, by
nie pozostać w tyle. Gdy znalezliśmy się wśród krzaków z jagodami, usłyszałam przenikliwe
głosy. Pecyny miękkiej ziemi zmieszanej z rozgniecionymi jagodami nadleciały znikąd,
rozpryskując się na nas, dopóki Oomark nie uniósł ręki i nie krzyknął ostro. Wówczas grudy
ziemi przestały spadać, a jego towarzysze, którzy być może planowali zasadzkę, pozwolili
nam przejść. Kiedy jednak w pewnej chwili obejrzałam się za siebie, zobaczyłam, że nie
opuścili Oomarka, lecz zbili się w grupę, podążając naszym śladem.
Nie miałam żadnych wątpliwości, że narażamy się na jedno z wielkich
[ Pobierz całość w formacie PDF ]